Symetryzm – egocentryzm czy obiektywizm?

Wyjście poza powszechną w Polsce polaryzację jest wyzwaniem często skazującym na wykluczenie z debaty. Nadaje lewicowo-liberalny stygmat wśród zwolenników PiS, a wśród fanów opozycji łatkę obrońcy Kościoła katolickiego i tradycyjnych wartości rodzinnych.

Publikacja: 04.11.2022 17:00

Mirosław Owczarek

Mirosław Owczarek

Pod koniec lata przez polskie media przetoczyła się dyskusja między o. Ludwikiem Wiśniewskim a Tomaszem Terlikowskim. 6 sierpnia o. Wiśniewski wystosował list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego, w którym prosi go o zaprzestanie „zatruwania Duszy Narodu” poprzez szczucie na opozycję – i wszelkie osoby odmiennie myślące – w „Wiadomościach” TVP. Przedstawił działania telewizji jako zdradę obietnicy wolnej Polski, o którą walczyła antykomunistyczna opozycja.

Dwa tygodnie później Tomasz Terlikowski, skądinąd zgadzając się z krytyką o. Wiśniewskiego kierowaną wobec obozu Kaczyńskiego, odpowiedział duchownemu, że chcąc rzeczywiście wyrazić troskę o Polskę, powinien również zwrócić uwagę na manipulacje i wykluczanie popełniane przez media liberalne typu „Newsweek” i TVN 24. „Wiśniewskiemu zabrakło chrześcijańskiego symetryzmu” – ocenił Terlikowski, na co o. Tomasz Dostatni (w „Gazecie Wyborczej”), Bartosz Węglarczyk (Onet), a na koniec sam o. Wiśniewski nastroszyli pióra, sugerując, że ów brak niuansowania nie jest zarzutem, lecz zasługą i obroną demokracji. Dyskusja Wiśniewskiego i Terlikowskiego ma tę niewątpliwą zaletę, że pozwala dobrze wyjaśnić istotę pojęcia symetryzmu.

Czytaj więcej

Geniusz kina i cudze pomysły

Pozytywny egocentryzm

W Polsce istnieją dwa rozumienia symetryzmu. Pierwsze, związane bardziej z konsumentami internetowych memów, sprowadza się do zdania „ci kradną i tamci kradną”. Postawa taka najczęściej jest demonstracją obojętności wobec polityki i niewiary w możliwość zmiany. W tym układzie, skoro symetrysta w każdej sytuacji podaje równą przewinę strony drugiej, nie są u niego możliwe zdecydowane stanowiska. Symetryzm taki jest może jakąś formą rozrywki myślowej czy prowokowania rozmówcy, lecz nie stanowi manifestacji wrażliwości. Ewentualnie ów symetrysta może być zacietrzewionym fanem PiS-u lub PO, który przywołuje przewinę drugiej strony powodowany nie indywidualnym wyczuciem zarówno harmonii, jak i przesady, ale obroną ulubionego plemienia: „skoro tamci kradli, my też możemy”.

Wiele osób, w tym uznanych publicystów (również tych krytycznych wobec symetryzmu), przyjmuje jednak bardziej humanistyczne, prawdziwsze rozumienie symetryzmu. Symetrysta to dla nich raczej ktoś, kto wywyższając własną autonomię i wrażliwość ponad walkę dwóch plemion, jest gotów krytykować obie strony sporu z nastawieniem na działanie, na przemówienie komuś do rozsądku, a nie obojętność. Zauważmy, że zdanie „ci kradną i tamci kradną” jest tu nadal obecne, lecz rozszerzone: oznacza tutaj niepowstrzymywanie się przed krytykowaniem dowolnego stronnictwa, gdzie zdaniem jednostki jest to konieczne, i chwaleniem go tam, gdzie komentator widzi jakieś dobre działanie.

Można powiedzieć, że hasło „ci kradną i tamci kradną” oznacza w przypadku „humanistycznego” symetrysty: „obie strony w czymś się mylą i w czymś mają rację”. Chęć wypowiedzenia przez taką osobę swojej specyficznej opinii – romantyczna etyka przekonań, lecz również myślenie o konsekwencjach w postaci bardziej zgodnej, twórczej Polski – umyka zwulgaryzowanej etyce konsekwencji i przaśnemu logocentryzmowi w postaci rozumowania: „niech słowa wasze będą: tak, tak – nie, nie”, czy: „używając słowa naród czy od czasu do czasu krytykując również opozycję, jednostka obiektywnie wspiera PiS”.

W 2017 roku w mediach społecznościowych Ośrodek Myśli Politycznej dobrze określił symetrystę słowami Michela de Montaigne’a: „jestem gwelfem dla gibelinów i gibelinem dla gwelfów”. Innymi słowy: moje odczytanie rzeczywistości jest tak zniuansowane, pełne złości na oba stronnictwa i dostrzegania jaskółek dobra po obu stronach, że w gronie PiS-owców będę uznana za lewicowo-liberalną relatywistkę, a w gronie anty-PiS-u za zwolenniczkę PiS i tradycyjnych wartości rodzinnych.

Ale intencji symetrysty nie stanowi wyłącznie wykazanie konkretnych przewin i zasług obu stron. Stosowanie równej rzeczowości (albo równej ironiczności!) w ocenie dwóch stronnictw nie jest powodowane jakimś dogmatycznym naukowym obiektywizmem, dystansowaniem się od uczuć patriotycznych i od afirmacji swojego ego, lecz działaniem na rzecz wspólnoty niewykluczającej takiego romantycznego indywidualisty, którego przemyślenia i intuicje nie mieszczą się w schemacie polaryzacji – z patriotyczną wiarą, że to właśnie one mogą być właściwą receptą na państwo. W tym sensie nawet symetryzm przedstawiany w znanym memie – człowiek, który stoi pośrodku grupy osób z tęczowymi flagami i grupy osób z nacjonalistycznymi emblematami, mówi: „chcę, abyśmy wszyscy byli przyjaciółmi” – ma w sobie ziarno prawdy. Choć nie chodzi tu o lukrowane zgadzanie się ze wszystkimi i de facto spełnienie wolności negatywnej – rozejście się do domów – ale o równość, pluralizm i swoistą patriotyczną szorstką przyjaźń na agorze.

Ten egoistyczno-patriotyczny wymiar symetryzmu jest doskonale widoczny w odezwie Terlikowskiego: jak zaznacza autor, krytyka zarówno TVP, jak i TVN nie jest dokonywana z pozycji zwolennika postawy PiS-owskich mediów publicznych. „Wiadomości TVP – pisze Terlikowski – uprawiają tępą propagandę sukcesu i nienawiści wobec Donalda Tuska, ale równie tępą propagandę anty-PiS uprawiał przez lata »Newsweek«, którego okładkom też wiele brakowało do obiektywizmu. TVN 24, choć jest robiony na o wiele lepszym poziomie, także bywa niezwykle jednostronnie zaangażowany po jednej ze stron sporu politycznego, i nawet jeśli jest to robione delikatniej, w jedwabnych rękawiczkach, to także się dokonuje. (…) Tak, tak, kilka tygodni temu także Donald Tusk mówił: wierzysz w Boga – nie głosujesz na PiS”.

W słowach tych publicysta zauważa, że nie tylko państwowe, ale również opozycyjne media zachowują się w sposób raniący, pozbawiający domu osoby o zniuansowanych poglądach; „wylewają dziecko z kąpielą”. Dostrzeżenie szkodliwości nie tylko grubo ciosanej propagandy, lecz także (być może nawet groźniejszego) wykluczania „w jedwabnych rękawiczkach” wymaga ogromnej wrażliwości, powiedziałabym: właśnie owego pozytywnie rozumianego egoizmu, przywiązania do siebie, które na podstawie symptomatycznych zdań wkomponowanych w główny przekaz pozwala zauważyć, że jestem wykluczana/wykluczany również przez tę drugą stronę.

Można się domyślać, że skrytykowanie zarówno słów Tuska („wierzysz w Boga – nie głosujesz na PiS”), jak i Kaczyńskiego utożsamiającego chodzenie do kościoła z głosowaniem na PiS wynikało z wyobrażenia sobie przez Terlikowskiego, iż wiele osób – również on sam – może poczuć się dotkniętych wmawianiem im, że ich wiara musi być powiązana z takim, a nie innym wyborem politycznym.

Chrześcijańskie i prowspólnotowe nastawienie Terlikowskiego w jego liście do o. Wiśniewskiego nie stoi w sprzeczności z tym, że jego tekst siłą rzeczy ujawnia (pozytywny!) egocentryzm symetrysty. Choć określenie przezeń pożądanej postawy jako „chrześcijańskiego symetryzmu” nasuwa skojarzenia z samowyrzeczeniem, z ewangelicznym nakazem dostrzegania wad również u siebie, a nie tylko u innego, to jej realizacja jest raczej postawą ponad polaryzacją. Preferowaniem przez obywatela konfliktu między „ja” a „światem” zamiast schematów kolektywnych, takich jak „społeczeństwo otwarte kontra zamknięte” lub „państwo Boże kontra państwo ziemskie”.

Nie chodzi o konflikt ze wszystkimi, ale też – w duchu heraklitejskiej harmonii przeciwieństw – dostrzeganie u różnych „innych” (np. u obu stron polaryzacji) raz przewin, raz zasług.

Czytaj więcej

Jan Strzeżek: PiS po bandycku rozgrywał Porozumienie

Przeciw inkluzywnej wspólnocie

Symetrysta – również ten szkicowany w liście Terlikowskiego – nie ocenia środowiska lewicowo-liberalnego jako jego członek, piętnując „ich wady” jako „swoje”, za które musi odpokutować, lecz przyjmuje pozycję kogoś jeszcze innego, raczej nie pokazując się od strony win. Wręcz przeciwnie: chwali się (i słusznie!) tym, że dzieląc się swym zniuansowanym spojrzeniem, czyni zasługę dla życia publicznego. W liście Terlikowskiego relatywizacja sporu obu stron („PiS-u” i „anty-PiS-u”) pozwala na wprowadzenie osoby trzeciej na równych prawach – symetrysty, indywidualisty – i w ten sposób stworzenia „wspólnoty inkluzywnej”, izonomii. Na jakimś metapoziomie riposty Wiśniewskiego, Onetu i „Wyborczej” są buntem przeciwko tej inkluzywnej dla indywidualisty wspólnocie.

Terlikowski pisze: „O. Wiśniewski formułuje w wielu sprawach słuszne zarzuty, gani za prawdziwie winy, ale nie jest w stanie wznieść się ponad własne sympatie (a te są od lat znane) partyjne. (...) Na głos prawdziwie prorocki (w Polsce zawsze w takiej sytuacji przywołuje się Piotra Skargę) przyjdzie więc nam jeszcze poczekać”. Słowa te – nawet mimo woli piszącego – pokazują, że konflikt „polaryzacja kontra symetryzm” nie jest konfliktem emocji z czystym rozumem, lecz raczej kolektywnych (plemiennych) emocji i przaśnego racjonalizmu z indywidualnym połączeniem rozumu i poruszeń serca.

Bunt przeciwko temu, aby plemiona pośredniczyły między mną a polityką, jest kolejnym wyznacznikiem „egoistycznego patriotyzmu” symetrysty. Podobnie jak w często polemicznie przytaczanym przez konserwatystów (np. Chantal Delsol) schemacie państwa „lewacko-nowożytnego”, które charakteryzuje się zanikiem grup pośrednich między tym, co indywidualne, a tym, co uniwersalne, symetrysta-indywidualista nie potrzebuje pośrednika w postaci plemion. „Tych, których jest wielu; którzy chwalą niemęskim głosem panowanie nad sobą i sprawiedliwość” – by użyć słów Kalliklesa z Platońskiego „Gorgiasza”. Parafrazując: nie potrzebuje tych, którzy wycierają sobie usta „obroną demokracji” (liberalizm) i „wprowadzaniem w Polsce Państwa Bożego na ziemi” (konserwatyzm), aby zlikwidować potrzebną symetryście przyjaźń, agonistyczną demokrację, wroga obu stron.

Jeżeli symetryzm faktycznie kryje w sobie każdorazowe oskarżenie obu stronnictw o winę, to wina ta polega na tym, że zarówno w rdzeniu konserwatywnej, jak i lewicowo-liberalnej konstrukcji ideowej tkwi pewna niechęć do prezentowania przez jednostkę własnego sposobu połączenia z ojczyzną w ramach pluralistycznej agory. Niechęć do tej agory – w tym do „symetrystycznej”, wrażliwej jednostki niuansującej walkę między „światłością” a „ciemnością” – powiązana jest u jednej strony z krytyką „lewicowo-liberalnego relatywizmu skupionego na realizowaniu przyjemności i konsumpcji w demokracji, gdzie każdy krzyczy, że ma rację”; a u drugiej strony – z krytyką „sarmackiej wolności splecionej z polskim traktowaniem Kościoła katolickiego jako przeciwieństwa skromności”.

Czytaj więcej

Iran. Krwawo odzyskany głos mniejszości

Różnicowanie statusu zdarzeń

Dyskusja Wiśniewskiego i Terlikowskiego pokazuje istotę symetryzmu również w inny sposób. Symetrystyczne „zrównywanie win” rzeczywiście istnieje nie tylko w sferze idei, ale również ocen realnych sytuacji, lecz dotyczy nie spraw jednostkowych, tylko szerszych „bloków” zjawisk. Przykładowo, gdy w 2017 roku nie wpuszczono do Sejmu licealistów z tęczowymi i prouchodźczymi przypinkami, ewidentnie zawiniła Straż Marszałkowska realizująca rozkazy PiS-u, a licealiści byli ofiarami pozbawionymi prawa do autoekspresji. Gdy jednak odmawia się Krystynie Pawłowicz orzekania w Trybunale Konstytucyjnym dlatego, że jest ona „nieobiektywną” przeciwniczką Unii Europejskiej, to właśnie ona – wraz z jej prawem do autoekspresji – jest ofiarą uniwersalistyczno-liberalnego kultu neutralności, a przemądrzali zwolennicy „procedur” są agresorem.

Można jednak te wydarzenia połączyć. Gdy obydwa przypadki stoją obok siebie, wtedy widzimy, że raz to „obóz PiS”, a innym razem „anty-PiS” ma tendencje do ograniczania wolności wypowiedzi. W liście Terlikowskiego przejawem takiego szerokiego spojrzenia jest zalecenie, aby dostrzegać, że obie strony są odpowiedzialne za polaryzowanie polskiego społeczeństwa.

„Nieuczciwe jest obarczanie winą za proces głębokiego podziału polskiej sceny politycznej i o ostre wypowiedzi jedynie Jarosława Kaczyńskiego” – zwrócił uwagę Terlikowski. Gdy Ludwik Wiśniewski odpisał Terlikowskiemu, zaczął się tłumaczyć za pomocą kolejnego – wyrażającego dogmatyczną niechęć zwolenników polaryzacji wobec niuansów i różnorodności – „przaśnie logocentrycznego” argumentu: TVP jest publiczna, dlatego należy ją krytykować za polaryzację; ponieważ TVN i „Newsweek” są prywatne, ich krytyka może poczekać (a raczej: może nigdy nie być wygłoszona). Wskazanie na status obu telewizji okazał się sposobem na ominięcie faktu, że – co dostrzega symetrysta – media te przynoszą podobne szkody w postaci polaryzacji i wykluczania kolejnych osób.

Na jeszcze inny sposób wracamy tu do kwestii przyznawania równego statusu różnym wydarzeniom. Kwestia ta jest bardzo relatywna i za każdym razem należy zastanowić się, kto ma rację. Obecność na agorze „symetrysty”, osoby wykraczającej poza polaryzację, może pomóc zauważyć przeoczone podobieństwo dwóch wydarzeń.

Dla osoby „spolaryzowanej” (np. Wiśniewskiego) dwa przypadki obrażania i dezawuowania jakiegoś polityka czy grupy nie są równe, gdy tymczasem dla wrażliwego indywidualisty mogą być one równie niszczące (bądź równie chwalebne). W przypadku, kiedy „nierówność” działań dwóch telewizji jest uzasadniana publicznym statusem pierwszej i prywatnym drugiej, należy raczej poprzeć argumentację symetrysty – w tym przypadku Terlikowskiego. Zwłaszcza że chwilę później w liście Wiśniewskiego symetryzm zostaje przeciwstawiony postawie „moje chrześcijaństwo każe mi po prostu bronić człowieka, który jest skrzywdzony”. Gdyby w tej kwestii Wiśniewski rzeczywiście taką postawę reprezentował, poglądy autora na sprawę obustronnej winy powinny być bliższe Terlikowskiemu, a status własnościowy telewizji powinien mieć drugorzędne znaczenie. Telewizja publiczna ma prawną „misję”, ale chyba niepisaną „misję” niekrzywdzenia, w tym niekrzewienia stereotypów mają również prywatne media.

Wspólne schematy

Spór Wiśniewskiego, Terlikowskiego i innych komentatorów toczył się nie o konkretne poglądy, ale o warunek wstępu na agorę. O to, czy nasze wielkie racjonalne wartości pozwalają dopuścić symetrystę, czy też należy go uciszyć. Dobrze pokazuje to zakończenie listu Wiśniewskiego. Symetrysta zostaje w nim nie po raz pierwszy zaszantażowany uciekaniem od ewangelicznego „Tak, tak – nie, nie”.

Powzięte przez Wiśniewskiego skojarzenie symetryzmu z porzuceniem tej zasady jest słuszne, i tym bardziej przeraża fakt, że symetrysta jest tymi słowami upominany z pozycji osoby duchownej. Ten ewangeliczny cytat – a może tylko jedna z jego możliwych interpretacji – mówi, że nie ma miejsca dla indywidualnego spojrzenia, na znalezienie siebie pomiędzy dwiema stronami, na promowanie w związku z tym własnego, bardziej osobliwego zestawu spraw na „tak” i na „nie”. Częste posługiwanie się owym ewangelicznym zdaniem, aby uciszać indywidualistę, to kolejny czynnik symetrii, być może głębszej, niż się wydaje, stronnictwa konserwatywnego i dzisiejszego obozu lewicowo-liberalnego.

Z drugiej strony, trudno całkowicie – zwłaszcza autorce-symetrystce – dewaluować poglądy o. Wiśniewskiego. Cenne w jego postawie jest przyznawanie się do posiadania – zapewne tak jak Terlikowski – pewnego „wyobrażenia wolnej Polski”, podług którego ocenia on bieżące działania uczestników debaty publicznej. Trzymanie się jakiejś własnej, rdzennej, niezmiennej, acz intuicyjnej, wizji tego, co powinno być, jest w polityce antykolektywistyczną wartością, jeżeli owo wyobrażenie nie jest jedynie chwytem retorycznym.

Podobnie słowa o. Wiśniewskiego o Jarosławie Kaczyńskim – „Muszę się Panu przyznać, że Pańskie wypowiedzi sprawiają mi często ból, niemal fizyczny” – są przywróceniem emocjom i uczuciom należnego miejsca w przeżywaniu zdarzeń politycznych. To ważne szczególnie dziś, kiedy na fali (często słusznej) krytyki ruchu woke odwoływanie się do personalnego odczuwania zdarzeń i wypowiedzi politycznych (jak niedawne podważenie przez postchrześcijańską blogerkę Jolę Szymańską zdania Jana Pawła II „Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali”) jest wyśmiewane jako „bycie wrażliwym płatkiem śniegu”.

Anna Czepiel – filozofka i politolog, badaczka pojęcia symetryzmu (ostatnio wydała książkę pt. „Ontologia symetryzmu. Umiarkowanie polityczne jako nowy romantyzm”.

Pod koniec lata przez polskie media przetoczyła się dyskusja między o. Ludwikiem Wiśniewskim a Tomaszem Terlikowskim. 6 sierpnia o. Wiśniewski wystosował list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego, w którym prosi go o zaprzestanie „zatruwania Duszy Narodu” poprzez szczucie na opozycję – i wszelkie osoby odmiennie myślące – w „Wiadomościach” TVP. Przedstawił działania telewizji jako zdradę obietnicy wolnej Polski, o którą walczyła antykomunistyczna opozycja.

Dwa tygodnie później Tomasz Terlikowski, skądinąd zgadzając się z krytyką o. Wiśniewskiego kierowaną wobec obozu Kaczyńskiego, odpowiedział duchownemu, że chcąc rzeczywiście wyrazić troskę o Polskę, powinien również zwrócić uwagę na manipulacje i wykluczanie popełniane przez media liberalne typu „Newsweek” i TVN 24. „Wiśniewskiemu zabrakło chrześcijańskiego symetryzmu” – ocenił Terlikowski, na co o. Tomasz Dostatni (w „Gazecie Wyborczej”), Bartosz Węglarczyk (Onet), a na koniec sam o. Wiśniewski nastroszyli pióra, sugerując, że ów brak niuansowania nie jest zarzutem, lecz zasługą i obroną demokracji. Dyskusja Wiśniewskiego i Terlikowskiego ma tę niewątpliwą zaletę, że pozwala dobrze wyjaśnić istotę pojęcia symetryzmu.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi