Geniusz kina i cudze pomysły

W Iranie reżyserzy są skazywani na więzienie, mają zakaz wykonywania zawodu. Najwybitniejszy z nich, zdobywca dwóch Oscarów, Asghar Farhadi potrafi tego uniknąć. Ale i on zaczyna mieć kłopoty. Choć z innego powodu.

Publikacja: 04.11.2022 17:00

„Bohater” Asghara Farhadiego to zdobywca Grand Prix na festiwalu Cannes w 2021 roku, ale reżyser wyk

„Bohater” Asghara Farhadiego to zdobywca Grand Prix na festiwalu Cannes w 2021 roku, ale reżyser wykorzystał w nim opowieść z filmu młodej irańskiej dokumentalistki

Foto: materiały prasowe

W Iranie powstaje około 100 filmów rocznie. Głównie komedie romantyczne, oczywiście w wydaniu lokalnym. Romanse się zdarzają, ale na końcu właściwe wartości zwyciężają, a niemoralni bohaterowie zostają ukarani. Świat ma jednak inny obraz kina irańskiego. Od dekad filmowcy z tego kraju borykają się z cenzurą, robiąc obrazy polityczne, mają zakaz pracy, a nawet wyroki sądowe. Często są skazani na emigrację. Inni starają się jakoś kluczyć pomiędzy zakazami i nakazami.

Do tych ostatnich należy Asghar Farhadi, jego „Rozstanie” i „Klient” zdobyły Oscary w kategorii najlepszego filmu zagranicznego, on sam za scenariusz pierwszego tytułu dostał nominację do tej statuetki. Ma też Złoty Glob, berlińskiego Złotego Niedźwiedzia, francuskiego Cezara i mnóstwo innych nagród. Bo jego filmy, choć osadzone w realiach islamu, są całkowicie uniwersalne. Pracował we Francji i Hiszpanii, ale najlepiej czuje się w rodzimym Iranie. Tu w przeciwieństwie do wielu jego kolegów, których w ojczyźnie dotykają represje, może tworzyć w miarę spokojnie.

A jednak ostatnio nad głową Irańczyka zbierają się ciemne chmury. Coraz głośniej mówi się, że kradnie pomysły na filmy, a nazwisk współpracowników nie umieszcza nawet w napisach końcowych. Rachel Aviv, autorka artykułu w „New Yorkerze”, bardzo dokładnie to zweryfikowała, skupiając się przede wszystkim na dramacie jego studentki, która oskarża swojego mistrza o zawłaszczenie w „Bohaterze” tematu jej dokumentu.

„Bohater”, zdobywca ubiegłorocznego canneńskiego Grand Prix, to historia Rahima, któremu życie się nie ułożyło. Małżeństwo się rozpadło, on trafił do więzienia za długi, gdy oszukał go biznesowy partner. Jest winien pieniądze byłemu szwagrowi. Podczas dwudniowej przepustki stara się go namówić, by wycofał oskarżenie, a wtedy on, pracując, powoli odda mu wszystko. – W Iranie, jeśli wierzyciel ustąpi, dłużnik jest z więzienia zwalniany – tłumaczy reżyser.

Szwagier jest nieugięty, ale Rahim ma wsparcie bliskiej rodziny i ukochanej kobiety, z którą po odbyciu kary chce się ożenić. Ona właśnie, gdy mężczyzna jest na przepustce, znajduje woreczek ze złotymi monetami. Wystarczyłoby, żeby oddać dużą część długu. Jednak przeważają uczciwość i poczucie przyzwoitości. Rahim wywiesza ogłoszenia i zjawia się nieznajoma kobieta. Odbiera pieniądze i znika, ale wydarzenie zostaje nagłośnione w mediach. On staje się bohaterem, do więzienia, gdzie po przepustce musiał wrócić, przyjeżdżają dziennikarze, organizacja charytatywna zbiera dla niego pieniądze. Rozmaite sploty okoliczności sprawiają jednak, że to, co miało przynieść mu szczęście, ostatecznie go pogrąża. Ludzie przestają wierzyć w jego dobre intencje, podważają jego uczciwość, odwracają się od niego.

Niepoślednią rolę w całej historii odgrywają media społecznościowe i telewizja. Potęgi, które dzisiaj mogą postawić człowieka na piedestał lub zniszczyć. Wykorzystywane przez władze, by tworzyć sztuczne mity.

Czytaj więcej

Mocne związki z życiem polskiego kina

Twórca nierepresjonowany

Farhadi nie jest typem dysydenta walczącego z reżimem. Nigdy nie pozwala sobie na otwartą krytykę władzy. Gdy w gronie kilkorga dziennikarzy przeprowadzałam z nim wywiad w Berlinie, nie odpowiadał na żadne pytania bezpośrednio dotyczące reżimu w Iranie. – W Europie wszyscy pytają mnie o politykę. A ja wolę nakręcić w swoim kraju następny film, niż błyszczeć odwagą podczas wywiadów i konferencji prasowych na festiwalach – przyznał otwarcie. I miał swoje racje. Nie drażni też za bardzo władzy. W swoich filmach przypatruje się współczesnej moralności i diagnozując stan irańskiego społeczeństwa, zderza dążenie do nowoczesności z wciąż mocnym uzależnieniem od wielowiekowej kultury i tradycji.

W „Co wiesz o Elly?” podczas wycieczki nad Morze Kaspijskie znika młoda nauczycielka, a młodzi ludzie, którzy namówili ją na tę wyprawę, nie chcą zawiadomić policji. Nikt nie wie, co się stało, ale gdyby zaczęli jej oficjalnie szukać, zaszkodziliby jej reputacji. Bo dlaczego kobieta zdecydowała się na ten wyjazd z ludźmi, których mało znała? Jej narzeczony najbardziej zainteresowany jest tym, czy jego dziewczyna się nie zhańbiła.

W genialnym „Rozstaniu” główna bohaterka chce wyjechać z kraju, a mąż decyduje się zostać i pielęgnować chorego na alzheimera ojca. Występuje więc o rozwód, nie boi się żyć bez męża. Ale już młoda opiekunka jej teścia musi upewnić się, czy może pielęgnować niedołężnego starca, skoro wymaga to wykonywania ablucji jego ciała. W tym filmie Farhadi delikatnie dotykał też stosunku Irańczyków do religii. W czasie śledztwa mąż każe żonie fałszywie przysiąc na Koran: „Kłam – mówi do niej, gdy nikt nie słyszy. – Ja ten grzech wezmę na siebie”.

W oscarowym „Kliencie” mąż nie jest w stanie przejść do porządku dziennego nad podejrzeniem, że ktoś mógł zobaczyć jego żonę nago. Kulturalny, wykształcony artysta staje się żądny zemsty. Bo tradycja czyni mężczyznę odpowiedzialnym za wszystko, co dzieje się z jego kobietą, a „zhańbienie” kobiety oznacza „zhańbienie” całej rodziny.

Takie spojrzenie na irańskie społeczeństwo jest jeszcze przez reżim do zaakceptowania. Farhadi nie wdaje się też w potyczki z władzą w życiu. W „Co wiesz o Elly?” zagrała Golshifteh Farahani, która jako pierwsza aktorka irańska od czasu rewolucji wystąpiła w hollywoodzkim filmie, grając ukochaną Leonarda DiCaprio w „W sieci kłamstw”. Służba wywiadowcza Iranu wszczęła śledztwo, czy złamała prawo, biorąc udział w hollywoodzkim filmie i występując publicznie bez hidżabu. Ministerstwo Kultury zablokowało wyświetlanie „Co wiesz o Elly?” na festiwalach. Ale Mahmud Ahmadineżad, ówczesny szef rządu Iranu, cofnął zakaz, tłumacząc, że „to niesprawiedliwe, aby film został potępiony przez błąd jednej aktorki”. Farahani wyemigrowała z kraju, ale gdy film trafił na festiwal berliński, Farhadi nie zgodził się, by pojawiła się na czerwonym dywanie razem z ekipą. Bał się zadrzeć z irańskimi władzami.

Ale przecież Farhadi podbił świat swoimi filmami, bo obserwując irańskie społeczeństwo rozdarte między nowoczesnością i tradycją, robi filmy wystarczająco uniwersalne, by mogli je głęboko przeżyć widzowie w innych kulturach. Opowiada o współczesnej moralności. O tym, jak niewiele o sobie wiemy, nawet w rodzinach. O fałszu, który rodzi agresję, drobnych kłamstwach powodujących lawinę następnych. O pierwszej nieuczciwości prowadzącej do kolejnych. Przypomina, że czasem od drobnych oszustw zaczyna się wielka nikczemność.

Sięga do podstawowych, uniwersalnych wartości, ale zapewne zdaje sobie sprawę, że to w Iranie kręci swoje najwybitniejsze filmy. Zrealizowany w Hiszpanii dramat „Wszyscy wiedzą” – choć też dotykał spraw moralności i tajemnic przeszłości – nie dorównywał produkcjom irańskim. Przystępując potem do realizacji „Bohatera”, Farhadi przyznał: – Miałem następny europejski projekt. Ale wróciłem do ojczyzny i poczułem, że muszę zostać w świecie, który znam od dziecka, w którym mam przyjaciół, rozumiem mentalność ludzi.

Także dlatego Asghar Farhadi nie pozwala sobie na krytykowanie reżimu czy bezpośrednie aluzje polityczne. Stara się trzymać daleko od polityki.

Czytaj więcej

Koncert na dwoje aktorów

W kręgu dysydentów

Najsłynniejszy irański buntownik Jafar Panahi od początku swojej kariery był dla władz solą w oku. Jego filmy też odnosiły sukcesy na zagranicznych festiwalach. Za „Biały balonik” dostał canneńską Złotą Kamerę, za „Na spalonym” – berlińskiego Srebrnego Niedźwiedzia, za „Lustro” – Złotego Tygrysa w Locarno, za „Krąg” – weneckiego Złotego Lwa. Ale ten rozgłos tylko władze rozsierdzał. Samotne, opuszczone dzieci? Bieda? Upokarzane kobiety desperacko próbujące zmierzyć się z nierównością? W 2010 roku za „szerzenie antyrządowej propagandy” sąd skazał go na sześć lat więzienia i zakaz pracy w zawodzie przez 20 lat.

Gdy wyrok złagodzono, zamieniając więzienie na areszt domowy, natychmiast zaczął pracować. W 2011 roku do Cannes trafił intymny dziennik Panahiego „To nie jest film”, wywieziony przez kogoś z Iranu na pendrivie, podobno w ciastku. Potem w Berlinie zostały pokazane „Zasunięte zasłony” o człowieku odcinającym się od świata, by chronić ukochanego czworonoga, gdy reżim nakazuje wybić wszystkie psy. I o artyście skazanym na twórczy niebyt. Czuje się tu potworną mękę. Pierwsza i ostatnia scena tego filmu to widok zakratowanego okna.

Panahi wykorzystuje każdą odwilż. W 2015 roku do Cannes trafił film „Taxi”, w którym jeździł po Teheranie taksówką, wysłuchując opowieści rodaków. Trzy lata później w północno-zachodniej części Iranu, gdzie mieszkańcy są bardzo przywiązani do tradycji, nakręcił „Trzecią twarz”. A w tym roku w Wenecji pokazał ostatni film „Niedźwiedzie nie istnieją” o tym, jak mimo zakazu pracy kręci film dzięki pomocy przyjaciół. Ale też o mechanizmach rządzących życiem małego, przygranicznego miasteczka.

Jeszcze ostrzejsze dramaty realizuje Mohammad Rasoulof. Już jego opowieść o bezdomnych biedakach „Żelazna wyspa” dla władzy była nieprawomyślna. W 2010 roku reżyser został skazany podobnie jak Panahi na sześć lat więzienia i 20-letni zakaz pracy, ale w drugiej instancji skrócono mu czas odosobnienia do roku i po wpłaceniu kaucji wyszedł na wolność. Dwa lata później powstał film „Rękopisy nie płoną”. W jego czołówce było tylko nazwisko reżysera – tak artysta chciał chronić swoją ekipę przed represjami.

Rasoulof nawiązał do wydarzeń w Iranie w latach 1988–1999, gdy rząd przeprowadził czystkę wśród intelektualistów. Szacuje się, że „w niewyjaśnionych okolicznościach” zginęło wówczas około 80 pisarzy, tłumaczy, dziennikarzy i politycznych aktywistów. Rasoulof sportretował starych inteligentów, którzy mają coraz mniej siły, żeby stawić opór reżimowi. Pokazał też bezwzględne działania organów bezpieczeństwa: represje, tortury, zbrodnie.

– W tym kraju albo uciskasz, albo jesteś uciskany – mówi z kolei żona nauczyciela akademickiego aresztowanego za „antypaństwową propagandę” w „Uczciwym człowieku” o skorumpowanym świecie, w którym sprawiedliwość kupuje się za pokaźne sumy wręczane w kopertach. Niszczony bezwzględnie bohater zrozumie, że z niegodziwością można walczyć tylko niegodziwymi metodami. A dwa lata temu Rasoulof zdobył Złotego Niedźwiedzia za „Zło nie istnieje”. W poprzednich filmach pokazywał ofiary totalitarnej polityki, teraz jego bohaterami stali się ci, których rękami reżim chce wykonywać wyroki śmierci.

Jafar Panahi i Rasoulof żyją w ojczyźnie, wciąż nękani przez władzę. Pracują, stosując różne wybiegi. Wielu irańskich reżyserów emigruje. Marjane Satrapi, legendarny Mohsen Makhmalbaf i twórca znakomitych „Pijanych koni” Bahman Ghobadi mieszkają w Paryżu, Shirin Neshat żyje w Nowym Jorku. Irańskich dysydentów broni Amnesty International. Nieustannie upominają się o ich prawo do wolności środowiska filmowe. Dyrektorzy wielkich festiwali zapraszają ich do jury i stawiają na scenie puste krzesło, artyści protestują przed premierami swoich filmów, publiczność unosi w górę kartki z napisami „Free Panahi”, „Free Rasoulof”.

Asghar Farhadi nigdy nie wypowiada się na ich temat. To też element jego taktyki.

Czytaj więcej

Gaspar Noé: „Vortex” to film o umieraniu mojej matki

Złodziej idei

Brytyjski mistrz Mike Leigh uznał Farhadiego za jednego z największych filmowców wszech czasów. Tylko że atmosfera wokół niego gęstnieje. Młoda reżyserka Azadeh Masihzadeh oskarża go, że ukradł jej pomysł, co dokładnie opisała reporterka „The New Yorker” Rachel Aviv. Masihzadeh pracowała w Shiraz jako nauczycielka angielskiego, ale naprawdę kochała kino. Za własne pieniądze nakręciła pierwszy film, a gdy usłyszała, że Asghar Farhadi będzie prowadził warsztaty filmowe, natychmiast się na nie zapisała. Na pierwsze zajęcia reżyser przyniósł artykuły prasowe o ludziach, którzy znaleźli zgubione pieniądze lub cenny przedmiot, zdecydowali się wszystko zwrócić i zostali uznani za bohaterów. Studenci mieli znaleźć takie przypadki i zdokumentować. Masihzadeh trafiła w lokalnej telewizji w Shiraz na reportaż o więźniu, który na przepustce znalazł torbę pieniędzy i zwrócił ją. Nazywał się Mohammadreza Shokri, od pięciu lat siedział za długi. Farhadi kazał jej ciągnąć ten temat. Dostała zgodę na filmowanie w więzieniu, odszukała nawet kobietę, która zgłosiła się po pieniądze znalezione przez Shokriego.

Z materiałów studentów miał powstać składankowy film. Ale gdy do tego nie doszło, Masihzadeh sama zatrudniła montażystę, a potem za swój dokument „All Winners, All Losers” dostała kilka nagród na festiwalach filmowych. Wtedy zadzwoniła do niej urzędniczka z ośrodka edukacyjnego w Teheranie, prowadzonego przez żonę Farhadiego, i zakomunikowała, że składanka z kursów jednak powstanie, ale Masihzadeh ma przestać pokazywać swój dokument na festiwalach.

W sierpniu 2019 roku Farhadi podsunął jej do podpisania oświadczenie, że jej dokument jest oparty na pomyśle, którym podzielił się z nią podczas warsztatów. Reżyserka do dzisiaj nie wie, dlaczego to podpisała. W Shiraz, gdzie Farhadi kręcił swój film, nie wpuszczono jej nawet na plan. Dopiero wiele miesięcy później znajomi, którzy byli na festiwalu w Cannes, opowiedzieli jej jego treść. To była historia człowieka z jej dokumentu. Kilka scen i dialogów zostało wziętych wręcz bez żadnych zmian. Podobnie jak bohater dokumentu Shokri Rahim jest rozwiedziony, ma dziecko, jeden z członków jego rodziny ma wadę wymowy.

„Bohater” po zdobyciu Grand Prix w Cannes trafił na inne festiwale, został irańskim kandydatem do Oscara. Zarobił w kinach świata blisko 3 mln dol., teraz idzie w streamingu. Przedstawiciel House of Cinema zaoferował Masihzadeh równowartość około tysiąca dolarów za wkład w film. Zaproponował też, że zostanie wymieniona w końcowych napisach jako członkini grupy researcherów. Nie zgodziła się, chciała, by uznano, że „Bohater” został zainspirowany jej dokumentem. Rada arbitrażowa Izby Filmowej stwierdziła, że to nieprawda, a taki ruch przeszkodziłby „Bohaterowi” stać się „godnym ambasadorem i przedstawicielem irańskiego kina w świecie”.

W listopadzie 2021 roku Masihzadeh oskarżyła więc Farhadiego oficjalnie o plagiat, kradzież własności intelektualnej i „nielegalne zyski w wyniku oszustwa lub nadużycia przywilejów”. W przypadku skazania reżyserowi może grozić do trzech lat więzienia. Sąd powołuje kolejnych biegłych, znaczna część opinii jest na korzyść kobiety. Również Shokri złożył z więzienia skargę przeciwko Farhadiemu, między innymi za zniesławienie i „ujawnienie danych osobowych i tajemnic”.

Przy okazji tej sprawy na jaw zaczęły wychodzić inne. Rachel Aviv dotarła do kilku osób, które zostały przez Farhadiego oszukane. W 1994 roku wyreżyserował sztukę „Car Dwellers” napisaną przez kolegę ze studiów. Jednak na plakacie Farhadi widniał jako autor. Z kolei pisarz i dramaturg Abbas Jahangirian opowiedział mu o opisanej przez siebie historii zakochanego młodego człowieka, który zostaje ukąszony przez jadowitego węża. Postanowili pracować nad wersją filmową, którą Jahangirian zaczął dokładniej dokumentować. Nie dostał jednak kontraktu. W 2003 roku był jurorem na festiwalu, gdzie pokazywano pierwszy film fabularny Farhadiego „Taniec w pyle”. – To była moja historia z małą zmianą i bez mojego imienia! – twierdzi pisarz.

Rachel Aviv spotkała się też z aktorem, scenarzystą i reżyserem Manim Haghighim, któremu Farhadi zaproponował, aby wspólnie napisali scenariusz filmu o grupie przyjaciół wyjeżdżających na wakacje nad morzem. Nagle jedna z kobiet znika. Haghighi miał to reżyserować. Przez dwa miesiące rozwijali pomysł, ale ostatecznie film zrobił Farhadi. Haghighi zagrał w „Co wiecie o Elly?”, ale nie widnieje w czołówce jako współscenarzysta. Potem jeszcze Farhadi wykorzystał historię jego małżeństwa i rozwodu w scenariuszu kręconej w Paryżu „Przeszłości”. Zaproponował mu zagranie głównej roli. Aktor uczył się przez pół roku francuskiego, po czym dowiedział się, że rolę dostał ktoś inny.

Taraneh Alidoosti, aktorka, która wystąpiła w czterech filmach Asghara Farhadiego, powiedziała: – On jest artystą-geniuszem, ale jest też geniuszem w wysysaniu ludzi z ich pomysłów”. I dodała, że gdy usłyszała o skardze studentki, od razu jej uwierzyła.

Jak się wydaje, wielki moralista kina pozwala sobie na coś, przed czym przestrzega swoich bohaterów. Pewnie nie on pierwszy i nie on ostatni.

W Iranie powstaje około 100 filmów rocznie. Głównie komedie romantyczne, oczywiście w wydaniu lokalnym. Romanse się zdarzają, ale na końcu właściwe wartości zwyciężają, a niemoralni bohaterowie zostają ukarani. Świat ma jednak inny obraz kina irańskiego. Od dekad filmowcy z tego kraju borykają się z cenzurą, robiąc obrazy polityczne, mają zakaz pracy, a nawet wyroki sądowe. Często są skazani na emigrację. Inni starają się jakoś kluczyć pomiędzy zakazami i nakazami.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi