Czy kryzys energetyczny nas czegoś nauczy?

Jesteśmy świadkami największego kryzysu energetycznego w historii naszej cywilizacji. Na ile zmieni on nasze podejście do energii?

Publikacja: 23.09.2022 10:00

Czy kryzys energetyczny nas czegoś nauczy?

Foto: MANUSAPON KASOSOD/GETTY IMAGES

Nakładające się na siebie pandemia, wojna i zmiana klimatu zgotowały ludzkości największy kryzys energetyczny w historii. Choć czynniki te nie mają równego wpływu na sytuację, to jednak jej rozmiar jest konsekwencją wystąpienia trzech poważnych i ogólnoświatowych zaburzeń w dość krótkim czasie.

Najpierw koronawirus gwałtownie zatrzymał światową gospodarkę okresem lockdownów, by następnie równie szybko pchnąć ją na tory coraz większego zużycia energii. W marcu 2020 r. producenci ropy naftowej byli gotowi dopłacić za jej odbiór, bo kończyło się miejsce w magazynach, ale już w marcu 2021 r. cena tego surowca wróciła do przedpandemicznych poziomów, by przez kolejne 11 miesięcy rosnąć. Potem rozpoczęta przez Rosję wojna z Ukrainą zaowocowała przerwaniem łańcuchów dostaw surowców energetycznych do Europy. Przez pewien czas w 2022 r. trzy z czterech głównych gazociągów łączących rosyjskie złoża z europejskimi odbiorcami (Jamał, Nord Stream, Turk Stream) były wyłączone, a czwarty (Braterstwo) tłoczył minimalne ilości surowca. Z kolei globalne ocieplenie przyniosło Chinom największą od 60 lat falę upałów, która – zwiększając zapotrzebowanie na moc – obniżyła poziom wody w rzekach, zaburzając w ten sposób pracę elektrowni wodnych i zmuszając do zwiększenia produkcji energii z bloków zasilanych węglem kamiennym. Traf jednak chciał, że chińskie regiony górnicze zostały akurat dotknięte przez… ulewy oraz powrót Covid-19, co zredukowało wydobycie, podniosło ceny węgla i zagroziło deficytami tego surowca.

Wszystkie te problemy bardzo szybko uwidoczniły się w cenach surowców energetycznych. Baryłka ropy Brent kosztowała w maju 2022 r. 112 dolarów, najwięcej od ośmiu lat. Ceny gazu w kontraktach futures na holenderskiej giełdzie TTF sięgnęły w sierpniu poziomu 339 dolarów za megawatogodzinę, podczas gdy w normalnych warunkach za surowiec ten płaciło się kilkanaście razy mniej. Za tonę węgla w portach ARA płaciło się 440 dolarów, czyli około dziewięciu razy więcej niż we wrześniu roku 2020. Z kolei ceny dostawy energii elektrycznej na rok 2023 zostały na wielu rynkach w Europie wycenione w ciągu ostatnich tygodni najwyżej w historii – sięgały poziomu nawet 387 dolarów za megawatogodzinę, siedmiokrotnie wyższego niż rok wcześniej. Nie lepiej było na rynku bilansującym – historyczny rekord padł m.in. w Polsce, gdzie w lipcu za megawatogodzinę trzeba było zapłacić prawie 2500 zł, czyli dziesięć razy więcej niż normalnie.

Wiele wskazuje na to, że najgorsze dopiero nadejdzie. Koronawirus chyba nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, o czym mogą świadczyć doniesienia na temat nowych ognisk np. w Chinach, kraju niezwykle ważnym dla światowego rynku energii – choćby ze względu na prymat w wydobyciu węgla kamiennego. Z kolei zbliżająca się do Europy zima przyniesie ze sobą również energetyczne oblężenie ze strony Rosji, która stawia wszystko na kartę szantażu gazowego, odcinając od dostaw błękitnego paliwa nawet dotychczasowych najwierniejszych klientów w nadziei na zniesienie sankcji i osłabienie bohaterskiej Ukrainy. Do tego dochodzą zmiany klimatu i długi okres tzw. La Niña, anomalii pogodowej, która najprawdopodobniej będzie trwać trzecią zimę z rzędu, niosąc ze sobą intensywniejsze burze oraz susze, spotęgowane przez globalne ocieplenie. Innymi słowy mówiąc: jest źle, a może być jeszcze gorzej.

Czytaj więcej

Politycy wreszcie zgodni. To człowiek zmienia klimat

Akcja redukcja

Zmagający się z kryzysem energetycznym świat Zachodu postawił na metody sprawdzone w przeszłości, głównie w latach 70. XX wieku, czyli dekadzie, która upłynęła pod znakiem ograniczeń dostaw ropy naftowej na Zachód. Wtedy też w wielu miejscach na świecie rozpoczęto szerokie działania na rzecz oszczędzania energii: zamykano stacje benzynowe na weekendy, ograniczano możliwość poruszania się samochodom osobowym, wprowadzano ograniczenia wysokości temperatur, wygaszano wystawy sklepowe, rezygnowano z iluminacji przed Bożym Narodzeniem. Nie zawsze udawało się jednak ostudzić społeczne emocje i powstrzymać desperację: w czasie krachu naftowego w USA dochodziło do aktów przemocy i kradzieży paliwa. Dziś Zachód próbuje postępować podobnie i oszczędzać energię, lecz sytuacja jest znacznie trudniejsza. Kryzys lat 70. był kryzysem jednego surowca, obecny jest udziałem wszystkich nośników energii, dlatego też działania zaradcze muszą być znacznie bardziej kompleksowe.

Już od początku najgłębszych zaburzeń na światowym rynku energii (tj. od 24 lutego) rozmaite agendy międzynarodowe zaczęły nawoływać do energooszczędności. Przykładem może być Międzynarodowa Agencja Energii (IEA), która wydała specjalną broszurę pokazującą, jak niewielkie zmiany nawyków mogą prowadzić do ogromnych oszczędności. „Gdyby Europejczycy zmniejszyli ogrzewanie swoich domów, biur i urzędów o 2 stopnie Celsjusza, to przełożyłoby się to w ciągu roku na zaoszczędzenie 20 mld metrów sześciennych gazu” – powiedział Fatih Birol, szef IEA, odwiedzając Warszawę. Z kolei Komisja Europejska opublikowała krótką instrukcję dla Europejczyków dotyczącą m.in. wyboru środków transportu, dzięki której udałoby się oszczędzić tyle ropy, ile mieści się na 120 supertankowcach – czyli mniej więcej 250 milionów baryłek.

Unia Europejska poszła jednak dalej – zaczęła planować wspólnotowe mechanizmy oszczędzania energii i racjonalizowania jej zużycia, np. cele redukcyjne w zakresie zużycia gazu dla poszczególnych państw członkowskich, ograniczenia w zużyciu energii w czasie szczytowego zapotrzebowania na moc oraz przemodelowanie rynku elektroenergetycznego mające oderwać ceny prądu od astronomicznie wysokich cen gazu. Równolegle do akcji włączyły się poszczególne państwa, które ustanawiały limity w ogrzewaniu urzędów, biur, a nawet domów i mieszkań, ograniczały konsumpcję energii w budynkach administracji oraz instruowały obywateli, jak oszczędniej gospodarować energią. Szereg działań zostało podjętych także przez samorządy, które np. odłączyły od dostaw ciepła obiekty, które nie są kluczowe z punktu widzenia funkcjonowania gospodarki – hale sportowe, pływalnie czy siłownie. Zachód zaczął zaciskać energetycznego pasa, szykując się na trudne zimowe miesiące. Czy wszystkie te mechanizmy odejdą razem z obecnym kryzysem energetycznym? A może niektóre na stałe wkomponują się w zachodnią gospodarkę?

Czytaj więcej

Polsko-ukraińska miłość ponad granicami

Energetyczny pat

Z jednej strony zmiany w podejściu Zachodu do energii byłyby pożądane ze względu na prowadzoną transformację energetyczną w kierunku neutralności klimatycznej. Jednym z jej filarów powinna być efektywność polegająca na produkcji negawatów, czyli zaoszczędzonych jednostek energii. Byłoby to zgodne z wizją degrowth, która mówi, że ludzkość jest w stanie obniżyć konsumpcję (m.in. surowców energetycznych), pozostając jednocześnie na podobnym do obecnego poziomie życia. W realizowaniu tej wizji wzmocnione nawyki energooszczędności mogłyby być bardzo pomocne – energia stałaby się dobrem bardziej luksusowym, ale przez to szanowanym.

Z drugiej jednak strony widać potężny opór wynikający wprost z ludzkiej natury: człowiek znacznie chętniej będzie bronił tego, co już posiada, niż walczył o to, czego nigdy nie miał. Innymi słowy łatwo znaleźć motywację do obrony znanego sprzed kryzysu energochłonnego stylu życia, znacznie trudniej będzie jednak zmotywować ludzkość do utrwalenia kryzysowych modeli zachowania. Nie pomoże tu specjalnie motywacja niebezpieczeństwami kryzysu klimatycznego – wiadomo to już od pandemii Covid-19, podczas której istotna część społeczeństwa domagała się zniesienia obostrzeń i sprzeciwiała się szczepieniom pomimo przerażających codziennych statystyk zgonów. Skoro zatem bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia nie starczyło jako solidna, ogólnospołeczna motywacja, to trudno liczyć, że rolę taką odegra znacznie bardziej abstrakcyjne zjawisko, jakim jest zmiana klimatu – zwłaszcza że człowiek Zachodu jest rozpieszczony powszechną dostępnością energii.

Biorąc powyższe pod uwagę, można założyć, że daleko posunięte energooszczędności nie przetrwają. Trzeba bowiem pamiętać, że w obecnej architekturze gospodarczej Zachodu wysoka konsumpcja energii związana jest dość ściśle z wysokim poziomem życia. Dla porównania – w 2020 r. przeciętny mieszkaniec europejskiego gospodarstwa domowego zużywał 1600 kilowatogodzin energii. Dla mieszkańca Afryki Subsaharyjskiej współczynnik ten był ponaddziesięciokrotnie niższy i wynosił zaledwie 150 kilowatogodzin. To mniej więcej tyle, ile w ciągu roku zużywa standardowa europejska pralka.

Czytaj więcej

Jak Kościół wpływał na konstytucję RP

Impuls do zmian

Nie oznacza to jednak, że zakończenie obecnego kryzysu będzie powrotem do energetycznego status quo. Ze wszystkich podobnych wydarzeń ludzkość wynosiła bowiem coś dobrego. Wydarzenia z lat 70. zapoczątkowały myślenie o dywersyfikacji dostaw strategicznych surowców, warunkowanej wymogami bezpieczeństwa energetycznego. Rozwinięte gospodarki Zachodu zaczęły troszczyć się o swoją suwerenność w zakresie importu energii. Powstały pierwsze plany będące ścieżkami zmniejszania zależności od zewnętrznych dostawców surowców – np. francuski plan Messmera, który zaowocował budową 56 reaktorów jądrowych nad Sekwaną w zaledwie dziesięć lat.

Z kolei związany z tzw. arabską wiosną kryzys naftowy z lat 2011–2012 pchnął gospodarkę i politykę Stanów Zjednoczonych do działań, które przeszły do historii pod mianem „łupkowej rewolucji”, polegającej na zwiększeniu wydobycia i eksportu węglowodorów z formacji łupkowych. Dzięki szerokim inwestycjom w potrzebną do pozyskania tych nośników energii technologię szczelinowania, USA w latach 2010–2014 zmniejszyły o 20 proc. import surowca naftowego z zagranicy i stały się poważnym graczem na rynkach ropy naftowej i gazu, konkurując z takimi potentatami, jak Arabia Saudyjska czy Rosja. Z „łupkowej rewolucji” korzysta dziś m.in. Polska, odbierając kolejne transporty gazu skroplonego (LNG) m.in. od amerykańskich dostawców.

Patrząc na obecny kryzys, znacznie większą nadzieją od polityki energooszczędności napawa wizja rozsądnego odczytania impulsu, który poszedł w świat po 24 lutego, a który związany był z upadkiem dotychczasowego modelu polityk surowcowych. Jego źródłem była kompromitacja Rosji w roli dostawcy surowców energetycznych. Państwo Putina jednostronnie zmieniało umowy, zrywało je i wymyślało fikcyjne powody dla kolejnych ograniczeń dostaw nośników energii, uderzając nawet w swojego najwierniejszego klienta – Niemcy. Choć z perspektywy mieszkańca Europy Środkowej wstrząs ten mógł być niewyczuwalny (Rosja od dawna pokazywała bowiem w tym regionie swoje prawdziwe energetyczne oblicze), to jednak zachodnia część kontynentu była tym faktem zszokowana.

Już teraz widać wywołane tym impulsem głębokie przetasowania w zakresie europejskiej polityki energetycznej. Na tym polu dzieją się rzeczy, które jeszcze w 2021 r. wydawały się niewyobrażalne: Belgowie wstrzymali proces odchodzenia od elektrowni jądrowych, które miały zostać wygaszone już w roku 2025. Podobną rzecz zrobili Niemcy, którzy przeciągnęli termin wyjścia z atomu do kwietnia 2023 r. – choć być może wydłuży się on ponownie, gdyż niemieckie społeczeństwo przestało być antyatomowe: aż 70 proc. obywateli RFN opowiedziało się bowiem za dalszym działaniem jednostek jądrowych. Berlin zaczął też dywersyfikować swój portfel gazowy, budując terminale LNG i szukając źródeł dostaw tego paliwa. Z kolei kraje południa Europy zaczęły szukać partnerów gazowych w Afryce Północnej. Cały Stary Kontynent zaczął też rozmawiać o nowych interkonektorach, czyli połączeniach międzysystemowych, które pozwoliłyby solidarnie dzielić się zasobem energetycznym.

Trwający kryzys energetyczny może zatem pchnąć Zachód w kierunku innym niż głębokie energooszczędności. Być może – po pokonaniu obecnych trudności – uda się kontynuować dekarbonizacyjną politykę klimatyczną, uwalniając ją zarazem od szeregu błędów, skaz i wypaczeń, czyli np. nieracjonalnego, wrogiego podejścia do energetyki jądrowej, uzależnienia od rosyjskiego dostawcy czy partykularyzmów energetycznych. Zamiast ograniczać dostęp do energii, Zachód powinien nauczyć się ją pozyskiwać w jeszcze szerszy, a przy tym zrównoważony sposób, co byłoby znacznie bardziej sensowne z punktu widzenia globalnej transformacji energetycznej. Europejczyk nie ma bowiem moralnego prawa powstrzymywać np. Afrykanina przed rozwojem gospodarczym, a więc – jak zostało to wyżej zauważone – przed zwiększaniem konsumpcji energii, najlepiej do poziomu europejskiego, więc dziesięciokrotnie wyższego. Ale musi to nastąpić bez zwiększania emisji gazów cieplarnianych – inaczej świat dokona regresu w polityce klimatycznej. Trzeba zatem wyposażyć miliardy mieszkańców Ziemi w dostęp do ogromnych ilości czystej energii. Nie dokona się tego oszczędnościami.

Z tej sytuacji jest tylko jedno sensowne wyjście: Zachód musi wykorzystać obecny kryzys energetyczny do budowy nowego, bardziej zrównoważonego i sprawiedliwego, ale przy tym coraz bardziej obfitego modelu korzystania z zasobu energetycznego. Świat stał się bowiem głodny energii – a głód łatwo przechodzi w przyćmiewającą rozsądek zachłanność. Lepiej w porę nad nim zapanować, niż podsycać go dalszymi wyrzeczeniami w nadziei na to, że przejdzie.

Jakub Wiech – dziennikarz, publicysta, zastępca redaktora naczelnego serwisu Energetyka24.

Nakładające się na siebie pandemia, wojna i zmiana klimatu zgotowały ludzkości największy kryzys energetyczny w historii. Choć czynniki te nie mają równego wpływu na sytuację, to jednak jej rozmiar jest konsekwencją wystąpienia trzech poważnych i ogólnoświatowych zaburzeń w dość krótkim czasie.

Najpierw koronawirus gwałtownie zatrzymał światową gospodarkę okresem lockdownów, by następnie równie szybko pchnąć ją na tory coraz większego zużycia energii. W marcu 2020 r. producenci ropy naftowej byli gotowi dopłacić za jej odbiór, bo kończyło się miejsce w magazynach, ale już w marcu 2021 r. cena tego surowca wróciła do przedpandemicznych poziomów, by przez kolejne 11 miesięcy rosnąć. Potem rozpoczęta przez Rosję wojna z Ukrainą zaowocowała przerwaniem łańcuchów dostaw surowców energetycznych do Europy. Przez pewien czas w 2022 r. trzy z czterech głównych gazociągów łączących rosyjskie złoża z europejskimi odbiorcami (Jamał, Nord Stream, Turk Stream) były wyłączone, a czwarty (Braterstwo) tłoczył minimalne ilości surowca. Z kolei globalne ocieplenie przyniosło Chinom największą od 60 lat falę upałów, która – zwiększając zapotrzebowanie na moc – obniżyła poziom wody w rzekach, zaburzając w ten sposób pracę elektrowni wodnych i zmuszając do zwiększenia produkcji energii z bloków zasilanych węglem kamiennym. Traf jednak chciał, że chińskie regiony górnicze zostały akurat dotknięte przez… ulewy oraz powrót Covid-19, co zredukowało wydobycie, podniosło ceny węgla i zagroziło deficytami tego surowca.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS