Jak Kościół wpływał na konstytucję RP

Polska ma prawo kształtować organizacje sądownictwa według przepisów polskiej konstytucji. Ale jeżeli ktoś mówi, że nie upoważniliśmy Unii Europejskiej do ingerencji w nasze struktury sądownicze, to pomija zasady demokracji - mówi Józef Zych, były marszałek Sejmu z PSL, w rozmowie z Edytą Olczyk.

Publikacja: 23.09.2022 10:00

Jestem przekonany, że gdyby lewica przeforsowała swoje zdanie w sprawie zapisu o rozdziale Kościoła

Jestem przekonany, że gdyby lewica przeforsowała swoje zdanie w sprawie zapisu o rozdziale Kościoła od państwa,to konstytucji by nie było. Upadłaby w Zgromadzeniu Narodowym – uważa Józef Zych. Na zdjęciu okazuje dziennikarzom egzemplarz przyjętej konstytucji, 1997 rok

Foto: Jakub Ostałowski/Forum

Plus Minus: W kwietniu nasza konstytucja skończyła 25 lat. Co by pan w niej zmienił?

Przede wszystkim nie zmieniłbym ani jednego zdania z tego, co powiedziałem po jej uchwaleniu przez Zgromadzenie Narodowe. A mówiłem wówczas, że przyjęcie nowej konstytucji jest doniosłym wydarzeniem politycznym i historycznym. Że konstytucja stabilizuje fundamenty transformacji ustrojowej i ma pełną legitymację demokratyczną. Z prawnego zaś punktu widzenia zasługuje na wysoką ocenę, ponieważ jest jasna, klarowna, wprowadza pojęcia tożsame z innymi demokratycznymi konstytucjami, zabezpiecza prawa człowieka i obywatela, a także umacnia państwo, wzmacniając władzę wykonawczą. Zapewnia też rozwój gospodarki rynkowej przy jednoczesnym zagwarantowaniu poziomu bezpieczeństwa socjalnego.

Nic do poprawy?

O potrzebie dokonania zmian w konstytucji zaczęto mówić już pięć lat po jej uchwaleniu. Przy czym różne ugrupowania wychodziły z różnych punktów widzenia i zwykle każdy chciał zmienić coś innego. Moim zdaniem można by dyskutować nad konstytucyjnym umocowaniem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Rady Polityki Pieniężnej, ale to nie są sprawy pierwszej wagi. Znacznie ważniejsza jest tocząca się jakiś czas temu dyskusja, czy prezydent RP może stosować prawo łaski w sytuacji, gdy nie zapadł wyrok prawomocny. To naprawdę wymagałoby doprecyzowania w konstytucji.

Prawie żadnych zmian do konstytucji przez te 25 lat nie wprowadzono. Spotkałam się z taką oceną, że konstytucja została celowo zabetonowana, czyli tak skonstruowana, żeby nie dało się jej zmienić.

Można zmienić konstytucję, tylko wymaga to umiejętności dogadywania się w najważniejszych dla państwa sprawach, która wyraźnie została utracona. W Zgromadzeniu Narodowym było siedem projektów konstytucyjnych, a pomimo to udało się ustalić jednolity tekst. Nasza konstytucja jest owocem porozumienia politycznego, parlamentarnego i społecznego. Ale rzeczywiście umieściliśmy w niej ograniczenia, które były podyktowane tym, żeby ewentualne zmiany wprowadzano rozważnie, a nie pochopnie. Uważam, że te rygory są dobre. We wszystkich konstytucjach demokratycznych państw, łącznie z Konstytucją Stanów Zjednoczonych, sposoby zmiany konstytucji są określone.

Mówi pan o porozumieniu, a prawica nieraz podnosiła, że była wyłączona z procesu uchwalania konstytucji, bo nie było jej wtedy w Sejmie. A jeżeli chodzi o porozumienie społeczne, to w referendum konstytucyjnym nie wzięło udziału nawet 50 proc. obywateli.

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że prawica była wyłączona z prac nad konstytucją. W Zgromadzeniu Narodowym zasiadali posłowie i senatorowie BBWR, którzy przecież byli prawicowi. A Solidarność, która nie miała klubu, miała jednak swoich posłów, zatem wypowiadała się w Sejmie podczas debaty konstytucyjnej. Osobiście przegadałem wiele godzin z Marianem Krzaklewskim, szefem NSZZ Solidarność na temat konkretnych rozwiązań. Pan prezydent Lech Wałęsa też miał swoje zdanie na temat konstytucji i zgłaszał określone propozycje, a potem wycofał swojego przedstawiciela z Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. 16 organizacji zrzeszonych w Konwencie Świętej Katarzyny, na czele z Janem Olszewskim, spotykało się ze mną w Sejmie, a ja później przedstawiałem ich uwagi nie tylko w Komisji Zgromadzenia Narodowego, ale także w jej kierownictwie. Treść konstytucji była konsultowana ze wszystkimi kościołami, co potwierdza abp Józef Kowalczyk (nuncjusz papieski w latach 1989-2010 - red.) w swojej książce.

Czytaj więcej

Witold Waszczykowski: Jak SLD hamował polski marsz do NATO

Mimo to Marian Krzaklewski w kampanii parlamentarnej 1997 r. twierdził, że prawica zmieni tę konstytucję.

Zgoda. Byli dwaj tacy parlamentarzyści, którzy mówili, że to jest bolszewicka konstytucja. To ciekawe, bo w pracach nad konstytucją udział brali: kardynał Józef Glemp, prymas Polski, abp Józef Michalik, abp Józef Kowalczyk oraz ja. Czyli wszyscy pracowaliśmy nad bolszewicką konstytucją! Razem z Janem Pawłem II, który również prowadził rozmowy w tej sprawie! Takie twierdzenia były i są nieporozumieniem. Tak samo jak twierdzenie, że to lewica uchwaliła obecną konstytucję. Oczywiście przewagę w Sejmie miał wówczas Sojusz Lewicy Demokratycznej, ale np. PSL przeforsowało zapis o bezpłatnej nauce w szkołach i wiele innych rozwiązań. Gdy w czasie mojego wystąpienia w debacie konstytucyjnej powiedziałem o konsultacjach z Episkopatem i o rozmowach z papieżem, to w przerwie obrad podszedł do mnie prof. Jerzy Jaskiernia, ważna postać w SLD, i powiedział: „A myśmy o tym nie wiedzieli”.

SLD miał pretensje o te rozmowy?

Oczywiście. Tak samo jak miał pretensje o konsultacje z Konwentem Świętej Katarzyny. Ale potem gdy się zorientowali, że chodziło mi o łagodzenie napięć, a nie jakieś dogadywanie się na boku, to zaczęli mnie chwalić. A jeżeli chodzi o Krzaklewskiego, to – jak mówiłem – odbyłem z nim wiele rozmów, a przed drugim czytaniem konstytucji spotkaliśmy się w Brukseli, gdzie obaj byliśmy służbowo. Krzaklewski przyniósł czerwone wino, rozmowa była ciekawa, bo on chciał koniecznie wystąpić przed Zgromadzeniem Narodowym i zaprezentować społeczny projekt konstytucji.

I o ile pamiętam, wystąpił.

Oczywiście, ale projekt był obywatelski, Solidarność go tylko popierała, a zgodnie z zasadą w parlamencie wystąpić mógł tylko przedstawiciel wnioskodawców. Powiedziałem Krzaklewskiemu, że porozmawiam o tym z Konwentem Seniorów, ale zastrzegłem, że jego wystąpienie ma być merytoryczne, bez niepotrzebnych wycieczek politycznych. I on mi to przyrzekł. Oczywiście, jak to się zdarzało Marianowi, nie do końca dotrzymał obietnicy.

Czy z tych konsultacji społecznych i politycznych wynikały konkluzje, które były włączone do konstytucji?

Oczywiście. W Komisji Konstytucyjnej pracował ze strony Episkopatu Polski prof. Królikowski z KUL, wybitny znawca prawa konstytucyjnego. Na bieżąco przedstawiał propozycje m.in. od Episkopatu. Episkopatowi, ale i papieżowi Janowi Pawłowi II, zależało na konstytucyjnej ochronie rodziny i właściwym uregulowaniu stosunków państwo–Kościół. Przypomnę, że w momencie uchwalenia konstytucji ciągle nie było ratyfikacji konkordatu, bo prace nad tą sprawą ciągnęły się sześć lat. Mimo to wiele postulatów Kościoła zostało uwzględnianych, o czym pisał abp Józef Michalik w piśmie do dyrektora muzeum w Leżajsku, zaznaczając, że udało się pozytywnie rozwiązać wiele problemów. Po jednym ze spotkań abp Michalik powiedział, że projekt konstytucji w całości nie jest idealny, może być uznany za nihilistyczny, ale poszczególne rozwiązania sprawiają, iż konstytucja powinna być uchwalona – ze względu na interes państwa i obywateli. I tak samo patrzył na to papież.

Dlaczego Kościół uważał konstytucję za nihilistyczną?

Jak mówiłem, nie było jeszcze ratyfikacji konkordatu. Co więcej, obowiązywała uchwała Sejmu, że ratyfikacja konkordatu może być podjęta dopiero po rozstrzygnięciach dotyczących konstytucji. Posłowie lewicy chcieli mieć pewność, że to, co proponujemy w konkordacie, nie będzie sprzeczne z konstytucją. I nie jest sprzeczne. Z kolei Kościół chciał mieć pewność, że finansowanie szkół i uczelni katolickich, nauka religii w szkołach itd., że to wszystko będzie zagwarantowane.

Zatem to była transakcja wiązana? Kościół popiera konstytucję, a lewica ratyfikuje konkordat?

Nie. Toczyły się konsultacje w sprawie konstytucji i w sprawie konkordatu. Te dotyczące konstytucji odbywały się na dwóch poziomach – w Komisji Konstytucyjnej Episkopat miał prof. Królikowskiego, a oprócz tego były też rozmowy w gronie: przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, kardynał Glemp, przewodniczący zespołu konstytucyjnego Episkopatu abp Michalik i kardynał Franciszek Macharski, a ze strony Watykanu nuncjusz apostolski abp Kowalczyk. Poza tym były też rozmowy z papieżem oraz kardynałem Angelem Sodano, szefem rządu watykańskiego. Główne zagadnienia, o które chodziło Kościołowi, były omawiane na tym wysokim szczeblu. Dopiero gdy dochodziliśmy do porozumienia, to uzgodnienia przekazywane były do Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. Z kolei abp Michalik przedstawiał ustalenia na posiedzeniu Episkopatu. Abp Michalik, który jest człowiekiem pryncypialnym, wzorem księdza katolickiego, mającym swoje prawicowe poglądy, ale odpowiedzialnym za naszą ojczyznę, odegrał największą rolę w pracach nad konstytucją. Rozumiał, że bez konstytucji w ówczesnym świecie nie mielibyśmy wielu szans, zarówno we współpracy międzynarodowej, jak i w rozwiązywaniu spraw wewnętrznych w Polsce. Ale niektórzy przedstawiciele Episkopatu mieli inne zdanie w sprawie projektu konstytucji.

To znaczy jakie?

Zespół konstytucyjny Episkopatu popierał projekt Solidarności. A biskup Tadeusz Pieronek wprost mówił, że nie ma co się konsultować w sprawie parlamentarnego projektu konstytucji. Zatem potrzeba było dobrej woli hierarchów kościelnych i przekonania papieża, że nieuchwalenie konstytucji byłoby dla Polski fatalne. Papież doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że brak nowej konstytucji byłby jedną z przeszkód na naszej drodze do Unii Europejskiej i NATO. I powiem pani jeszcze, że niektórzy biskupi, jeżdżąc do Rzymu, starali się podpytać papieża, jakie jest jego stanowisko w sprawie konstytucji. Nigdy papież nie wypowiedział się ani negatywnie, ani pozytywnie. Pochwalił tylko preambułę. To był zresztą jeden z ważniejszych problemów w rozmowach z Episkopatem.

Jakie przepisy budziły największe kontrowersje na linii parlament–Episkopat?

Po pierwsze, Kościół konsekwentnie stał na stanowisku, że małżeństwo to jest związek kobiety i mężczyzny.

W konstytucji jest przepis o szczególnej ochronie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Niektórzy twierdzą, że nie wyklucza to małżeństw jednej płci.

Jeżeli ktoś chce interpretować konstytucję, zamiast czytać jej przepisy, to może tak mówić. Ale przepis jest jednoznaczny. Małżeństwo to jest związek kobiety i mężczyzny. Z punktu widzenia prawa nie można inaczej tego interpretować. Zatem małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, dalej ochrona rodziny, swoboda wszystkich wyznań religijnych – to były postulaty Episkopatu. Z kolei lewica chciała wprowadzić do konstytucji przepis o rozdziale Kościoła od państwa. W tym obszarze nie doszło do porozumienia, bo większość parlamentarna tego nie akceptowała.

Czyli lewica została przegłosowana?

Tam, gdzie lewica miała zastrzeżenia, powoływałem biegłych, przedstawiałem ekspertyzy, inicjowałem spotkania, podczas których dyskutowaliśmy, jak rozwiązać problem, czyli starałem się przekonywać. Tak samo było w przypadku projektu umowy ratyfikującej konkordat. Porozumienie w sprawie ratyfikacji konkordatu było nawet trudniejsze niż w sprawie konstytucji.

Czytaj więcej

Jerzy Markowski: Górnictwo przetrwa, bo Unia odpuści

Dlaczego?

Bo dotyczyło konkretnych rozwiązań dotyczących roli Kościoła w społeczeństwie. Przypomnę jeszcze raz o uchwale Sejmu, która stanowiła, że ratyfikacja konkordatu nie będzie przeprowadzona, dopóki nie uchwalimy konstytucji. W pewnym momencie zgłoszono projekt nowej uchwały, żeby unieważnić tę pierwszą uchwałę Sejmu i poddać ratyfikację konkordatu pod głosowanie. Naciski w tej sprawie miałem i z lewa, i z prawa tylko intencja była inna. Ale nie zgodziłem się na przyspieszenie ratyfikacji w sposób naruszający regulamin Sejmu. Ostatecznie doszło do tego dopiero za rządu Jerzego Buzka, czyli po wyborach 1997 roku.

W jakim składzie toczyły się rozmowy dotyczące ratyfikacji konkordatu?

W tej sprawie spotkaliśmy się w gronie: prezydent Aleksander Kwaśniewski, prymas Glemp, arcybiskup Kowalczyk i ja. Ustaliliśmy, że nie poddamy pod głosowanie projektu ratyfikacji konkordatu, tylko będziemy starali się przekonać posłów lewicy – a było 40 osób zgłaszających twardy sprzeciw – żeby nie głosowali przeciwko. W tej sprawie Kwaśniewski odegrał pozytywną rolę w przekonywaniu do ratyfikacji, choć to wcale nie było łatwe. Gdy „Tygodnik NIE” opublikował poufną korespondencję szefa polskiego MSZ Dariusza Rosatiego z ministrem spraw zagranicznych Watykanu, dotyczącą negocjacji w sprawie konkordatu i propozycji strony watykańskiej, wybuchła ogromna burza. Mimo to udało się doprowadzić sprawę do końca.

Dlaczego pana zdaniem to się udało? Przecież podziały na scenie politycznej były równie ostre jak dzisiaj.

Ale postawa polityków była inna niż dzisiaj. Wszyscy przede wszystkim zwracali uwagę na dobro państwa. Pamiętam jak dziś, 29 grudnia 1989 roku, czyli po wyborach do Sejmu X kadencji, kiedy zmienialiśmy nazwę PRL na Rzeczpospolitą, przywróciliśmy orła w koronie i usunęliśmy z konstytucji przepis o przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Wtedy w Sejmie zapanowała euforia. Nie było prawicy ani lewicy, wszyscy zachowywali się tak samo. Po uchwaleniu zmian w konstytucji z 1952 roku wszyscy się zerwali i odśpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”. Wszyscy wiedzieli, że dzieje się coś niezwykłego. Że po okresie zniewolenia najważniejsze przesłanki konstytucyjne zostały uchwalone.

Co by się stało, gdyby lewica przeforsowała w konstytucji zapis o rozdziale Kościoła od państwa? Co tak niepokoiło Episkopat?

Podstawową sprawą było to, że nasze społeczeństwo miało jedno doświadczenie – w najtrudniejszych chwilach Kościół katolicki odgrywał w Polsce bardzo pozytywną rolę. Pamiętaliśmy walkę o ojczyznę kardynała Stefana Wyszyńskiego. Kościół miał w społeczeństwie ogromny autorytet.

Rozdział Kościoła od państwa nie odbierałby zasług historycznych, tylko organizował wzajemne stosunki w przyszłości.

Nie można oderwać przeszłości od teraźniejszości. Poza tym, jak mówiłem, ten postulat nie zyskał aprobaty w społeczeństwie. Jestem przekonany, że gdyby lewica przeforsowała swoje zdanie w tej sprawie, to konstytucji by nie było. Upadłaby w Zgromadzeniu Narodowym. Miałem tego pełną świadomość, że gdyby Episkopat oficjalnie oświadczył, że nie popiera konstytucji, to ona nie miałaby żadnych szans. Lewica w końcu zrozumiała, iż dłużej nie może się upierać.

To w takim razie dlaczego do konstytucji nie wpisano ochrony życia od poczęcia? Episkopat przecież mocno o to zabiegał.

Jest w konstytucji przepis o ochronie życia – art. 38. A skoro tak, to trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, w którym momencie życie się zaczyna, a w którym kończy. Próbowano to doprecyzować w konstytucji, ale porozumienia nie osiągnięto. W tej sprawie był również projekt zmiany, ale też nie przeszedł. Moim zdaniem artykuł mówiący o ochronie życia nie wymaga dodatkowych zapisów – jest oczywiste, że chodzi o życie od poczęcia do naturalnej śmierci.

Zatem orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z jesieni 2020 roku, eliminujące z ustawy aborcyjnej prawo do przerwania ciąży w sytuacji, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony, było słuszne w świetle konstytucji?

Byłem wicemarszałkiem Sejmu, kiedy uchwalaliśmy ustawę aborcyjną z 1993 roku. Pamiętam wypowiedzi wielu odpowiedzialnych hierarchów kościelnych, którzy uważali, że dopuszczenie trzech wyjątków od zakazu przerywania ciąży było jedynym sposobem na uchwalenie tej ustawy. Dzięki temu sytuacja została ustabilizowana. Tę stabilizację zburzono. Jeżeli chciano zmienić ten przepis, to trzeba było przeanalizować sytuację prawną, reakcję społeczną, postęp nauki i dopiero wtedy brać się do legislacji. W moim przekonaniu ustawy aborcyjnej nie należało w ogóle ruszać, tym bardziej że Episkopat tego rozwiązania oficjalnie nie zakwestionował w 1993 roku.

Nie spotkał się pan z zarzutem, że Kościół za bardzo mieszał się do polityki, skoro tak intensywnie konsultowano z nim projekt konstytucji?

Nigdy nikt niczego takiego mi nie zarzucił. Uważałem, że Kościół miał prawo wyrażać swoje poglądy jak każda organizacja. A sam papież nigdy podczas rozmowy ze mną nie próbował niczego narzucić. Gdy referowałem mu uzgodnienia, to papież mnie co najwyżej pytał: „A jakie jest pana zdanie”. Zresztą papież nigdy nie chciał ingerować w polską politykę. Natomiast się martwił, czy po okresie zniewolenia i w sytuacji gdy lewica odgrywała dużą rolę na scenie politycznej, potrafimy realizować zasady demokracji, obiektywnie podejść do Kościoła, martwił się też o poziom życia i o wychowanie młodzieży, w tym o powrót religii do szkół. To świadczy, jakim był człowiekiem.

Czytaj więcej

Mariusz Jędrzejko: Alkohol powinien być dostępny od 20. roku życia

Jak pan ocenia obecne kontrowersje wokół konstytucji? Chodzi mi np. o to, czy konstytucja jest ważniejsza od prawa europejskiego albo czy można ją stosować bezpośrednio?

Konstytucja jest najważniejszym źródłem prawa w Polsce, ale źródłem prawa są także przepisy prawa unijnego, które zostały ratyfikowane. Jak dotąd nie słyszałem o akcie międzynarodowym, który nie byłby w Polsce ratyfikowany, zatem spory, z którymi mamy do czynienia, to są po prostu dyskusje interpretacyjne dotyczące prawa, które zostało ratyfikowane.

Przepisy dotyczące sądownictwa również? Prawica argumentuje, że Unia nie reguluje sposobu kształtowania systemów sądowniczych.

To jest uproszczenie. Unia Europejska nie mówi o strukturach sądownictwa tylko o praworządności, a w tym pojęciu zawierają się takie zagadnienia, jak: normy prawne, sposób powoływania sędziów, gwarancje dla niezależności sądów i sędziów. Polska ma prawo kształtować organizacje sądownictwa według przepisów polskiej konstytucji. Ale jeżeli ktoś mówi, że nie upoważniliśmy Unii Europejskiej do ingerencji w nasze struktury sądownicze, to pomija zasady demokracji w ogóle. Tam jest mowa o państwie praworządnym i demokratycznym, a w skład tego wchodzi sądownictwo, prokuratura, adwokatura, radcowie prawni itd.

Zatem kwestionuje pan orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, że w zakresie organizacji sądownictwa konstytucja jest ważniejsza od prawa unijnego?

Uważam, że konstytucja jest najważniejszym źródłem prawa, ale tego konkretnego poglądu Trybunału Konstytucyjnego nie podzielam i jako wieloletni prawnik oraz autor wielu glos mam do tego prawo. Nie można wybierać sobie poszczególnych elementów i mówić – tego nam Unia nie może regulować. Struktury sądowniczej Unia rzeczywiście nie może podważać, ale sąd musi być niezależny, praworządny i działający w zgodzie z konstytucją. Jeżeli to nie jest zagwarantowane, Unia może ingerować.

Plus Minus: W kwietniu nasza konstytucja skończyła 25 lat. Co by pan w niej zmienił?

Przede wszystkim nie zmieniłbym ani jednego zdania z tego, co powiedziałem po jej uchwaleniu przez Zgromadzenie Narodowe. A mówiłem wówczas, że przyjęcie nowej konstytucji jest doniosłym wydarzeniem politycznym i historycznym. Że konstytucja stabilizuje fundamenty transformacji ustrojowej i ma pełną legitymację demokratyczną. Z prawnego zaś punktu widzenia zasługuje na wysoką ocenę, ponieważ jest jasna, klarowna, wprowadza pojęcia tożsame z innymi demokratycznymi konstytucjami, zabezpiecza prawa człowieka i obywatela, a także umacnia państwo, wzmacniając władzę wykonawczą. Zapewnia też rozwój gospodarki rynkowej przy jednoczesnym zagwarantowaniu poziomu bezpieczeństwa socjalnego.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi