Czyli, że pan, ja i jakieś nowo narodzone niemowlę tyle spirytusu statystycznie wypijamy każdego roku?
I moja małżonka też, która prawie w ogóle nie pije. A wystarczyłoby przeznaczyć 5 zł na każdego Polaka na profilaktykę alkoholową i za dekadę zaoszczędzilibyśmy około 500 mln zł – na zdrowiu. Profilaktyka daje dziesięć razy lepsze efekty niż leczenie. Gdybyśmy mieli pieniądze na profilaktykę alkoholową uczniów w szkołach podstawowych – nie po to, by ich straszyć, lecz mówić im prawdę – to za 20 lat mielibyśmy niesamowite zyski. Tylko że władza nie patrzy, co będzie za 20 lat. Gdybyśmy wyeliminowali cztery kluczowe problemy, to już za 5 lat bylibyśmy w innym miejscu, a za 20 lat stalibyśmy się innym społeczeństwem. Po pierwsze, trzeba wycofać alkohol ze stacji benzynowych, po drugie, zakazać sprzedaży alkoholu po godz. 22.
Jest tak w niektórych krajach skandynawskich.
I ma to głębokie uzasadnienie, bo Polak po godz. 22 kupuje alkohol, żeby się dopić. Trzecia sprawa to zakaz sprzedaży mocnego piwa powyżej 3,5 proc. i w opakowaniach większych niż pół litra. Wprowadziłbym też totalny zakaz reklamy piwa w telewizji. Poza tym w sklepach alkohol powinien być tak eksponowany, żeby nie widziało go dziecko, czyli np. w wydzielonej części sklepu, do której osoby poniżej 18 lat w ogóle nie mają wstępu. W ten sposób eliminowalibyśmy alkohol z pamięci społecznej. Temu może towarzyszyć odpowiednia polityka cenowa – bardzo wysokie ceny na alkohole mocne.
Jak to jest możliwe, że pod koniec dekady Edwarda Gierka Polacy spożywali 8 litrów spirytusu na głowę, czyli mniej niż teraz? Dlatego że wódka była na kartki?
Po części tak. Alkohol był trudniej dostępny. Ale przede wszystkim alkohol stał się obecnie towarem kulturowym. Niemała część pracujących w Warszawie na Mordorze schodzi na lunch i co czwarty, piąty z nich pije do jedzenia alkohol. Byłem kiedyś na wielkiej konferencji wojskowej. Mówiłem o zagrożeniach narkotykowych i alkoholowych dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Słuchało mnie 200 wojskowych z całej Polski. Dyskutowali. A wieczorem co robili?
Pili.
Nie, pani redaktor – chlali. Alkohol lał się strumieniami.
Ale tolerancja wobec kierowców, którzy siadają za kółkiem po alkoholu, chyba spada?
Brakuje nam jednoznaczności w ocenach i postawach społeczno-moralnych. Policja mówi, że statystyki idą do góry. Bo tu nie chodzi o tolerancję ogólną, tylko żony wobec męża, kolegi wobec koleżanki. Chodzi o to, czy jesteśmy zdolni do powstrzymywania ludzi przed szkodliwymi zachowaniami. Jeżeli widzę, że mój kumpel chce pijany wsiąść do samochodu, to zabieram mu kluczyki. Mam koleżankę, której 67-letnia matka, radna, jest alkoholiczką. Namawiam ją, żeby zmusiła ją do leczenia, bo pije codziennie i jest na prostej ścieżce do trumny. Musimy się nauczyć ratować ludzi, nawet kiedy oni tego nie chcą. Powinniśmy też zmienić system kształcenia terapeutów, bo dzisiaj, żeby nim zostać, trzeba wydać kilkadziesiąt tysięcy złotych z własnej kieszeni. A my musimy dać pieniądze uczelniom, żeby w ciągu kilku lat wykształciły ich 5 tysięcy, ale bezpłatnie. Wydajemy na profilaktykę dużo, ale często nieskutecznie.
To na co idą te pieniądze?
Są miasta i gminy – Mińsk Mazowiecki, Głogów, Trzcianka, Inowrocław – które prowadzą świetną profilaktykę. Ale wiele gmin po prostu wyrzuca pieniądze w błoto, np. dotując imprezę w remizie z okazji 25-lecia straży pożarnej. A pieniądze z tzw. korkowego powinny iść tylko i wyłącznie na profilaktykę szkolną i środowiskową oraz terapię. Na nic innego – na żadne długopisy, teczki, breloczki i imprezy. Czasami miasta lub gminy proszą nas, żebyśmy zbudowali im programy profilaktyki antyalkoholowej, ale gdy się dowiadują, co trzeba zrobić, to pytają: „A nie można by zorganizować konferencji”?
Ale chyba programy antyalkoholowe, takie ogólnopolskie, były organizowane? Uchwalano różne przepisy, np. żeby sklepy z alkoholem nie były lokalizowane w pobliżu szkoły czy kościoła. Nic to nie dawało?
Nie, i powiem pani dlaczego. Mądrzy ludzie obliczyli, że jeden sklep z alkoholem powinien przypadać na 1 tys. mieszkańców, a u nas jest jeden na ponad 300. Pytanie brzmi, czy jesteśmy w stanie cofnąć wszystkie licencje na sprzedaż alkoholu i przydzielić je od nowa? Czy też wolimy nie widzieć, że coraz więcej kobiet w ciąży, a nawet karmiących piersią, pije alkohol. Mamy ostatnio ogromne zapotrzebowanie na programy edukacyjne dotyczące zespołów FAS i FASD. Jest to odzwierciedlenie realnych faktów i potrzeb.
Dlaczego udało się ograniczyć palenie papierosów, a spożycia alkoholu nie?
Z papierosami udało się połowicznie. Powinniśmy dać Order Orła Białego prof. Witoldowi Zatońskiemu, bo to on i jego zespół opracowali koncepcję walki z papierosami. Nie palimy w pociągach, kinach, restauracjach. Niestety, zwykłe papierosy zostały zastąpione e-papierosami, które zawierają często więcej nikotyny niż te tradycyjne. Nie generują co prawda nowotworów płuc, ale za to pojawiło się ryzyko nowotworów krtani. Zatem w jednym miejscu odnieśliśmy sukces, a jednocześnie otworzyliśmy drzwi dla innego diabła. Tak samo jest z energetykami. Gdy słyszę reklamy „sesji” w okresie maturalnym, to robimy wielki kampanie dla maturzystów – pijcie wodę, jedzcie czekoladę i orzechy, bo to wam pomoże w nauce, a energetyk nie. Tylko że takich kłamstw w przestrzeni publicznej są dziesiątki. Przykładowo, funkcjonuje mit, że czerwone wino i koniak pomagają na układ krążenia. Słoniowi może tak, człowiekowi nie. To wszystko są bajki, ale w ogóle żyjemy w świecie bajek.
Pan nie pije alkoholu?
Piję – białe wino. Od dłuższego czasu chodziło za mną, zatem w ubiegłym tygodniu wypiłem lampkę. Poprzednią wypiłem w sylwestra.
Marek Pol: Wracałem z Moskwy szczęśliwy
Zastanawiałem się, dlaczego Rosjanie w 2002 roku nam ustąpili. Zgodzili się na mocne zredukowanie naszego zamówienia na gaz w kontrakcie jamalskim, tracąc ponad 5 mld dol. Myślę, że potrzebowali uporządkować sprawy z Polską, bo przygotowywali się do finansowania rur przez Bałtyk. Rozmowa z Markiem Polem, byłym wicepremierem, ministrem infrastruktury w rządzie Leszka Millera
To nie można powiedzieć, że był pan wielkim miłośnikiem tego trunku.
Gdy jestem we Włoszech, to piję codziennie lampkę, ale następnego dnia nie wsiądę do samochodu. Mam wysoką samoświadomość i o to chodzi z używkami. Musimy pracować nad świadomością społeczną, a rozwiązania prawne mają ją wzmacniać. Metoda podwyższania kar Zbigniewa Ziobry jest metodą „skrzywdzonego chłopca”, który sądzi, że jeżeli się będzie zaostrzało kary, to Polacy przestaną się wzajemnie krzywdzić. To nieprawda. Dowód – wyższe kary za prowadzenie samochodu po alkoholu i rosnące statystyki policyjne. Chodzi zatem o samoświadomość. Kiedyś zostałem zatrudniony w jednej z uczelni. Myślałem, że w takim fajnym miejscu popracuję kilkanaście lat i zakończę swoją karierę. Czwartego albo piątego dnia pracy wszedłem do pokoju profesorskiego, a tam siedzi dwóch profesorów, jeden duchowny i rozlewają „ducha puszczy”. Mówię do nich: „Panowie, jesteśmy na terenie uczelni”. Na to usłyszałem: „Siadaj, napij się z nami”. Dobra – pomyślałem sobie – odpuszczę. Ale gdy na Wigilię rektor przyszedł do pracy pod wpływem alkoholu, to nie wytrzymałem i trzy miesiące później się zwolniłem.
To może ten pomysł z czasów PRL, że alkohol można było kupić dopiero po godz. 13, nie był taki głupi?
Przecież to była fikcja. Byłem w tamtym czasie młodziutkim oficerem na praktyce w MON. Mój szef wysyłał mnie do Hotelu Europejskiego, żebym kupił pół litra u szatniarza, spod lady.
Rozumiem, że np. o dziewiątej rano.
(śmiech) Trochę później. Ale nie było mowy, żebym odmówił. „Grzałem” więc do Europejskiego, przynosiłem te pół litra, a panowie oficerowie i generałowie rozpoczynali debaty na temat Polski Ludowej. Każda władza piła tak samo jak pili Polacy. Dużo się w Polsce na dobre zmieniło, ale w tej sferze odnosimy porażkę za porażką.
Nie ma pan do powiedzenia nic optymistycznego?
Mam. Na szczęście dwie trzecie polskich nastolatków jeszcze nigdy się nie upiło, a 50 proc. nastolatków nigdy nie piło alkoholu, do 20 proc. wzrosła liczba dorosłych abstynentów, pijemy mniej małpek. Poza tym pomimo mojego narzekania w Polsce jest i tak lepiej niż u sąsiadów. Czeska młodzież jest rozpita, w Rosji jest chlanie, młodzi Niemcy topią troski w piwie i wódce. U nas najbardziej niepokoi obniżający się wiek inicjacji alkoholowej, ale to jest do odwrócenia.
Mariusz Jędrzejko jest socjologiem i pedagogiem społecznym. Kieruje ośrodkiem wsparcia dla dzieci i dorosłych z zaburzeniami i uzależnieniami w Józefowie. Jest profesorem nadzwyczajnym Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim