Jestem tradycjonalistką, jeśli chodzi o czytanie książek. Często robię to z ołówkiem w ręku, aby coś zanotować. Ten sposób czytania umożliwia pracę nad książką, do której chcemy wrócić. Tego typu pozycją jest „ArchiKod” Czesława Bieleckiego. To przepiękny album opowiadający o architekturze, ale również o polityce, w którym autor objaśnia wiele ciekawych zagadnień. Bielecki bacznie obserwuje, kto tworzy miasta. W jednym z rozdziałów widzimy połączenie Polski z lat 60. i ówczesnej myśli politycznej. To samo możemy odnieść do Francji z XIX wieku. Budynki, jak i całe miasta stają się obrazem pewnej epoki.

Jeśli papierowa książka ma przetrwać, to musi zmienić swoją formę. Nie mogą one być tak ciężkie i duże. Rozwiązaniem są paperbacki (wydania kieszonkowe – red.), choć niestety szybko ulegają zniszczeniu. Dlatego, aby książka papierowa przetrwała, muszą zostać poprawione materiały, z których się ją wykonuje. Ostatnio noszę ze sobą tomy szpiegowskie Daniela Silvy. Uważam również, że książki mogą przetrwać w formie graficznej. Nie jestem fanką komiksów, ale od jakiegoś czasu ukazują się wspaniałe wydania Szekspira dla młodzieży. Są to skrócone wersje, które zawierają autentyczne teksty autora. Wydaje mi się, że ta forma może skłonić dzieci do czytania.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Rosja jak Dzika bestia

Często uciekam do polskich książek z okresu dzieciństwa i młodości. Wyjechałam z Polski 50 lat temu, a wciąż mam te teksty na półce. Bardzo spodobała mi się również literatura turecka, w którą wciągnęłam się jakiś czas temu. Chyba jej najlepszym przedstawicielem jest Orhan Pamuk. Z kolei kiedy zamieszkałam we Francji, to tamtejsza literatura stała się dla mnie niezwykle podniecająca. Na swoje urodziny kupiłam siedem tomów autorstwa Marcela Prousta. Są to książki, do których wracam z przyjemnością. Zarówno Pamuk, jak i Proust potrafili dostrzec piękne rzeczy w rozpadającej się rzeczywistości. Z czasem odeszłam również od powieści, a przeszłam na listy, wspomnienia i biografie. Tak właśnie zafascynowałam się listami Jerzego Giedroycia. Ostatnio kupiłam jego korespondencje z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, a także listy, które wymieniał z Witoldem Jedlickim. Jest również cała seria zatytułowana „Mam na Pana nowy zamach...”, która przedstawia z kolei wiadomości, jakie Giedroyć wysyłał do różnych autorów. Poruszał tam ważne tematy od lat 40. do 90., pasjonował się polityką i historią, ale nie tylko Polski. Kolejną ogromną wartością tych tekstów jest ich plotkarski charakter. Opowiada o ludziach, autor bardzo interesował się, kto i co zrobił, kto pisze do niego pod pseudonimem. Giedroyć był bardzo zainteresowany sytuacją w Polsce i wielokrotnie rozmawiał na ten temat z Miłoszem. Jest to fascynująca lektura dla miłośników tamtych lat.