Wedle jednych Ukraina odparła pierwszą ofensywę na Kijów i Charków, a teraz metodycznie się broni czy nawet kontratakuje na południu. Kolorowe mapy pokazujące zasięg wojsk rosyjskich wskazują jednak na to, że Rosja się nie cofa, a nawet posuwa się na terytorium Ukrainy, a wiadomości nadchodzące z okupowanych terenów pokazują, że metody stosowane tam celem utwierdzenia swojej władzy nie różnią się niczym od metod stosowanych w komunizowaniu i sowietyzacji różnych terytoriów, które weszły w skład Związku Sowieckiego. Główna różnica polega przede wszystkim na tym, że tym razem bolszewizacja zajętych terenów Ukrainy odbywa się w sposób jawny. Rosjanie nie próbowali ukryć swoich mordów i tortur w Buczy i podobnych miejscowościach w okolicach Kijowa. Przeciwnie, chcieli, by Ukraińcy zrozumieli, że mają do czynienia z dziką bestią, która nie zatrzyma się przed niczym.
Czytaj więcej
Kilka dni temu moja spokojna dzielnica w Waszyngtonie była w centrum wiadomości nie tylko lokalnych, ale i krajowych.
Gwałty, które już można liczyć w wielu setkach, były dokonywane jawnie i w sposób maksymalnie brutalny. Poczciwi amerykańscy obrońcy praw człowieka zastanawiają się, czy te gwałty to w tym wypadku „narzędzie wojny", czy rozbestwienie pojedynczych żołnierzy. Jakby nie rozumieli, że jedno przykładowe rozstrzelanie jednego z gwałcicieli zatrzymałoby całkowicie ten proceder. Armia Federacji Rosyjskiej nie jest armią Stanów Zjednoczonych i wbrew temu, co uważał generał sekretarz stanu Colin Powell, po masakrach w Czeczenii rosyjska armia sama się nie oczyściła, a właśnie – na odwrót – nagrodziła morderców i gwałcicieli. Jeszcze w międzyczasie dała im pohulać w Gruzji i w Syrii.
Poczciwi amerykańscy obrońcy praw człowieka zastanawiają się, czy te gwałty to w tym wypadku „narzędzie wojny", czy rozbestwienie pojedynczych żołnierzy. Jakby nie rozumieli, że jedno przykładowe rozstrzelanie jednego z gwałcicieli zatrzymałoby całkowicie ten proceder.
O wojnie można pisać nieskończenie, zwłaszcza jeśli jest się amatorem. Jeden z artykułów, które dziś znalazłam, sugeruje, że jest coś w tym, że Rosja nie poszła jeszcze na całego, nie zrzuciła gdzieś bomby atomowej albo co najmniej zwykłej bomby na Nancy Pelosi czy Antony'ego Blinkena. To „coś" mogłoby być na przykład powściągliwością Rosji i jej sugerowaniem, że gotowa jest na rozmowy pokojowe. Takiemu gmatwaniu sytuacji służą między innymi długie rozmowy Putina z Macronem czy wizyta sekretarza generalnego ONZ António Guterresa w Moskwie. Wizyta posłużyła legitymizacji ONZ jako organizacji broniącej pokoju światowego. Guterres i cały ONZ zasługują teraz na wielkie pochwały, bo wywieziono z Mariupola ponad sto osób – cywilów, staruszki, kobiety z dziećmi, a nawet nie rannych, bo ich Rosjanie by podejrzewali, że są żołnierzami. Ewakuacją tak czy owak kierował szwajcarski Komitet Czerwonego Krzyża, a nie ONZ, który nie upomina się ani o pozostałe setki cywilów w Mariupolu, Chersoniu i innych miejscowościach, ani o powrót wywiezionych nielegalnie obywateli Ukrainy na terytorium Rosji, ani o powołanie ONZ-owskiej komisji do badania rosyjskich zbrodni wojennych.