Irena Lasota: Ratować kota czy sąsiadkę

Kilka dni temu moja spokojna dzielnica w Waszyngtonie była w centrum wiadomości nie tylko lokalnych, ale i krajowych.

Publikacja: 29.04.2022 17:00

Zniszczenia spowodowane rosyjskim ostrzałem Charkowa

Zniszczenia spowodowane rosyjskim ostrzałem Charkowa

Foto: AFP

Najpierw nad moim domem zaczęły krążyć helikoptery, co się czasami zdarza i trwa najwyżej kilka minut. Tym razem hałas się nasilał, helikopterów było coraz więcej i latały coraz niżej. Potem usłyszałam, że ktoś mówi przez głośnik, ale nic nie można było zrozumieć. Jedna sąsiadka puściła na e-mailu wiadomość, że pod domem jest „active shooter" – czyli niezłapany jeszcze strzelec i że wszyscy w promieniu kilometra mają „shelter in place", czyli nigdzie nie wychodzić i jakoś zadbać o swoje bezpieczeństwo. Po kilku minutach okazało się, że mimo że z okna prawie nic nie widać, lokalny kanał NBC nadaje „sytuację" na żywo. Sytuacja wyglądała na poważną, więc poprosiłam moją przyjaciółkę i sąsiadkę, by do mnie przyszła. Siadłyśmy przed telewizorem, z winem, i w napięciu oglądałyśmy, co się dzieje.

Oblężenie trwało ponad sześć godzin. Najpierw roiło się od policji, potem zaczęły dojeżdżać wozy pancerne, jeden policyjny, jeden z FBI, a trzeci z ATF, czyli biura ds. alkoholu, tytoniu, broni palnej oraz materiałów wybuchowych. Z każdego wozu wyskoczył jakiś tuzin po zęby uzbrojonych mężczyzn z prawdziwymi karabinami. Mam wrażenie, że byli tam sami mężczyźni, podczas gdy wśród policjantów raczej sporo kobiet. Informacje były mało konkretne. W sąsiednim domu pod nazwą AVA miał znajdować się strzelec wyborowy, który zranił kilka osób i strzelał w okna pobliskiej szkoły. Pod nasze domy podjeżdżały dziesiątki wozów strażackich oraz karetek pogotowia i powtarzano apel, by nikt nie ruszał się z miejsca.

Czy posiadanie, a tym bardziej kupowanie za grube pieniądze i karmienie frykasami kotów i psów nie jest świadectwem zdegenerowania naszej konsumpcyjnej epoki?

W pewnym momencie zaczęto ewakuować, niewielkimi grupami, mieszkańców z budynku AVA. Otaczali ich policjanci, a strzelcy wyborowi, ukryci między samochodami, mierzyli w okna budynku. Niektóre grupy biegły niezbyt szybko, inni podnosili do góry ręce, inni jeszcze ciągnęli psy na smyczy lub nieśli koty w plecaczkach. I wtedy dopiero do mnie trafiło. AVA jest całkiem nowym budynkiem i mieszkają tam w większości ludzie młodzi. Mój budynek, zbudowany w latach 60. XX w. też był kiedyś zamieszkały przez ludzi młodych, ale dzisiaj mieszka tu sporo ludzi mocno starszych, niezdolnych do samodzielnego poruszania się.

Mój budynek ma 16 pięter. Zaczęłam planować ewentualną ewakuację. Bardzo teoretycznie. Najpierw trzeba będzie odprowadzić Susi do windy lub klatki schodowej i upewnić się, że ma przy sobie komórkę. Potem wrócić do swojego mieszkania – i tu dylemat. Kot Nemo jest bardzo grzeczny, da się złapać i zapakować do kociego plecaka. Ale co z Dorotką? Łazi po mnie i się tuli, ale jeszcze nigdy nie udało mi się wziąć jej na ręce. Może jednak powinnam pójść w głąb korytarza i pomóc prawie 100-letniej sąsiadce, która sama nie bardzo wie, gdzie jest, a jej opiekunka tak samo. Przypomniałam sobie, że od dawna chciałam napisać do księdza Mietka z pytaniem, co robić w takiej sytuacji. Oczywiście ratować drugiego człowieka. Ale zostawić psa lub kota na pastwę losu, pożaru czy bombardowania?

Czytaj więcej

Rosjanie zrzucają na Charków bomby z opóźnionym zapłonem

O tym myślę już od początku wojny na Ukrainie. Dużo ludzi zachwyca się innymi ludźmi, którzy wynieśli psa na plecach lub wywieźli spod bomb kilka tuzinów kotów. To jest podobno oznaką naszego człowieczeństwa. Ale znoszenie na kocu z ósmego piętra, pod bombami w Charkowie, staruszka, który nie ma rodziny, jest jeszcze większą oznaką człowieczeństwa. Czy posiadanie, a tym bardziej kupowanie za grube pieniądze i karmienie frykasami kotów i psów nie jest świadectwem zdegenerowania naszej konsumpcyjnej epoki? Czy mruczący i tulący się do mnie kot nie jest luksusem? Przyjemnością, bez której mogłabym się obejść?

Oczywiście, można bronić, jak w debacie oksfordzkiej, każdego punktu widzenia. Wojna jednak przybliża nam realność wyborów i zmusza do zadawania pytań, których na co dzień nie zadajemy. I codziennie jesteśmy świadkami tego, co jest zaprzeczeniem człowieczeństwa. Na przykład ratownicy w Charkowie odkryli, że po tym, gdy rosyjski pocisk uderzy w dom mieszkalny, jest kilka minut spokoju, a potem kolejny pocisk uderza – tym razem już w ratowników. A co do „sytuacji" w mojej dzielnicy, był to kolejny wariat z dostępem do broni, który w końcu popełnił samobójstwo.

Najpierw nad moim domem zaczęły krążyć helikoptery, co się czasami zdarza i trwa najwyżej kilka minut. Tym razem hałas się nasilał, helikopterów było coraz więcej i latały coraz niżej. Potem usłyszałam, że ktoś mówi przez głośnik, ale nic nie można było zrozumieć. Jedna sąsiadka puściła na e-mailu wiadomość, że pod domem jest „active shooter" – czyli niezłapany jeszcze strzelec i że wszyscy w promieniu kilometra mają „shelter in place", czyli nigdzie nie wychodzić i jakoś zadbać o swoje bezpieczeństwo. Po kilku minutach okazało się, że mimo że z okna prawie nic nie widać, lokalny kanał NBC nadaje „sytuację" na żywo. Sytuacja wyglądała na poważną, więc poprosiłam moją przyjaciółkę i sąsiadkę, by do mnie przyszła. Siadłyśmy przed telewizorem, z winem, i w napięciu oglądałyśmy, co się dzieje.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS