Skoro już wzięliście mnie z zaskoczenia i pytacie o literacką ojczyznę, to mam dwie: Rosję i Niziurskiego, czyli książki dzieciństwa, którymi nasiąknąłem. I wiem, że mówienie o Rosji z jednej strony jest banalne, a drugiej trzeba się tłumaczyć, bo ktoś pomyśli, że ma to jakieś podteksty. Otóż nie ma.
Czytaj więcej
Taki format nowego show: estrada oświetlona, wszystko gotowe, sala nabita, publika czeka. Na scenę wchodzi trzech gości i śpiewa, ale każdy inną piosenkę. Melodia inna, tekst różny, łączy ich tylko nienawiść do siebie. Po roku jeden wygrywa. Emisja jesienią, nazywa się „Kampania wyborcza”.
Nigdy nie miałem złudzeń co do natury władzy w Moskwie, ale to mi nie przeszkadzało jako studentowi podróżować po Rosji. To skończyło się ciężką rusofilią i nieuleczalną miłością do Wieniedikta Jerofiejewa, chyba jedynego pisarza, którego autentycznie czczę i wielbię. Czytałem oczywiście Sołżenicyna, Warłamowa, genialnie przetłumaczoną przez Andrzeja Mandaliana Jewgieniję Ginzburg, a później odkryłem Gieorgija Władimowa. „Generał i jego armia” oraz „Wierny Rusłan” bardzo mnie poruszyły. Kiedyś Igor Zalewski, znając moją niechęć do science fiction, polecił mi Kira Bułyczowa. Przeczytałem „Opowiadania guslarskie”, które na szczęście nie są żadnym s.f., tylko satyrą na życie w komunizmie, i się zachwyciłem.
Ojczyznę drugą, ale przecież historycznie pierwszą, symbolizuje dla mnie Edmund Niziurski. Jako dzieciak zacząłem go pochłaniać podobnie jak Bahdaja czy Ożogowską. A skoro od nich i Karola Maya zaczęła się moja miłość do książek, to pewnie to też moja ojczyzna. A propos Niziurskiego, wróciłem do niego dwukrotnie jako dorosły – raz, kiedy pojechałem z synem do Grecji i podkradłem mu „Sposób na Alcybiadesa”, a drugi raz, kiedy żegnałem mistrza Edmunda felietonem i by znaleźć cytat, przeczytałem w kilka godzin „Sposób…” po raz setny. Nadal zachwyca.
Czytaj więcej
Współczesny ksiądz patriota doskonale wie, że głównym jego zadaniem jest wroga wytropić, po imieniu nazwać i potępić, co też czyni ochoczo.