Robert Mazurek: Smutny uśmiech soi

Taki format nowego show: estrada oświetlona, wszystko gotowe, sala nabita, publika czeka. Na scenę wchodzi trzech gości i śpiewa, ale każdy inną piosenkę. Melodia inna, tekst różny, łączy ich tylko nienawiść do siebie. Po roku jeden wygrywa. Emisja jesienią, nazywa się „Kampania wyborcza”.

Publikacja: 22.07.2022 17:00

Robert Mazurek: Smutny uśmiech soi

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Nie, proszę nie kwękać, nikt państwa nie oszukuje. Owszem, show pod tym tytułem mamy nieustannie, lubimy zwłaszcza skakanie do gardeł i kopanie po kostkach. Czasem nawet wmawiamy sobie, że my, Polacy, jesteśmy w tym najlepsi, że takie to polskie, ale to do czasu, gdy dowiadujemy się, jakie fajerwerki odpalają w Izraelu czy Ameryce. Ale to prawda, tę zabawę znamy, tylko że teraz formuła ma być inna. Kakofoniczna.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Świat to parszywe miejsce do życia

Od wszystkich spin doktorów dowiedzieliśmy się już dawno, iż kampanię (a z nią wybory) wygrywa ten, kto narzuci narrację. Nie, że od razu to masło jest najlepsze, kup i żryj, skądże! Najpierw trzeba nas przekonać, że musimy się zdrowo odżywiać. No i że lubimy masełko. A to się akurat świetnie składa, bo mamy takie zielone, ono ekologiczne jest, soja się uśmiechała, jak ją doili, bo to sojowe masło po pięć dych kostka jest. Konkurencja takie ma? Nie? O, jaka szkoda. Tak mniej więcej działa narracja.

Ale teraz – i bądźmy przez chwilę poważni – każdy ma narrację swoją i nie ma zamiaru ustąpić. A że media są podzielone, już nikt nie udaje, że on pośrodku, że symetrycznie, to można sobie wyobrazić, że będą śpiewać te pieśni tylko dla swojej bańki i to aż do samych wyborów. I choć do wyborów jeszcze rok, to przecież doskonale wiemy, co śpiewać będą. Odgadnąć nietrudno, tym bardziej że Donald Tusk już zaczął.

Prezydent całej Europy ma w repertuarze pieśń dziadowską. To lament o polskiej biedzie, szalejącej inflacji, a poczekajcie, jeszcze się rozkręci, jeszcze zima sroga przyjdzie, a wraz z nią rachunki za gaz. Tusk byłby ostatnim osłem – a tego mu akurat nikt nie zarzuca – by nie wykorzystywać tego, że za kadencji konkurenta wybucha kryzys. A że zawsze znajdzie się niepełnosprytna radna PiS lub posłanka, które w kryzysie namawia do gry w golfa i kanapeczek z kawiorem, to jego psi obowiązek, by to wykorzystać. Zwłaszcza że – to powiedzmy jasno – nadchodząca zima jest i potężnym wyzwaniem dla państwa, i napawa wielkim strachem ludzi.

A że media są podzielone, już nikt nie udaje, że on pośrodku, że symetrycznie, to można sobie wyobrazić, że będą śpiewać te pieśni tylko dla swojej bańki i to aż do samych wyborów. I choć do wyborów jeszcze rok, to przecież doskonale wiemy, co śpiewać będą. 

Normalne byłoby, gdyby lider opozycji wyszedł więc do ludzi i powiedział: Proszę, to nasze sposoby na walkę z drożyzną, nasz pakiet ustaw, które pomogą przetrwać najgorsze. Zamiast tego słyszymy jednak, że program przedstawimy po wyborach. Tu najlepszym refleksem wykazał się siatkarz – wiadomo, mistrz świata – Marcin Możdżonek, który powiedział, że owszem, to świetnie i on chętnie odda na Platformę głos. Po wyborach.

Drugi pieśniarz, Prezes całej Polski, zadął w surmy bojowe i intonuje pieśń rycerską. Tu, notabene, warto przypomnieć, że po raz pierwszy w historii Rada Ministrów ma swego prezesa. Ma również swego premiera, ale to pośledniejsza persona. W każdym razie ów Prezes widzi wyłącznie wojnę w Ukrainie. To ona – powtarza – jest największym historycznie wyzwaniem od dziesięcioleci, a jeśli chodzi o stosunki z Ukrainą, to i od stuleci. Zagraża nam – przestrzega – poważne niebezpieczeństwo, w obliczu którego drobne wojenki są jak spór o kolor tapet w walącym się domu. I trudno nie przyznać mu racji, nawet jeśli mówi to także po to, by zyskać efekt gromadzenia się wokół sztandaru.

Tak, Kaczyński ma rację. Owszem, Tusk ma rację. Jak to, przecież i jeden, i drugi nie mogą mieć razem racji?! Owszem, i pan też ma rację. Nie trzeba niezwykłej przenikliwości, by dostrzec, że nadciągający kryzys może być znacznie poważniejszy niż dotychczasowe i nie da się go przejść dorzucaniem po 3 tysiące to tu, to tam. Nie da się go również zwalczyć, pracując cztery dni w tygodniu. Wszystko to jednak detal, bo jeśli Ukraina przegra, to i nasz żywot będzie zagrożony, a zimne kaloryfery będą luksusem. Bo będą znakiem, że dom jeszcze stoi. No, ale takie postawienie sprawy wymagałoby od uczestników naszego show powagi. Ale bądźmy szczerzy, czy my oczekujemy od nich powagi?

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Rezun z bilokacją

Chcemy słyszeć tylko, że Tusk to Niemiec i Polskę sprzedał. I chcemy usłyszeć, co nowa władza zrobi Kaczorowi, jak go wreszcie dopadnie. Takie wizje nam w zupełności wystarczają.

Nie, proszę nie kwękać, nikt państwa nie oszukuje. Owszem, show pod tym tytułem mamy nieustannie, lubimy zwłaszcza skakanie do gardeł i kopanie po kostkach. Czasem nawet wmawiamy sobie, że my, Polacy, jesteśmy w tym najlepsi, że takie to polskie, ale to do czasu, gdy dowiadujemy się, jakie fajerwerki odpalają w Izraelu czy Ameryce. Ale to prawda, tę zabawę znamy, tylko że teraz formuła ma być inna. Kakofoniczna.

Od wszystkich spin doktorów dowiedzieliśmy się już dawno, iż kampanię (a z nią wybory) wygrywa ten, kto narzuci narrację. Nie, że od razu to masło jest najlepsze, kup i żryj, skądże! Najpierw trzeba nas przekonać, że musimy się zdrowo odżywiać. No i że lubimy masełko. A to się akurat świetnie składa, bo mamy takie zielone, ono ekologiczne jest, soja się uśmiechała, jak ją doili, bo to sojowe masło po pięć dych kostka jest. Konkurencja takie ma? Nie? O, jaka szkoda. Tak mniej więcej działa narracja.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi