Wspominam to, bo pomysł Solidarnej Polski, by za obrazę uczuć religijnych karać dwoma, a czasem i trzema latami mamra, nie doczekał się żadnej debaty. No, chyba że za debatę uznać rytualne pomruki „O, oszołomy łeb podnoszą, co za debile”, którymi to pomrukami kwituje się w Polsce wszelkie pomysły tych spoza naszej bańki. Przykład pierwszy z brzegu – libki nie dyskutują z podatkowymi propozycjami partii Razem, tylko je wyśmiewają, bo to kretyni i komuniści.
Czytaj więcej
Współczesny ksiądz patriota doskonale wie, że głównym jego zadaniem jest wroga wytropić, po imieniu nazwać i potępić, co też czyni ochoczo.
W każdym razie pomysłów ziobrystów nikt na poważnie nie skomentował, co najwyżej – nie bez racji – oskarżył ich o cynizm i o pukanie do wrót toruńskiej rozgłośni. A szkoda. Nie, nie dlatego, że na szczególną uwagę zasługują autorzy, ale dlatego, że z ochroną uczuć religijnych jest problem i to nie tylko w Polsce. Pytanie, jak pogodzić wolność słowa, jedną z najważniejszych wartości naszej cywilizacji, z odwiecznie chronionym prawem do wyznawania religii, jest pytaniem jak najbardziej zasadnym. Tu nie bez racji można by dodać, że bez tejże religii o żadnych swobodach obywatelskich – w tym wolności słowa – nie byłoby mowy, ale to zostawmy.
W każdym razie pytanie jest. W czasach ludzi kulturalnych – nie, żeby kiedyś takie były, to taka figura retoryczna – uznawano, że nie ma powodu, by szydzić z ludzkich przekonań, zwłaszcza tych, które są dla nich najświętsze. Owszem, można sobie zakładać Ligi Bezbożników i Wolnomyślicieli, można pokpiwać z dewocji, można wiele, ale w granicach dobrego wychowania, Dla tych, którzy tego pojęcia nie znali, wymyślono art. 196 kodeksu karnego i zapisano w nim, iż każdy, „kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. No, ale czasy przyszły nowe i przepis zasadniczo stał się przepisem martwym. Nie żebyśmy tak zgrzecznieli, wręcz przeciwnie, raczej nie boli nas wyszydzanie religii, różnych religii, dodajmy.