Michał Szułdrzyński: Pamięci prof. Andrzeja Kosa

Nie pisałbym tych słów, gdyby nie mój wybitny, zmarły właśnie polonista z liceum prof. Andrzej Kos.

Publikacja: 22.07.2022 17:00

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa/Maciej Zienkiewicz

Zawsze na to, kim jesteśmy, wpływ ma kilka osób. Owszem, przede wszystkim rodzice, dzięki którym istniejemy, choć mogło nas nie być. Z pewnością też kilku wykładowców na studiach, kilka osób, które poznałem później, mądrych księży, kolegów itp. Ale wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie polonista z krakowskiej „piątki”. Bo gdy przychodziłem do klasy matematyczno-fizycznej w – jak się go nazywało – „piątym zakładzie”, byłem przekonany, że będę się zajmował którąś z nauk ścisłych bądź przyrodniczych.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Rosja jest z Marsa, a Europa z Wenus

Ale to właśnie dzięki profesorowi Kosowi odkryłem świat ludzkiej myśli, humanistyki, który sprawił, że wybrałem filozofię i moje zainteresowania poszły w innym kierunku. Podobne doświadczenie miało wiele koleżanek i kolegów. Choć większość absolwentów mat-fizu szła później na studia ekonomiczne, informatyczne itp., ktoś zauważył, że Kos nas wszystkich, również tych ścisłych, nauczył pisać. Jedna z koleżanek miała doświadczenie podobne do mojego – dzięki niemu odkryła świat kultury i sztuki, wybrała odpowiednie studia i dziś znajduje się tam, gdzie jest, rozwijając swoje pasje, pracując w jednym z najważniejszych polskich muzeów.

Prof. Kos był mistrzem w pobudzaniu u młodych wyobraźni, podsuwał lektury, rozszerzał zainteresowania, otwierał głowy, ale też świat myśli przed niezwykle chłonnymi młodymi umysłami. Jego talent polegał na tym, że niczego nie narzucał, raczej sugerował kierunki rozwoju. Bo licealiści czegoś narzuconego, na zasadzie prawa przekory pewnie by nie przyjęli. Ale on nie narzucał kalek i klisz, raczej snuł opowieści, które interesowały, kusiły głębią. To nie znaczy, że nie był wymagający. Był i pewnie dlatego nauczył większość z nas pisać, a ja dziś wszak z pisania żyję. I odcinam kupony od tego, czego nauczyłem się od niego, od książek, które wówczas czytałem. To on podsuwał Dostojewskiego, Witkacego, Prousta, Miłosza i wielu innych tytanów.

Ale on nie narzucał kalek i klisz, raczej snuł opowieści, które interesowały, kusiły głębią. To nie znaczy, że nie był wymagający. Był i pewnie dlatego nauczył większość z nas pisać, a ja dziś wszak z pisania żyję.

I myślę, że jego charyzma jest świetnym przyczynkiem do dyskusji o tym, jak powinna wyglądać polska szkoła. Przyznam, że nie pamiętam, jak wyglądała podstawa programowa z polskiego w klasie matematyczno-fizycznej w ogólniaku w drugiej połowie lat 90. Ale pamiętam, że lektury, które mnie ukształtowały, zasugerował mi profesor Kos, bez względu na to, czy należały do kanonu, czy nie. Był doskonałym przykładem profesora, który z nawet najuboższą podstawą programową, albo obok niej, potrafił zafascynować światem idei i ludzkiego ducha zblazowanych nastolatków z dobrych krakowskich domów, którzy trafiali do V LO. To głównie dzięki niemu staliśmy się częścią cywilizacji europejskiej, dzięki niemu nabraliśmy niezbędnych kompetencji, by uczestniczyć w kulturze, zacząć orientować się w stylach, epokach, prądach albo zwykłych modach intelektualnych.

I dlatego wszystkim, którzy dziś dyskutują o tym, jaka powinna być szkoła, jaka władza kuratora czy ministra, czy szkoła bardziej ma przygotowywać do stania przy kasie w supermarkecie, czy też zanurzać w pewnej wspólnocie kulturowej, dedykuję postać prof. Andrzeja Kosa. Nie potrzebował moralizatorskich podręczników w stylu tego do HiT-u, by prowokować dyskusje nad tożsamością polską czy europejską. Nie, absolutnie nie chcę wykorzystywać pamięci mego zmarłego polonisty z liceum do bieżących potyczek politycznych. Przeciwnie. Ale uważam, że choćby najlepiej pomyślany program szkolny będzie zupełnie bezużyteczny, jeśli młodzież nie spotka na swej drodze takich postaci, jak prof. Andrzej Kos. Z pewnością nie ma takich ludzi wielu. Ale bez nich, bez ich pasji i zaangażowania polska szkoła nie będzie wiele warta. Bez względu na to, co zostanie zapisane w ustawach, podstawach programowych czy podręcznikach.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Sojusz z Kijowem jako dopełnienie Unii

Dlatego pewnie nie tylko ja, ale i wielu może dziś powiedzieć: dziękuję panu, profesorze Kos. A ja jeszcze dorzucę własne podziękowania, za szóstkę z polskiego na maturze. Dodała mi skrzydeł na całe życie.

Zawsze na to, kim jesteśmy, wpływ ma kilka osób. Owszem, przede wszystkim rodzice, dzięki którym istniejemy, choć mogło nas nie być. Z pewnością też kilku wykładowców na studiach, kilka osób, które poznałem później, mądrych księży, kolegów itp. Ale wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie polonista z krakowskiej „piątki”. Bo gdy przychodziłem do klasy matematyczno-fizycznej w – jak się go nazywało – „piątym zakładzie”, byłem przekonany, że będę się zajmował którąś z nauk ścisłych bądź przyrodniczych.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi