Ostatnio przypomniała mi się jakaś audycja radiowa, w której brałem udział w 2008 r. W Rosji przyjęto wtedy nowelizację konstytucji, wydłużającą kadencję prezydenta do sześciu lat, która miała wejść w życie w 2012 r. Putin najbezczelniej w świecie bawił się w kotka i myszkę, a my zastanawialiśmy się nad tym, że jeśli wydłuża kadencję do sześciu lat, to pewnie po to, by dłużej rządzić, ale wymogu dwukadencyjności pewnie nie skasuje, no bo po co miałby bawić się w pozory, gdyby chciał rządzić bez ograniczeń. Zrobił to ostatecznie w 2020 r. Tyle tylko, że my analizowaliśmy ten ruch, na poważnie uważając, że konstytucja i ograniczenia w świecie zachodnim znaczą to samo co w Rosji. A tam są tylko narzędziem sprawowania władzy, które można dowolnie modyfikować, jeśli jest taka potrzeba. I co z tego, że w Europie Zachodniej konstytucja uchodzi za zbiór wartości i ogólnie uznawanych zasad, w ramach których funkcjonuje system demokratyczny. W Rosji demokracji nie ma, więc i pojęcia mają inne znaczenia. Ot, różnica cywilizacyjna.
Zresztą kiedy trwała ta dyskusja, w 2008 r., prezydentem Rosji został Dmitrij Miedwiediew. Choć nie mieliśmy wtedy też złudzeń, że jest on tylko zamiennikiem Putina, Zachód miał wrażenie, że nastąpi jakieś odprężenie. Skoro młody, to od razu pewnie liberał, bo przecież umie grać w tenisa. Ile warte były te wszystkie złudne nadzieje, widzimy dziś, gdy Miedwiediew wyżywa się w internetowych wpisach, ciskając gromy na Zachód, strzykając jadem i nienawiścią, grożąc wszystkim naokoło za wspieranie Ukrainy.
Ale czy i wobec Putina Zachód nie popełnił tego samego błędu, gdy pod koniec 1999 r. przejął on stery w Rosji? Aleksander Kwaśniewski przyznał ostatnio, że już w 2002 r. Putin opowiadał mu o chęci budowy Wielkiej Rosji, nawet kosztem terytorium Ukrainy, ale nie wziął tego na serio. „Wydawało mi się, że Putin jest pragmatykiem, więc nie zaatakuje Ukrainy, bo to wyglądałoby na szaleństwo”.
Ale czy i wobec Putina Zachód nie popełnił tego samego błędu, gdy pod koniec 1999 r. przejął on stery w Rosji? Aleksander Kwaśniewski przyznał ostatnio, że już w 2002 r. Putin opowiadał mu o chęci budowy Wielkiej Rosji, nawet kosztem terytorium Ukrainy, ale nie wziął tego na serio.
Niedawno słuchałem byłej amerykańskiej korespondentki w Moskwie, która była na słynnym spotkaniu zachodniej prasy z Putinem na początku 2000 r. Powiedział wówczas, po raz pierwszy publicznie, że upadek ZSRR był największą katastrofą geopolityczną XX wieku. Amerykanka przyznaje, że uczestnicy zupełnie nie zrozumieli jego przesłania. Oni, ludzie Zachodu, kojarzyli Związek Sowiecki z biedą zwykłych obywateli, pustymi półkami w sklepach i kolejkami po papier toaletowy. Jak można do tego tęsknić – dziwili się. Jednak Putin ZSRR kojarzył z państwem, którego potęga polegała na tym, że wszyscy się go bali. Jak widać, zrozumienie tego zajęło Zachodowi 22 lata. A do niektórych jeszcze nie do końca dotarło.