Anegdotę tę opowiedział mi znany warszawski bywalec tanich lokali z wyszynkiem, pisarz i wydawca Paweł Dunin-Wąsowicz, który będzie mi potrzebny za chwilę. Teraz o Grzegorzu Górnym, jego koledze ze studiów dziennikarskich. Jego plan brzmiał surrealistycznie, ale Górny był wariatem ambitnym i zawziętym wielce. Książek dobrych, powiadał, są na świecie tysiące. Jedna dziennie, no niech będzie 300 rocznie, 30 lat, a nawet 10 tysięcy nie przeczytam, mało, ale próbować warto. Odpadł przy trzecim dziecku. Grzegorz dziś książki pisze, nie wiem, czy czyta.
Czytaj więcej
Nie wydaje mi się, by Malcolm w ogóle lubił muzykę – skarżył się Johnny. Nie musiał, wymyślił po prostu boysband, wykreował wizerunki chłopaków, ba, nawet panu Lydonowi wykoncypował ksywę Rotten, bo „Zgniły" brzmiało intrygująco. No i dorzucił Sex do nazwy zespołu, bo seks sprzedaje się zawsze, a przecież Malcolm chciał po prostu sprzedawać dżinsy. Coś poszło nie tak i niechcący wymyślił muzykę punk. Dzieciarnia kupiła bunt, efekt uboczny kampanii reklamowej. Kupiła, pokochała na zabój, utożsamiła się. Bo bunt potrzebny jest, ale taki kontrolowany raczej. Taki bunt umiarkowany w granicach prawa, że Haszkiem się posłużę.
Ale byli niegdyś na świecie ludzie, którzy czytali. Powstawały dla nich nawet książki o książkach i nie mam tu na myśli czołowego osiągnięcia w skretynianiu ludzkości, jakimi są bryki szkolne dla gawiedzi, która nie przeczytała lektur, bo w „Lalce" obrazków mało. Były – a nawet są – to książki o cymeliach, rzeczach rzadkich, nierzadko absurdalnych. Królem takiej literatury w Polsce jest oczywiście Paweł Dunin-Wąsowicz, mówiłem, że się przyda, piszący z równą swadą o książkach najgorszych, o tych nieistniejących, bo opisanych w innych książkach, jak i po prostu o książkach dla niego najważniejszych.
À propos najważniejszych, to co jakiś czas pojawiają się takie rankingi – coraz częściej zresztą przeznaczone dla mało wymagających czytelników – najważniejszych czy najlepszych książek świata. Jeden z nich, cieszący się sporym powodzeniem w drugiej połowie ubiegłego stulecia, popełnił Frederick Russell Hoare. Jego „Eight Decisive Books of Antiquity" wcale nie jest przy tym tylko o starożytności, a i ksiąg, które uznał za najważniejsze dla ludzkości, jest dalece więcej niż osiem. Jego listę 25 najistotniejszych ksiąg w historii otwiera – i tu trudno się spierać – Kodeks Hammurabiego. Zamyka ją, co też nie powinno dziwić, bo Hoare swe dzieło popełnił w 1951 roku, „Kapitał" Marksa.