Robert Mazurek: Seneka szuka żony

Kilka lat temu Jakub Żulczyk wynajmował mieszkanie, w którym wcześniej mieszkała Dorota Masłowska. To ona dała ogłoszenie, podając numer telefonu Żulczyka: „Uczę polskiego z amerykańskim akcentem".

Publikacja: 20.05.2022 17:00

Robert Mazurek: Seneka szuka żony

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Anegdotę tę opowiedział mi znany warszawski bywalec tanich lokali z wyszynkiem, pisarz i wydawca Paweł Dunin-Wąsowicz, który będzie mi potrzebny za chwilę. Teraz o Grzegorzu Górnym, jego koledze ze studiów dziennikarskich. Jego plan brzmiał surrealistycznie, ale Górny był wariatem ambitnym i zawziętym wielce. Książek dobrych, powiadał, są na świecie tysiące. Jedna dziennie, no niech będzie 300 rocznie, 30 lat, a nawet 10 tysięcy nie przeczytam, mało, ale próbować warto. Odpadł przy trzecim dziecku. Grzegorz dziś książki pisze, nie wiem, czy czyta.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Biust pójdzie w pięty

Ale byli niegdyś na świecie ludzie, którzy czytali. Powstawały dla nich nawet książki o książkach i nie mam tu na myśli czołowego osiągnięcia w skretynianiu ludzkości, jakimi są bryki szkolne dla gawiedzi, która nie przeczytała lektur, bo w „Lalce" obrazków mało. Były – a nawet są – to książki o cymeliach, rzeczach rzadkich, nierzadko absurdalnych. Królem takiej literatury w Polsce jest oczywiście Paweł Dunin-Wąsowicz, mówiłem, że się przyda, piszący z równą swadą o książkach najgorszych, o tych nieistniejących, bo opisanych w innych książkach, jak i po prostu o książkach dla niego najważniejszych.

À propos najważniejszych, to co jakiś czas pojawiają się takie rankingi – coraz częściej zresztą przeznaczone dla mało wymagających czytelników – najważniejszych czy najlepszych książek świata. Jeden z nich, cieszący się sporym powodzeniem w drugiej połowie ubiegłego stulecia, popełnił Frederick Russell Hoare. Jego „Eight Decisive Books of Antiquity" wcale nie jest przy tym tylko o starożytności, a i ksiąg, które uznał za najważniejsze dla ludzkości, jest dalece więcej niż osiem. Jego listę 25 najistotniejszych ksiąg w historii otwiera – i tu trudno się spierać – Kodeks Hammurabiego. Zamyka ją, co też nie powinno dziwić, bo Hoare swe dzieło popełnił w 1951 roku, „Kapitał" Marksa.

Co pomiędzy? Skoro nie ma tu literatury pięknej, to i nie dziwota, że co trzecia księga poświęcona jest religii. Mamy tu jednak nie tylko Biblię, Koran czy świętą księga hinduistów, ale jest i klasyczna teologia w rodzaju „Summy teologicznej" Akwinaty lub „Państwa Bożego" św. Augustyna.

Co pomiędzy? Skoro nie ma tu literatury pięknej, to i nie dziwota, że co trzecia księga poświęcona jest religii. Mamy tu jednak nie tylko Biblię, Koran czy świętą księga hinduistów, ale jest i klasyczna teologia w rodzaju „Summy teologicznej" Akwinaty lub „Państwa Bożego" św. Augustyna. Taki wybór, nawet jeśli dodać reguły zakonne św. Benedykta, w naszym kręgu kulturowym nie dziwi, ale żeby tam się znalazła księga jakiegoś XII-wiecznego prawnika z Bolonii, czyli Dekret Gracjana? A jednak, wszak było to dzieło ustalające pozycję Kościoła w państwie w sposób nieco bardziej cywilizowany niż przyzywanie do Canossy. Swoją drogą, ciekawe czy dziś Hoare obstawałby przy swoim wyborze, czy rzeczywistość nie kazałaby mu go zweryfikować.

Piszę o książkach – posiłkując się zresztą inną, erudycyjną książką, nieocenioną „Silva rerum" Grydzewskiego – z tęsknoty. A tęsknię do fascynującego, być może nieistniejącego, niemniej jednak pociągającego świata, w którym ludzie o książki się spierali, pochłaniali je, żyli nimi. Dziś bohaterami masowej wyobraźni są celebryci, którzy rzadko w literackie rewiry się zapuszczają. Wyjątkiem byłby tylko Michał Żebrowski, który do swego, excusez le mot, kopulodromu zapraszał prezydenta Trzaskowskiego wyłącznie, by rozprawiać o Szekspirze. Tak przynajmniej zapamiętał to ten drugi.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Ile trzeźwiał Jagiełło

Ale i literatura wygląda dziś jakoś inaczej, co nie oznacza mniej barwnie. Wręcz przeciwnie, wspomniany Dunin-Wąsowicz kocha się w Stanisławie Dobiaszu, ślusarzu z Powiśla, fenomenalnie złym pisarzu, jak go przedstawia, a ja dodam, że równie fatalnym malarzu. Dobiasz wydał w PRL-u dwa tomy wspomnień i cztery powieści, wśród nich „Nienawidzę Seneki" o mężczyźnie, który porzucił żonę i wrócił do niej po 20 latach, podając się za kogoś innego. Jednak dobiaszowym arcydziełem była – jeśli wierzyć Dunin-Wąsowiczowi – arcyzła powieść „Gorhom". Opowiada ona o tym, jak inżynier Jerzy Porado, skądinąd sierota – co, nie wiedzieć czemu, ma dla autora znaczenie – wybrał się do cyrku i tam spadł na niego, zabijając go, cóż za pech, goryl Koko. Na szczęście na widowni był profesor Belmondo wraz ze swoją piękną blond asystentką Martą, którzy porwali oba ciała i wywieźli je do tajnego laboratorium na Siekierkach. Tam prof. Belmondo przeszczepił mózg inżyniera Porado do ciała goryla Koko. Miłej lektury.

Anegdotę tę opowiedział mi znany warszawski bywalec tanich lokali z wyszynkiem, pisarz i wydawca Paweł Dunin-Wąsowicz, który będzie mi potrzebny za chwilę. Teraz o Grzegorzu Górnym, jego koledze ze studiów dziennikarskich. Jego plan brzmiał surrealistycznie, ale Górny był wariatem ambitnym i zawziętym wielce. Książek dobrych, powiadał, są na świecie tysiące. Jedna dziennie, no niech będzie 300 rocznie, 30 lat, a nawet 10 tysięcy nie przeczytam, mało, ale próbować warto. Odpadł przy trzecim dziecku. Grzegorz dziś książki pisze, nie wiem, czy czyta.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi