I pomyśleć, że weekend ów powstał przypadkowo, tak z prowizorki, czyli bardzo po polsku. No bo przecież w 1990 r. po prostu nikt nie odważył się skasować 1 Maja, co to niech się święci. Święto Pracy obchodzić w pracy? Na tak ekscentryczny pomysł nie wpadliśmy, mamy więc wolne, hurra. Dodajmy, że Rosjanie, choć to ostatnio nie najlepszy wzorzec, poszli dalej i wolne urządzili sobie również z okazji Dnia Kobiet. Ale nam nie o zwykłe święto chodzi, lecz o weekend. Dorzucono więc z rozpędu i przedwojennej tradycji Święto Konstytucji, bo wiadomo, pierwsza w świecie, trzecia w Europie albo jakoś tak. To, że zaraz po jej uchwaleniu mieliśmy konstytucję bez państwa, to detal, ważne, że była najlepsza. Pozostałe konstytucje nam jakoś średnio wyszły, bo jedna stworzyła państwo zbyt słabe, druga stanowczo zbyt silne, PRL się nie liczy, a ostatnią mógł w referendum poprzeć tylko ktoś, kto jej nie przeczytał, co by się zgadzało, bo akurat wyszła większość. To po co nam Święto Konstytucji, spytałby ktoś, wskazując, że są państwa, które w ogóle konstytucji nie mają i radzą sobie, że Boże, chroń Królową. Jak to po co, a długi weekend?
Czytaj więcej
Piotr – postać autentyczna – miał pięćdziesiątkę, ale dbał o siebie, codziennie biegał, trzy razy w tygodniu pływał, same mięśnie, świetne ciuchy. Wymuskany, zamożny kawaler z odzysku.
W zasadzie zupełnie niepotrzebnie likwidowano 22 Lipca, wystarczyło tylko przemianować na Dzień Wedla i załatwione. A najlepiej, coby jeszcze dorzucić jakieś poboczne. 20 lipca, czyli powstanie PRON, może by nie przeszło, choć akurat Jerzy Jaskiernia czy Towarzyszka Panienka byliby zachwyceni, ale już 25 lipca? Rocznica koronacji Warneńczyka, co, jednak zła data? To zróbmy 15 lipca, że niby Grunwald, a po nim tydzień laby, w końcu tyle pewnie Jagiełło trzeźwiał. Ech, naród pokochałby święta lipcowe, wreszcie nikt by nie marudził, że Święto Niepodległości mamy, kiedy zimno i deszcz, narodowcy na ulicach, a petardą można w łeb zarwać.
Rozważania o likwidacji długiego weekendu snuć mogą co najwyżej publicyści, więc chętnie skorzystam. Otóż ja naprawdę uważam, że powinno się zlikwidować 1 Maja, a można by i z rozpędu pozbyć się 3 Maja. Czczenie konstytucji, która może i piękna, ale niczego nam nie dała, przed niczym nie uratowała? Jakoś mnie to nie przekonuje, choć widzę i ważne powody utrzymywania tego dnia. No bo co w zamian, wszak liczba świąt narodowych musi się zgadzać? Może 4 czerwca? Ten pomysł popiera całkiem pokaźne grono polityków, historyków, komentatorów. Hm, tylko że to nie byłoby narodowe święto wielkiego pogonienia komunistów, raczej przypominałoby o dogadaniu się z nimi, o zostawieniu im potężnych wpływów w gospodarce i służbach specjalnych. Może kiedyś naród uzna to za właściwe, dziś zaraz by się wszyscy rzucili, że tak, to my się nie bawimy, niech sobie Komorowski z Czekoladowym Ptakiem paradują.