Jeszcze gorzej jest z tytułowym stworem, samicą rasy Scorp, człekokształtną, z ogonem, wzorowaną ni to na kocie, ni to na Obcym z „Ósmego pasażera Nostromo". Jej drugorzędne cechy płciowe opisano szczegółowo, podobnie jak akty erotyczne pomiędzy nią a robotem o mentalności człowieka. Ciężkie doświadczenia Selkis z przeszłości i teraźniejszości, zły szyper, który egzekwuje obowiązki małżeńskie (tak, ożenił się ze Scorpem), niechciana ciąża i dobrodziejstwo aborcji będącej wyzwoleniem od znienawidzonego pomiotu zbyt natrętnie kojarzą się z feministycznym ideolo, by był to przypadek.

Czytaj więcej

Człowiek jest wszechświatem

Do tego dochodzi lekceważenie praw biologii, która blokuje potomstwo gatunków nawet bliżej spokrewnionych niż homo i Scorp. Ten ostatni po wyrzuceniu w próżnię, zamiast pęknąć i zamarznąć, opancerza się i zyskuje na wigorze. Tak więc „Selkis" tylko udaje utwór science fiction, wykazując oprócz upodobania do absurdów zadziwiające ubóstwo wyobraźni. Bunt górników kosmicznych wojsko topi we krwi, ich siedziby sterylizuje (po co?), wojskowi są tępi jak pnie. Autorka traktuje świat SF jako zbieraninę elementów, co do której mrugnięciem oka umawiamy się, że to ma działać. Oto czym jest „Selkis": dziwacznym romansem z niepotrzebnym kosmosem na doczepkę.

„Selkis", Gaja Grzegorzewska, Wydawnictwo Literackie