Książkę, wydaną ponad sto lat temu, porównywaną z „Zapiskami z domu umarłych" Dostojewskiego, czyta się dziś jako zapowiedź systemu łagrów w bolszewickiej Rosji. W wymierzanie kary wprzęgnięto surowe warunki panujące na tym najbardziej wysuniętym na wschód obszarze Syberii. Karanie połączono z kolonizacją wyspy – nikt nie przybyłby tam z własnej woli. Liczono również na korzyści ekonomiczne – katorżnicy i ci, którzy odbyli karę, z czasem mieli doprowadzić do samowystarczalności kolonii. Czechow pokazał przede wszystkim, jak odległe od realiów były te mrzonki i jak podłe, spychające ku ostatecznej degradacji, życie wiedli ludzie osadzeni. Kto tylko mógł, legalnie czy nie, uciekał na kontynent.
Czytaj więcej
Do niedawna naukowa opinia na temat życia w Układzie Słonecznym głosiła, że nie ma się tu czego spodziewać. Owszem, istnieje Ziemia z jej bogatą biosferą, a oprócz niej może jakieś niedobitki bakterii na Marsie – to wszystko. Wiązało się to z poglądem, że życie wymaga, by planeta krążyła w tzw. ekosferze, czyli tam, gdzie nie jest ani za zimno, ani za gorąco. Jednak pod koniec XX wieku obiektów z szansami na życie przybyło: są to lodowe księżyce w głębi Układu. Jak doszło do tego przekonania, pokazuje Kevin Peter Hand w książce „Pozaziemskie oceany".
Książka sprawia wrażenie przeładowanej liczbami i danymi uzyskanymi z lektury dokumentów i sprawozdań. W chwili lądowania Czechowa na Sachalinie przebywało prawie 6 tys. katorżników; autor osobiście przeprowadzał ankiety socjologiczne, zapisywał ich dane, z każdym rozmawiał. Największe jednak wrażenie robi to, co sam zobaczył: ludzi żyjących latami w niegodnych zwierząt warunkach, o głodzie, chłodzie i wilgoci, w błocie i bez nadziei na polepszenie swej doli. W tzw. barakach rodzinnych nie ma osobnych izb, tylko wspólne cele z narami i kiblami, jak w więzieniu. Mieszkają tam katorżnicy, ich rodziny, dzieci, w tym dorastające córki. Po pokrytej błotem podłodze przemieszcza się prosiak, a gdzie indziej psy; mimo wybitych szyb cuchnie tu kwaśno, a pluskwy nie dają żyć. „Ściany i sufit zdawały się pokryte żałobną krepą, falującą jak na wietrze; szybko i chaotycznie wędrujące punkciki na krepie pozwalały pojąć, z czego składała się owa buzująca, przelewająca się masa".
Jedną z najbardziej wstrząsających scen jest opis wymierzania pewnemu więźniowi 90 batów za ucieczkę; zajmuje się tym kat, funkcja w tym porządku niezbędna. Czechow nie wytrzymuje nawet połowy, wychodzi; inni jednak śledzą przebieg kaźni z upodobaniem. Takich egzekucji podczas pobytu Czechowa bywało na wyspie i pół setki dziennie. W innym miejscu grupa obszarpańców znajduje się w stanie takiego wyczerpania i nędzy, że autor jest przekonany, iż niżej upaść się nie da. „W ten deszczowy, błotnisty poranek zdawało mi się, że widzę skrajne, ostateczne poniżenie człowieka, że dalej nie ma już nic". Kwitną wyzysk, szwindle i działania pozorowane, gospodarka jest, jak to w Rosji, nieracjonalna. Głupie decyzje podejmuje się pochopnie i potem skrupulatnie pilnuje ich wypełniania... Gdy obserwuje się dzisiejszą Rosję, można odnieść wrażenie, że od stu lat, a pewnie i dłużej, w praktykowaniu rosyjskości zmieniło się niewiele.
Czytaj więcej
Oprócz sześcioksięgu Franka Herberta cykl związany z uniwersum Diuny składa się z kilkunastu książek autorstwa syna pisarza Briana Herberta i twórcy science fiction Kevina J. Andersona. Część książek pogrupowano po trzy i nazwano „Legendy Diuny", „Wielkie szkoły Diuny", „Preludium Diuny". Na fali zainteresowania niedawną ekranizacją, duet Herbert–Anderson przystąpił do produkcji „Trylogii Kaladanu". Na razie gotowy jest tom pierwszy, prequel „Diuny", a poświęcony księciu Leto Atrydzie, ojcu Paula. Kolejne opowiedzą o matce, lady Jessice, a ostatni o samym głównym bohaterze. W ten sposób cykl będzie się dalej rozrastał, choć już dziś imponuje rozmiarem.