Z „Sekretów Kielc" dowiadujemy się, w jakich okolicznościach w 1959 r. ruszyła produkcja kulinarnego symbolu tego miasta – majonezu. Recepturę z sekretnymi proporcjami żółtek jaj znaleziono przypadkowo w księgarni przy głównym deptaku na ulicy Sienkiewicza.

Czytaj więcej

Pandemia? Zapomnij. Pomóż uchodźcom

O kieleckim majonezie słyszał prawie każdy, mniej osób wie, że także w latach 50. w Kielcach wyprodukowano pierwsze egzemplarze pralki wirnikowej Frania. Na łamach ówczesnej prasy jedna z czytelniczek dziękowała twórcom za to, że frania nie uszkodziła jej bielizny. Właśnie wycinki z dawnych gazet, w tym ogłoszenia i listy, są atutem książki. Dużo miejsca autor poświęcił dworcowi PKS nazywanemu, ze względu na kształt budynku, talerzem marsjańskim lub autobusowym UFO. Kolejne rozdziały dotyczą epidemii tyfusu, która szalała w Kielcach sto lat temu, oraz produkcji noży, która sprawiła, że na kielczan mówi się „scyzoryki".

Czytaj więcej

Lektorat z koronajęzyka

„Sekrety Kielc" docenią przede wszystkim osoby, które już znają to miasto. Mniej skorzystają ci, którzy dopiero planują pierwszą wycieczkę. Jednak i ja, urodzony w Kielcach, po lekturze czuję niedosyt. W książce brakuje informacji o zakątkach, które kryją w sobie tajemnicę, a są mało znane. Wśród nich jest kielecki rezerwat Ślichowice, pierwszy rezerwat przyrody nieożywionej w Polsce z unikatowym kamieniołomem, i obrabowany w czasie potopu szwedzkiego klasztor na wzgórzu Karczówka. Według legend do dziś są tam zakopane skarby. „Sekrety Kielc" byłyby bardziej atrakcyjne, gdyby dotyczyły elementów, które od razu, w przeciwieństwie do majonezu czy scyzoryków, nie kojarzą się z tym miastem. Może to pomysł na kolejną część?