Igrzyska w Salt Lake City (2002) rozpoczęły się niespełna sześć lat po wykryciu, że działacze komitetu organizacyjnego (SLOC) ze stanu Utah wydali co najmniej 16 mln dolarów na kupno głosów członków Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Przyjmowali ich masowo z niezwykłą gościnnością, niektórym fundowano amerykańską edukację pociech, wielu wysyłano prezenty i robiono nadzieje na kolejne wziątki.
Afera wstrząsnęła rodziną olimpijską. Choć nie można powiedzieć, że do końca oczyszczono MKOl z brudu korupcji, ale dymisja członków z Ekwadoru, Sudanu, Konga, Mali, Kenii, Chile i Swazilandu przynajmniej uspokoiła nastroje. Miała też znaczny wpływ na pierwsze igrzyska XXI wieku – zmianie władz SLOC towarzyszył nowy, skromniejszy budżet, ale też dało się na nowo obudzić lokalny entuzjazm, który zawsze czyni wydarzenie piękniejszym.
To były moje pierwsze igrzyska. Zaczęły się pięć miesięcy po ataku terrorystycznym na dwie wieże World Trade Center i Pentagon. Jeszcze nie do końca wszyscy rozumieliśmy, że lotniskowe bramki w drzwiach każdego obiektu olimpijskiego będą normą już każdej wielkiej imprezy sportowej, że codzienne, wielokrotne kontrole zawartości plecaków i kurtek to będzie oczywisty przepis na bezpieczeństwo.
Chodziliśmy zatem wieczorami po ulicach Salt Lake City, trochę wyśmiewając gorliwość amerykańskich służb, ale niektórym z polskich dziennikarzy przestało być do śmiechu, gdy plecak zostawiony na chwilę bez dozoru na przystanku nagle znikał w czarnym aucie. Nie wracał, zostawał razem z innymi pozostawionymi pakunkami szybko wysadzony w powietrze na pobliskim poligonie.
Dyskusji w takich sprawach nie było, były krótkie komunikaty w mediach, ile niebezpiecznych obiektów udało się unieszkodliwić. Było za wcześnie, by docenić, że swobodne chodzenie po mieście, niezły transport oraz życzliwość i kompetencja wielojęzycznych wolontariuszy nie będą już oczywistością każdych kolejnych igrzysk. Te w kraju mormonów wciąż kojarzyły się niektórym z niezbyt efektownymi górami, raczej pagórkami znacznie odbiegającymi urodą od monumentalnych Alp oraz amerykańskim czarno-białym podejściem do zasad.