Biden i inni zachodni politycy dążący do pewnego stopnia do interwencjonizmu państwowego spotkają się ze sprzeciwem zwolenników tzw. małego rządu, zajmującego się głównie bezpieczeństwem, obronnością i podatkami. Będą oni walczyć, by zapobiec powrotowi socjaldemokracji panującej w czasach powojennego kapitalistycznego boomu.
Rozwój systemu finansowego w neoliberalnych dekadach był możliwy dzięki wycofaniu się państwa interwencjonistycznego i złagodzeniu przepisów dotyczących bankowości. Właśnie dlatego sektor finansowy jest tak podejrzliwy wobec jakichkolwiek rozmów o powrocie interwencji państwa, co widać w niepokoju Wall Street po przyjściu ekipy demokratów do instytucji regulujących działanie sektora finansowego.
Amerykańska cyfrowa gospodarka może również stracić na powrocie interwencjonizmu państwowego na szczeblu międzynarodowym. Może on utrudnić praktykę unikania podatków stosowanych przez gigantów technologicznych. 136 krajów reprezentujących 90 proc. światowego PKB zgodziło się na wprowadzenie minimalnej stawki CIT wynoszącej 15 proc. Nowe prawo zmusi firmy do płacenia podatków tam, gdzie działają, a nie tylko tam, gdzie mają swoją siedzibę. Pomysł ten był zresztą intensywnie popierany przez administrację Bidena.
Biznes obawia się, że aktywizm rządu może doprowadzić do odrodzenia się potęgi związkowej i wzrostu płac, co obniżyłoby ich marże. Trudno wyobrazić sobie tytanów korporacyjnych, takich jak ustępujący dyrektor generalny Amazona Jeff Bezos, idących w ślady Henry'ego Forda, by zgodzić się na nowy pakt między pracą a kapitałem.
Wreszcie nie należy lekceważyć, jak głęboko zakorzenione jest podejrzenie państwowego marnotrawstwa w świadomości społecznej nie tylko w Polsce, Europie czy USA. Przez 40 lat w wielu krajach zachodnich dominowało przekonanie, że interwencje państwa są nieskuteczne, a nawet szkodliwe.
Te antyetatystyczne zastrzeżenia mogą wkrótce zjednoczyć ruchy łączące niezadowolenie społeczne z kryzysu i konserwatywne żądania ograniczenia wydatków państwa. W ten sposób popularność podczas pierwszej administracji Baracka Obamy zdobyła Republikańska Partia Herbaciana (Tea Party). Dlatego konieczne jest nadanie priorytetu rozwiązaniom, które cieszą się silnym poparciem społecznym i które po wdrożeniu w okresie kryzysu mogłyby zostać na stałe.
Komisja Europejska jeszcze przed końcem 2021 r. zaproponowała ustanowienie nowych zasobów własnych, które zasilą budżet UE. Byłyby to: środki z handlu uprawnieniami do emisji (ETS), podatek węglowy oraz część podatku od zysków przedsiębiorstw międzynarodowych, które zostaną pozyskane na mocy porozumienia OECD oraz G20. KE oczekuje, że w latach 2026–2030 te nowe źródła dochodów pozwolą zasilić budżet UE średnio 17 mld euro rocznie.
Nowe dochody są potrzebne Komisji, by spłacać wspólne zadłużenie. Jej szefowa Ursula von der Leyen twierdzi nawet, że nowy budżet jest planem Marshalla dla UE. W efekcie negocjacji unijne państwa porozumiały się ws. powołania Funduszu Odbudowy (Next Generation EU) o wartości 750 mld euro. Z tej sumy 390 mld euro stanowią bezzwrotne granty, a 360 mld euro – pożyczki. Do tego dochodzi budżet UE na kolejną siedmiolatkę, wynoszący 1,074 bln euro. Łącznie daje to budżet na poziomie 1,8 bln euro.
Co kluczowe, środki w ramach Next Generation EU są pozyskiwane w ramach emisji zadłużenia gwarantowanego przez wszystkie państwa członkowskie. Pozwolą spłacić ten zaczątek wspólnego europejskiego budżetu. Wielu analityków i komentatorów postrzega te propozycje jako istotny krok do powstania ponadnarodowego państwa europejskiego. Zwolennikiem tego rozwiązania jest np. były szef Europejskiego Banku Centralnego – obecny premier Włoch – Mario Draghi, któremu przypisuje się uratowanie europejskiej unii walutowej przed upadkiem, a który wezwał państwa do stworzenia tzw. dobrego długu. Ten cel wydaje się realizować.
Elastyczne zarządzanie gospodarką
Ekonomia uczy nas, że jest czas na ekspansję fiskalną i jest czas na fiskalną wstrzemięźliwość. Jest czas na interwencje państwa w łańcuchy dostaw i czas, kiedy trzeba pozostawić rynki samym sobie. Czasami podatki muszą być wysokie, a czasami – niskie. Handel w pewnych obszarach powinien być wolniejszy, w innych – głębiej uregulowany. W dobrych naukach ekonomicznych konieczne jest szukanie i opisywanie powiązań między realnymi okolicznościami a potrzebą różnych typów interwencji" – twierdzi amerykański ekonomista Dani Rodrik.
Kryzysy gospodarcze powodują zmiany paradygmatu w myśleniu o wielkości i roli rządu. Nie inaczej jest teraz. Powojenny keynesizm, mający na celu po części zapobieganie ponownemu pojawieniu się bezrobocia z czasów kryzysu, oznaczał w praktyce znacznie zwiększoną rolę rządu w gospodarce, ekspansję państwa opiekuńczego i stosunkowo wysokie podatki.
Jest czas na interwencje państwa w łańcuchy dostaw i czas, kiedy trzeba pozostawić rynki samym sobie
Przez następnych parę lat będziemy prawdopodobnie żyć w świecie z bardziej aktywnym, inwestującym, redystrybuującym państwem, partnerem w relacjach z organizacjami międzynarodowymi. Ale to nie oznacza końca neoliberalnej polityki, ona może powrócić w innej odmianie w ciągu następnych kilku lat – symptomy tego obecne są także w Polsce.
Usługi publiczne będą postrzegane raczej jako inwestycja niż zobowiązanie, a rynki pracy staną się bezpieczniejsze. Redystrybucja ponownie będzie ważnym elementem publicznej agendy, czego dowodzą świadczenia wprowadzane w USA, a przywileje bogatych zostaną zakwestionowane m.in. przez podnoszenie podatków czy globalne standardy opodatkowania korporacji. Widzieliśmy już, że prawa pracownicze wydają się coraz ważniejsze. Zwolnienia chorobowe opłacane przez państwo lub pracodawcę stają się standardem, podobnie płatne urlopy czy urlopy rodzicielskie.
Wraz z długiem zaciągniętym przez większość krajów, które zdecydowały się chronić swoje firmy i pracowników, stare dogmaty polityki fiskalnej i monetarnej prawdopodobnie również się zmienią lub staną się bardziej kontekstualne. MFW nadal głosi roztropność i oszczędność, ale oznacza to coś zupełnie innego niż dziesięć lat temu, nie mówiąc już o tym, co rekomendował w latach 80. XX wieku. Przed nami dyskusja o zmianach reguł fiskalnych w Europie i na świecie, bo poziomy długu znacznie przekraczają uważane wcześniej za optymalne progi.
Przesłanie płynące z Waszyngtonu, dawnej stolicy neoliberalizmu, jest takie, że aby finanse publiczne były zrównoważone, bogaci i ci, którzy skorzystali na pandemii, powinni wnieść większy wkład do wspólnoty. Dlatego eksperci MFW zaczęli mówić o podnoszeniu podatków od najbogatszych lub wprowadzeniu podatków majątkowych, zupełnie jak niektórzy ekonomiści z Europy czy USA. Niestandardowe instrumenty polityki pieniężnej, takie jak luzowanie ilościowe lub ujemne stopy procentowe, kuszą rządy do wykorzystywania sztucznie ograniczanych kosztów obsługi długu i zwiększania wydatków budżetowych. Przy rosnącej inflacji, która jest wynikiem poprawy sentymentu, wzrostu akcji kredytowych w okresie ekonomicznej odbudowy oraz rosnących cen energii, istnieje ryzyko utraty kontroli nad inflacją. Musimy się mieć na baczności – wkraczamy w nowy ekonomiczny ład, w którym będzie więcej podatków i więcej państwa, zarówno jako inwestora, jak i głównego kreatora polityki gospodarczej.
Starzenie się i zmiany klimatyczne nieodparcie zwiększają rolę rządu, ważne jest, aby zdać sobie sprawę z tego, co państwo może, a czego nie może zrobić dobrze. Warto też uniknąć lewiatana, który wykorzystuje swoją potęgę z korzyścią dla wtajemniczonych i kumpli. Argument za ograniczoną rolą rządu powinien dziś dotyczyć charakteru interwencji państwa, a nie tego, czy konieczne jest ograniczanie zmiany klimatycznej lub zapewnienia opieki osobom starszym. Jednocześnie to, że państwa będzie więcej, nie zwalnia nas z oczekiwania, żeby było zwinne i efektywne. Potrzebna jest czujność, aby zapobiec marnotrawstwu i korupcji.
O autorze:
Piotr Arak
Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, autor książki „Pandenomia: Czy koronawirus zakończył erę neoliberalizmu?"