Od COVID-u do nowego ładu. Interwencjonizm w natarciu

Rok 2020 przyniósł podobny szok gospodarczy, jak lata 70. XX wieku. Świat stoi w obliczu zmiany myślenia o państwie i rynku. Wkraczamy w nowy ekonomiczny ład, w którym będzie więcej podatków i więcej państwa.

Publikacja: 07.01.2022 16:00

Hasło kampanii prezydenta Joe Bidena „Odbuduj lepiej” (Build Back Better) przypomina retorykę New De

Hasło kampanii prezydenta Joe Bidena „Odbuduj lepiej” (Build Back Better) przypomina retorykę New Deal Roosevelta, a sam program zapowiada powrót interwencjonistycznego państwa

Foto: AFP

Przez lata zarówno neoliberalizm, jak i etatyzm miały złą prasę. Pandemia zdyskredytowała jednak dziesięciolecia wolnorynkowej ortodoksji. Warto pamiętać, że nie wszystkie wizje interwencjonizmu państwowego są lewicowe, a etatyzm obok swoich niedoskonałości ma również zalety, podobnie zresztą jak neoliberalizm.

Gdy w 1929 r. rozpoczął się Wielki Kryzys, nikt na świecie nie miał sprawdzonej recepty na ratowanie gospodarki. Wielu ekonomistów uważało, że nie trzeba robić nic, bo rynek sam sobie poradzi. Wychodzili z założenia, że kryzys to część cyklu gospodarczego, który trzeba przeczekać. Taką drogą poszła m.in. Polska i w efekcie aż do wybuchu wojny nie powróciliśmy do poziomu rozwoju kraju sprzed kryzysu.

Czytaj więcej

Pandemia zmienia ekonomię. Coraz większa rola państwa w gospodarce

Odmiennego zdania był brytyjski ekonomista John Maynard Keynes (a na polskim gruncie Michał Kalecki), który przekonywał, że nierobienie niczego to rozwiązanie najgorsze z możliwych, które może pogłębić katastrofę. Keynes był zwolennikiem interwencjonizmu i zalecał ratowanie gospodarki poprzez pompowanie w nią publicznych pieniędzy. Prezydent Franklin Delano Roosevelt nie rozumiał, jak proces naprawy miał dokładnie działać – nikt tego zresztą wtedy nie pojmował – ale poszedł za radami zyskującego wówczas popularność nurtu polityki gospodarczej. Podobnie szybko jak Ameryka z kryzysu wychodziły etatystyczne gospodarki Niemiec i Rosji.

Nowy paradygmat

Po dziesięcioleciach konsensusu, zakładającego, że mniejsza rola państwa jest korzystna dla gospodarki, kryzys koronawirusa doprowadził do nieoczekiwanego powrotu do łask rządowych interwencji. Pandemia pokazała, jak erozja usług publicznych uczyniła społeczeństwa kapitalistyczne podatnymi na zakłócenia, mniej konkurencyjnymi na arenie międzynarodowej i ostatecznie mniej odpornymi na kryzys zdrowotny.

W 2008 r. państwa ratowały sektor finansowy, w 2020 r. musiały ratować już całą gospodarkę

Od ogromnych bodźców monetarnych i fiskalnych po świadczenia dla bezrobotnych, sektor publiczny znacznie zwiększył swoją wagę poprzez zaciągnięte w 2020 r. długi. Ten wyłaniający się neoetatyzm jest w wielu obszarach sprzeczny z doktryną wolnego rynku, która panowała na Zachodzie przez poprzednie 40 lat.

W 2008 r. państwa ratowały sektor finansowy, w 2020 r. musiały ratować już całą gospodarkę. Gdyby przywódcy postępowali zgodnie z rytualnymi zaleceniami, aby zrównoważyć budżet i nie zwiększać podaży pieniądza – głoszonych przez takich ludzi, jak Milton Friedman, Margaret Thatcher i Ronald Reagan – pandemia spowodowałaby gorsze tąpnięcie niż Wielki Kryzys lat 30. XX wieku. Ciekawe też, co dziś głosiliby wspomniani eksperci i politycy w sytuacji kryzysu pandemicznego. Możliwe, że ich rekomendacje byłyby zupełnie inne, dołączyliby do grona zwolenników etatyzmu.

Świat stoi w obliczu zmiany paradygmatu w myśleniu o państwie i rynku. Rok 2020 był podobnym szokiem dla debaty publicznej, co stagflacja lat 70. XX wieku. W rzeczywistości keynesizm – wykorzystanie polityki rządu do zarządzania zagregowanym popytem – przeżywa obecnie odrodzenie.

Kryzys koronawirusa stał się testem wiarygodności dla zachodnich krajów kapitalistycznych, których reakcja na pandemię była mniej stanowcza niż państw azjatyckich. Nie tylko komunistyczne Chiny, ale także kapitalistyczne demokracje, takie jak Japonia i Korea Południowa, zdołały zminimalizować liczbę zgonów podczas kolejnych fal zachorowań. To zasługa bardziej kolektywnego społeczeństwa, lepszego przygotowania – kraje te doświadczyły epidemii SARS w latach 2002–2004, ale też przekonania, że to państwo jest motorem rozwoju gospodarczego i obrońcą obywateli w sytuacjach kryzysowych.

Kryzys koronawirusa stał się testem wiarygodności dla zachodnich krajów kapitalistycznych

Teraz to przekonanie o potrzebie silnego państwa wkracza również do USA, gdzie podejrzliwość wobec centralnego rządu utrzymuje się na wysokim poziomie od czasu kryzysu finansowego z 2008 r. Hasło kampanii Bidena „Odbuduj lepiej" (Build Back Better) przypomina retorykę New Deal Roosevelta. Co więcej, wiele nowo uruchomionych inicjatyw, w tym jego plan ratunkowy dla Ameryki, zapewniający bezpośrednie płatności obywatelom USA, jego promowanie płacy minimalnej na poziomie 15 dol. oraz zasady zamówień publicznych „kupuj amerykańskie" (Buy American) – wszystko to zapowiada powrót interwencjonistycznego państwa. Jeszcze kilka lat temu wszelkie rozmowy o interwencjonizmie państwowym byłyby postrzegane jako heretyckie, obecnie coraz częściej uznawane są za konieczność i kwestię bezpieczeństwa. Co ciekawe, zbliżoną politykę już wcześniej realizował Donald Trump.

Różne formy interwencjonizmu

Istniały radykalnie różne formy interwencjonizmu państwowego: od reżimów komunistycznych i faszystowskich dyktatur, po liberalizm Nowego Ładu i powojenną socjaldemokrację, która przewodziła najbardziej prosperującej fazie zachodniego kapitalizmu. Podobnie pojawiają się obecnie alternatywne wizje interwencjonizmu państwowego. Należą do nich skoncentrowany na własności protekcjonizm narodowych populistów, takich jak były prezydent USA Donald Trump i premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson; socjaldemokratyczny i zielony interwencjonizm państwowy wspierany przez lewicę oraz nowe polityki, takie jak powszechny dochód podstawowy lub gwarancja pracy; model kapitalizmu państwowego broniony przez Chiny; oraz umiarkowany protekcjonizm wspierany przez liberałów, takich jak prezydent Francji Emmanuel Macron i prezydent USA Joe Biden. Konserwatyści również przyjęli do wiadomości, że wydatki rządowe są potrzebne, aby uniknąć załamania gospodarczego i społecznych niepokojów. W Wielkiej Brytanii przykładem tego są działania ministra finansów Rishiego Sunaka – subsydiowanie pracowników zatrudnionych na urlopie, inwestowanie w duży program infrastrukturalny. W USA za prezydentury Donalda Trumpa stworzony potężny program stymulacyjny. Ten neoetatyzm ekonomicznych liberałów często przedstawiany jest tylko jako tymczasowy środek ożywienia gospodarki i subsydiowania prywatnych firm. Jednocześnie sprzeciwiają się oni progresywnemu opodatkowaniu dochodów i zwiększeniu zatrudnienia w sektorze publicznym, aby zaradzić utracie miejsc pracy w prywatnych usługach i handlu, spowodowanemu pandemią.

Jeszcze bardziej kontrowersyjny jest powrót państwowej polityki przemysłowej. Choć przecież rządy USA często interweniowały, aby stworzyć bazę produkcyjną i osiągnąć przewagę w strategicznych branżach w przeszłości. Także za czasów Ronalda Reagana – przypomnijmy sobie choćby program „Gwiezdne wojny". W rzeczywistości rząd często odgrywał korzystną rolę na rynku. Granice między rządem USA a biznesem zawsze były przepuszczalne i zamazane – widać to choćby po karierach zawodowych wielu sekretarzy skarbu. To głębokie powiązanie na dobre i na złe widoczne jest w całej historii tego kraju.

Czytaj więcej

Jerzy Osiatyński: O gospodarce centralnie planowanej, „mieszanej” i kapitalizmie

Amerykański rząd aktywnie interweniował podczas rewolucji amerykańskiej, finansując ekspansję małych producentów. Po wojnie Alexander Hamilton i Tench Coxe kierowali aktywną promocją „użytecznych manufaktur" rządu, a nawet pomagali w kradzieży know how pionierów rewolucji przemysłowej w Wielkiej Brytanii.

Epokowe projekty transportowe USA, w tym kanał Erie, otwarty w 1825 r. historyczny szlak wodny o długości 584 km, łączące Wielkie Jeziora z Atlantykiem, czy kolej transkontynentalna, która połączyła kontynent, nie byłyby możliwe bez wsparcia rządu. Projekty te były po prostu zbyt duże, aby sfinansować je prywatnym kapitałem, ale ich beneficjentami był też sektor prywatny.

Sprzedaż gruntów i dotacje rządowe również pobudziły biznes. Ustawy o gospodarstwie Abrahama Lincolna były dobrodziejstwem dla drobnych rolników i pomogły osiedlić się na Zachodzie. Strategicznie zostały one uchwalone, aby utrudnić powstawanie plantacji niewolników na świeżo przyłączonych terytoriach.

Innowacje z II wojny światowej przyniosły ogromne ulepszenia w lotnictwie, medycynie i wielu innych branżach. Zimnowojenny popyt rządu na mikroczipy – zarówno do celów militarnych, jak i eksploracji kosmosu – obniżył cenę jednego chipa z 32 dol. w 1961 r. do 1,25 dol. zaledwie dziesięć lat później.

Rząd USA wciąż jest aktywny na rynkach i w biznesie, przyczyniając się do narodzin ery cyfrowej, choćby poprzez finansowanie rozwoju internetu. 12 głównych technologii, które umożliwiły budowę iPhone'a, system GPS, ekrany wielodotykowe i kluczowe aspekty technologii komórkowej, wyłoniły się bezpośrednio lub pośrednio z badań finansowanych przez amerykański rząd.

Nawet Dolina Krzemowa, technologiczna utopia współczesnego amerykańskiego kapitalizmu, nie była jedynie wytworem przedsiębiorczej pomysłowości, o jakiej marzyli komputerowi maniacy w podmiejskich garażach. Był to również wynik dużych inwestycji rządowych w badania i rozwój oraz elektronikę podczas II wojny światowej i zimnej wojny. Jednak wiele osób z prawej strony debaty ekonomicznej w USA sprzeciwia się poglądowi, że państwo aktywne jest równoznaczne z etatyzmem.

Powrót interwencjonizmu państwowego – w pewnej skali – stał się pilniejszy również z powodów geopolitycznych. Rozwój zachodnich mocarstw wydaje się spowalniać ze względu na demografię i brak możliwości dalszej ekspansji gospodarczej, podczas gdy Chiny odnotowują szybki wzrost (napędzany zresztą długiem wewnętrznym).

Bez względu na ocenę różnic ideologicznych kraje takie jak Chiny i Korea Południowa od dawna realizują politykę prorozwojową. Sięgają po centralne planowanie, aktywną politykę przemysłową i handlową, by rozwijać rodzimych czempionów. Strach przed technologiczną dominacją Chin może skłonić rząd USA do zwiększenia interwencji państwa w badania i rozwój, podobnie jak zrobił to prezydent Dwight Eisenhower w odpowiedzi na radziecki program kosmiczny i wystrzelenie Sputnika w latach 50. XX wieku.

W przeciwieństwie do Trumpa Biden ma instynkty globalistyczne, więc prawdopodobna jest deeskalacja wojny handlowej z Chinami. Jednak obietnice, które złożył wyborcom i związkom zawodowym, że ożywi amerykańską produkcję, mogą prowadzić do rządowych subsydiów dla strategicznych gałęzi przemysłu, być może zamaskowanych jako zamówienia rządowe, co ostatecznie jest formą pośredniego protekcjonizmu i kontynuacji linii politycznej poprzednika.

Zielony interwencjonizm

Polityka klimatyczna wymaga również bardziej aktywnej roli państwa. Od czasu porozumienia paryskiego z 2015 r. cel neutralności klimatycznej stał się wspólnym celem politycznym większości krajów rozwiniętych. Kraje, na które przypada cztery piąte światowej gospodarki, zapowiedziały stopniowe dochodzenie do zerowej emisji netto CO2.

Biden zapowiedział plan klimatyczny o wartości kilku bilionów dolarów. Amerykańska gospodarka ma docelowo porzucić węgiel i ropę na rzecz energii wiatrowej i słonecznej. Ta inicjatywa spotyka się ze sprzeciwem ze strony środowisk republikańskich, gdzie nadal dominuje sceptycyzm wobec zmian klimatycznych.

Ale pęd na rzecz zielonego kapitalizmu wspomaganego przez planowanie państwowe jest po prostu zbyt silny. Nawet konserwatywny rząd Johnsona w Wielkiej Brytanii zobowiązał się do wprowadzenia zakazu sprzedaży samochodów napędzanych benzyną przed 2030 r., podobnie jak stan Kalifornia.

Czytaj więcej

Co udało się osiągnąć dla klimatu w 2021. Polska węglowym skansenem

W Unii mamy Zielony Ład, a w jego ramach pakiet Fit for 55 zakładający redukcję emisji gazów cieplarnianych na terenie UE szybciej niż zapisano w poprzednich dokumentach programowych. Ustanowienie prawnie wiążącego punktu dojścia dla całej Unii Europejskiej oznacza, że Unia będzie musiała poruszać się po określonej trajektorii przez następne trzy dekady. Kolejne propozycje legislacyjne zostaną wpisane w tę logikę. I to nie tylko te bezpośrednio powiązane z ochroną klimatu, ale dosłownie wszystkie. Komisja chce bowiem, aby każda regulacja i jej potencjalne skutki oceniane były z perspektywy dochodzenia do neutralności klimatycznej. Mechanizm taki można tylko porównywać z interwencjonizmem lat 60. i 70. w europejskich gospodarkach mieszanych, czyli koordynowanych gospodarkach kapitalistycznych.

Europejski Zielony Ład to zdecydowanie więcej niż wcześniejsze inicjatywy, takie jak Strategia Lizbońska, Strategia 2020 czy Unia Energetyczna. Nie jest to kolejna szumnie brzmiąca wizja, która ma być jedynie znakiem rozpoznawczym nowej Komisji Europejskiej. W jej ramach nie pojawiają się jedynie duże sumy pieniędzy, o które można się starać, oraz nowe przepisy, które należy przyjąć. Owszem, Europejski Zielony Ład to także dużo marketingu, sporo pieniędzy i wiele nowych regulacji. Jego wyjątkowość polega jednak na istnieniu prawdziwej emocji społecznej, dostrzegalnej w mniejszym lub większym stopniu w każdym państwie członkowskim. To nie jest kolejny urzędniczy dokument i legislacyjny rozkład jazdy. Europejski Zielony Ład ma potencjał, aby stać się nową koncepcją organizującą integrację europejską, jej nowym kołem zamachowym. Może nadać jej świeżą tożsamość. Komisja nieprzypadkowo tak mocno wzięła go na swoje sztandary.

Europejski Zielony Ład może stać się dla UE tym, czym była dla niej w przeszłości strategia budowania wspólnego rynku, przedstawiona pod koniec lat 80. przez Jacquesa Delorsa, ówczesnego przewodniczącego KE. Wtedy ustawiono na dekady nowy kierunek integracji europejskiej. Ten zwrot zawdzięczał swoją stabilność m.in. temu, że odpowiadał na szersze trendy dotyczące odchodzenia od interwencjonizmu na rzecz liberalizmu gospodarczego. Zielony Ład jest równie mocno powiązany z obecnymi megatrendami, jak wizja Delorsa.

Niepokój biznesu

Silny interwencjonizm państwowy niesie też ze sobą zagrożenia. Jeśli trwa długo, może oznaczać wzrost biurokracji, pociągającej za sobą np. powszechną korupcję, a w efekcie ubożenie obywateli i ograniczenie wolności jednostki. Ale te niebezpieczeństwa idą w parze z szansami, tak jak zbyt wiele wolnego rynku niesie ze sobą zagrożenia kryzysami, korupcją w sektorze prywatnym, zbyt dużymi nierównościami dochodowymi czy majątkowymi.

Biden i inni zachodni politycy dążący do pewnego stopnia do interwencjonizmu państwowego spotkają się ze sprzeciwem zwolenników tzw. małego rządu, zajmującego się głównie bezpieczeństwem, obronnością i podatkami. Będą oni walczyć, by zapobiec powrotowi socjaldemokracji panującej w czasach powojennego kapitalistycznego boomu.

Rozwój systemu finansowego w neoliberalnych dekadach był możliwy dzięki wycofaniu się państwa interwencjonistycznego i złagodzeniu przepisów dotyczących bankowości. Właśnie dlatego sektor finansowy jest tak podejrzliwy wobec jakichkolwiek rozmów o powrocie interwencji państwa, co widać w niepokoju Wall Street po przyjściu ekipy demokratów do instytucji regulujących działanie sektora finansowego.

Amerykańska cyfrowa gospodarka może również stracić na powrocie interwencjonizmu państwowego na szczeblu międzynarodowym. Może on utrudnić praktykę unikania podatków stosowanych przez gigantów technologicznych. 136 krajów reprezentujących 90 proc. światowego PKB zgodziło się na wprowadzenie minimalnej stawki CIT wynoszącej 15 proc. Nowe prawo zmusi firmy do płacenia podatków tam, gdzie działają, a nie tylko tam, gdzie mają swoją siedzibę. Pomysł ten był zresztą intensywnie popierany przez administrację Bidena.

Biznes obawia się, że aktywizm rządu może doprowadzić do odrodzenia się potęgi związkowej i wzrostu płac, co obniżyłoby ich marże. Trudno wyobrazić sobie tytanów korporacyjnych, takich jak ustępujący dyrektor generalny Amazona Jeff Bezos, idących w ślady Henry'ego Forda, by zgodzić się na nowy pakt między pracą a kapitałem.

Wreszcie nie należy lekceważyć, jak głęboko zakorzenione jest podejrzenie państwowego marnotrawstwa w świadomości społecznej nie tylko w Polsce, Europie czy USA. Przez 40 lat w wielu krajach zachodnich dominowało przekonanie, że interwencje państwa są nieskuteczne, a nawet szkodliwe.

Te antyetatystyczne zastrzeżenia mogą wkrótce zjednoczyć ruchy łączące niezadowolenie społeczne z kryzysu i konserwatywne żądania ograniczenia wydatków państwa. W ten sposób popularność podczas pierwszej administracji Baracka Obamy zdobyła Republikańska Partia Herbaciana (Tea Party). Dlatego konieczne jest nadanie priorytetu rozwiązaniom, które cieszą się silnym poparciem społecznym i które po wdrożeniu w okresie kryzysu mogłyby zostać na stałe.

Komisja Europejska jeszcze przed końcem 2021 r. zaproponowała ustanowienie nowych zasobów własnych, które zasilą budżet UE. Byłyby to: środki z handlu uprawnieniami do emisji (ETS), podatek węglowy oraz część podatku od zysków przedsiębiorstw międzynarodowych, które zostaną pozyskane na mocy porozumienia OECD oraz G20. KE oczekuje, że w latach 2026–2030 te nowe źródła dochodów pozwolą zasilić budżet UE średnio 17 mld euro rocznie.

Nowe dochody są potrzebne Komisji, by spłacać wspólne zadłużenie. Jej szefowa Ursula von der Leyen twierdzi nawet, że nowy budżet jest planem Marshalla dla UE. W efekcie negocjacji unijne państwa porozumiały się ws. powołania Funduszu Odbudowy (Next Generation EU) o wartości 750 mld euro. Z tej sumy 390 mld euro stanowią bezzwrotne granty, a 360 mld euro – pożyczki. Do tego dochodzi budżet UE na kolejną siedmiolatkę, wynoszący 1,074 bln euro. Łącznie daje to budżet na poziomie 1,8 bln euro.

Co kluczowe, środki w ramach Next Generation EU są pozyskiwane w ramach emisji zadłużenia gwarantowanego przez wszystkie państwa członkowskie. Pozwolą spłacić ten zaczątek wspólnego europejskiego budżetu. Wielu analityków i komentatorów postrzega te propozycje jako istotny krok do powstania ponadnarodowego państwa europejskiego. Zwolennikiem tego rozwiązania jest np. były szef Europejskiego Banku Centralnego – obecny premier Włoch – Mario Draghi, któremu przypisuje się uratowanie europejskiej unii walutowej przed upadkiem, a który wezwał państwa do stworzenia tzw. dobrego długu. Ten cel wydaje się realizować.

Elastyczne zarządzanie gospodarką

Ekonomia uczy nas, że jest czas na ekspansję fiskalną i jest czas na fiskalną wstrzemięźliwość. Jest czas na interwencje państwa w łańcuchy dostaw i czas, kiedy trzeba pozostawić rynki samym sobie. Czasami podatki muszą być wysokie, a czasami – niskie. Handel w pewnych obszarach powinien być wolniejszy, w innych – głębiej uregulowany. W dobrych naukach ekonomicznych konieczne jest szukanie i opisywanie powiązań między realnymi okolicznościami a potrzebą różnych typów interwencji" – twierdzi amerykański ekonomista Dani Rodrik.

Kryzysy gospodarcze powodują zmiany paradygmatu w myśleniu o wielkości i roli rządu. Nie inaczej jest teraz. Powojenny keynesizm, mający na celu po części zapobieganie ponownemu pojawieniu się bezrobocia z czasów kryzysu, oznaczał w praktyce znacznie zwiększoną rolę rządu w gospodarce, ekspansję państwa opiekuńczego i stosunkowo wysokie podatki.

Jest czas na interwencje państwa w łańcuchy dostaw i czas, kiedy trzeba pozostawić rynki samym sobie

Przez następnych parę lat będziemy prawdopodobnie żyć w świecie z bardziej aktywnym, inwestującym, redystrybuującym państwem, partnerem w relacjach z organizacjami międzynarodowymi. Ale to nie oznacza końca neoliberalnej polityki, ona może powrócić w innej odmianie w ciągu następnych kilku lat – symptomy tego obecne są także w Polsce.

Usługi publiczne będą postrzegane raczej jako inwestycja niż zobowiązanie, a rynki pracy staną się bezpieczniejsze. Redystrybucja ponownie będzie ważnym elementem publicznej agendy, czego dowodzą świadczenia wprowadzane w USA, a przywileje bogatych zostaną zakwestionowane m.in. przez podnoszenie podatków czy globalne standardy opodatkowania korporacji. Widzieliśmy już, że prawa pracownicze wydają się coraz ważniejsze. Zwolnienia chorobowe opłacane przez państwo lub pracodawcę stają się standardem, podobnie płatne urlopy czy urlopy rodzicielskie.

Wraz z długiem zaciągniętym przez większość krajów, które zdecydowały się chronić swoje firmy i pracowników, stare dogmaty polityki fiskalnej i monetarnej prawdopodobnie również się zmienią lub staną się bardziej kontekstualne. MFW nadal głosi roztropność i oszczędność, ale oznacza to coś zupełnie innego niż dziesięć lat temu, nie mówiąc już o tym, co rekomendował w latach 80. XX wieku. Przed nami dyskusja o zmianach reguł fiskalnych w Europie i na świecie, bo poziomy długu znacznie przekraczają uważane wcześniej za optymalne progi.

Przesłanie płynące z Waszyngtonu, dawnej stolicy neoliberalizmu, jest takie, że aby finanse publiczne były zrównoważone, bogaci i ci, którzy skorzystali na pandemii, powinni wnieść większy wkład do wspólnoty. Dlatego eksperci MFW zaczęli mówić o podnoszeniu podatków od najbogatszych lub wprowadzeniu podatków majątkowych, zupełnie jak niektórzy ekonomiści z Europy czy USA. Niestandardowe instrumenty polityki pieniężnej, takie jak luzowanie ilościowe lub ujemne stopy procentowe, kuszą rządy do wykorzystywania sztucznie ograniczanych kosztów obsługi długu i zwiększania wydatków budżetowych. Przy rosnącej inflacji, która jest wynikiem poprawy sentymentu, wzrostu akcji kredytowych w okresie ekonomicznej odbudowy oraz rosnących cen energii, istnieje ryzyko utraty kontroli nad inflacją. Musimy się mieć na baczności – wkraczamy w nowy ekonomiczny ład, w którym będzie więcej podatków i więcej państwa, zarówno jako inwestora, jak i głównego kreatora polityki gospodarczej.

Starzenie się i zmiany klimatyczne nieodparcie zwiększają rolę rządu, ważne jest, aby zdać sobie sprawę z tego, co państwo może, a czego nie może zrobić dobrze. Warto też uniknąć lewiatana, który wykorzystuje swoją potęgę z korzyścią dla wtajemniczonych i kumpli. Argument za ograniczoną rolą rządu powinien dziś dotyczyć charakteru interwencji państwa, a nie tego, czy konieczne jest ograniczanie zmiany klimatycznej lub zapewnienia opieki osobom starszym. Jednocześnie to, że państwa będzie więcej, nie zwalnia nas z oczekiwania, żeby było zwinne i efektywne. Potrzebna jest czujność, aby zapobiec marnotrawstwu i korupcji.

O autorze:
Piotr Arak

Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, autor książki „Pandenomia: Czy koronawirus zakończył erę neoliberalizmu?"

Przez lata zarówno neoliberalizm, jak i etatyzm miały złą prasę. Pandemia zdyskredytowała jednak dziesięciolecia wolnorynkowej ortodoksji. Warto pamiętać, że nie wszystkie wizje interwencjonizmu państwowego są lewicowe, a etatyzm obok swoich niedoskonałości ma również zalety, podobnie zresztą jak neoliberalizm.

Gdy w 1929 r. rozpoczął się Wielki Kryzys, nikt na świecie nie miał sprawdzonej recepty na ratowanie gospodarki. Wielu ekonomistów uważało, że nie trzeba robić nic, bo rynek sam sobie poradzi. Wychodzili z założenia, że kryzys to część cyklu gospodarczego, który trzeba przeczekać. Taką drogą poszła m.in. Polska i w efekcie aż do wybuchu wojny nie powróciliśmy do poziomu rozwoju kraju sprzed kryzysu.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku