Gdzie debiuty z tamtych lat

Czasami człowiekowi trzeba iść dalej niż do kolegi, co mieszka o parę kroków" – wzdycha jeden z bohaterów tej wznowionej po 50 latach powieści. I o tym w największym skrócie opowiada ten rozproszony portret wiejskiej społeczności, żyjącej gdzieś na ziemiach zachodnich w latach 50. w PRL. Ludzie próbują się zakorzenić, ale wszyscy są jakby wydrążeni. Targani przez tęsknoty albo dotknięci traumą. Młodych nosi – chcą wyjechać, poznać inny świat. Starsi z kolei nie mogą zapomnieć wojny.

Publikacja: 31.12.2021 06:00

Gdzie debiuty z tamtych lat

Foto: materiały prasowe

„Najada", czyli debiut zmarłej w 2018 r. Zyty Oryszyn (rocznik 1940), to pierwsza książka wydana przez wydawnictwo Drzazgi (dziś mają na koncie już cztery – dwie polskie i dwa przekłady). Pomysł wznowienia znakomity, bo nigdy dość przypominania o niedocenionych i zapomnianych twórcach. A Zyta Oryszyn pomimo bogatej bibliografii i nagrody literackiej Gdynia z 2013 r. za powieść „Ocalenia Atlantydy", pozostaje autorką mało znaną.

Czytaj więcej

Zatruci błękitnym kwiatem

Wydawcy i autorka posłowia – prof. Inga Iwasiów, znawczyni literatury kobiet, sama również pisarka – próbują to zmienić, wbijając klinem debiut Oryszyn w nurt chłopski polskiej prozy, zdominowany przez męskie narracje (Wiesław Myśliwski, Marian Pilot, Edward Redliński, Julian Kawalec i inni). „»Najadę« czyta się jako przeciwwagę wobec tworzonego przez mężczyzn kanonu literatury chłopskiej" – czytamy na odwrocie książki. Zytę Oryszyn na czwartej stronie okładki chwalą Sylwia Chutnik i Martyna Bunda, a więc wyraziste, feminizujące pisarki. Budowanie opozycji damsko-męskiej jest zrozumiałe ze względów promocyjnych oraz światopoglądowych. Ale można też interpretować ten debiut po latach inaczej, mniej antagonistycznie – jako prekursorską zapowiedź współczesnej prozy kobiet; książek, w których doświadczenie prowincjonalności łączy się z dziewczęcymi inicjacjami. Takich jak „Po trochu" Weroniki Gogoli, „Zimowla" Dominiki Słowik, „Guguły" Wioletty Grzegorzewskiej czy „Sztuczki" Joanny Lech.

Narracja „Najady" jest gęsta, a bohaterowie krystalizują się w kolejnych rozdziałach. Ich losy i opowieści – trzecioosobowy narrator przechodzi od postaci do postaci – stają się z czasem czytelniejsze, a psychologiczne motywacje wiarygodne.

Mamy więc młodą Marychnę Białawską, o której względy już na pierwszej stronie rozegra się bójka na zabawie. Jest też jej matka, która nie może pogodzić się z upływem lat. Czuje żal, bo młodość minęła, a szczęśliwych chwil było niewiele. W tle pojawia się dziadek – żyjący wspomnieniami starzec, który przywiózł syna z Francji (ojca Marychny) jeszcze przed wojną, aczkolwiek matki nikt nigdy nie poznał, bo Francuzka zmarła przy porodzie. I wreszcie Sawka – Sławek Ganowski, sierota, który wspomina tragicznie zmarłą babkę, parającą się spędzaniem płodów u dziewcząt. Sawka jest przyjezdnym, więc jawi się we wsi jako człowiek niepewny. Nie można na niego liczyć, a tym bardziej wpuszczać do rodziny. Tylko co zrobić, kiedy Marychna w Sawce się zadurzyła, a i on coraz śmielej zerka jej w oczy.

Czytaj więcej

100 lat polskiego tenisa

Sporo tu ludowego humoru – sytuacyjnego i tego osadzonego w języku („Synek, stare trepy weź i bałwana wystaw przed wejściem, żebym długo pamiętała, jak mnie ta zima zaskoczyła, i moją najlepszą chustę weź, żeby był nieborak do mnie podobny"). Każdy portret to nie tylko sylwetka psychologiczna, ale też i garść mikroopowiadań, anegdot, lekko naszkicowanych scen oraz żartów. Słownikowa polszczyzna miesza się ze stylizacją wiejską („Przez pana niezgorszy majonteczek z babim latem pofrunoł"). Czyta się 150-stronicową „Najadę" z przyjemnością, język nie stawia oporu, przeciwnie, wciąga swą urodą. Książka niby-kilkudziesięcioletnia, a świeża, jakby ukazała się wczoraj.

„Najada", Zyta Oryszyn, wyd. Drzazgi

„Najada", czyli debiut zmarłej w 2018 r. Zyty Oryszyn (rocznik 1940), to pierwsza książka wydana przez wydawnictwo Drzazgi (dziś mają na koncie już cztery – dwie polskie i dwa przekłady). Pomysł wznowienia znakomity, bo nigdy dość przypominania o niedocenionych i zapomnianych twórcach. A Zyta Oryszyn pomimo bogatej bibliografii i nagrody literackiej Gdynia z 2013 r. za powieść „Ocalenia Atlantydy", pozostaje autorką mało znaną.

Wydawcy i autorka posłowia – prof. Inga Iwasiów, znawczyni literatury kobiet, sama również pisarka – próbują to zmienić, wbijając klinem debiut Oryszyn w nurt chłopski polskiej prozy, zdominowany przez męskie narracje (Wiesław Myśliwski, Marian Pilot, Edward Redliński, Julian Kawalec i inni). „»Najadę« czyta się jako przeciwwagę wobec tworzonego przez mężczyzn kanonu literatury chłopskiej" – czytamy na odwrocie książki. Zytę Oryszyn na czwartej stronie okładki chwalą Sylwia Chutnik i Martyna Bunda, a więc wyraziste, feminizujące pisarki. Budowanie opozycji damsko-męskiej jest zrozumiałe ze względów promocyjnych oraz światopoglądowych. Ale można też interpretować ten debiut po latach inaczej, mniej antagonistycznie – jako prekursorską zapowiedź współczesnej prozy kobiet; książek, w których doświadczenie prowincjonalności łączy się z dziewczęcymi inicjacjami. Takich jak „Po trochu" Weroniki Gogoli, „Zimowla" Dominiki Słowik, „Guguły" Wioletty Grzegorzewskiej czy „Sztuczki" Joanny Lech.

Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS