Zatruci błękitnym kwiatem

Krótka forma prozatorska rządzi się swoimi prawami. Można być mistrzem noweli, a jednak nie radzić sobie z powieścią, która przecież jest odrębnym zjawiskiem. Na dodatek dość elitarnym, wbrew temu, że dzisiaj etykietę powieści przykleja się do wszystkiego. Mieliśmy wybitnych prozaików (m.in. Kornela Filipowicza, Jerzego Stefana Stawińskiego), którzy nigdy nie błysnęli powieścią. Ale bywają też i literaci wszechstronni, np. Józef Hen czy Kazimierz Orłoś.

Publikacja: 10.12.2021 16:00

Zatruci błękitnym kwiatem

Foto: materiały prasowe

Wojciech Chmielewski, po chłodno przyjętej przez krytykę powieści „Belweder gryzie w rękę" (2017), wrócił do sprawdzonej formuły i wydał znakomity zbiór opowiadań „Magiczne światło miasta" (2019). Ale powieść znów się o niego upomniała i w 2021 r. opublikował „Jezioro Dargin". Skutek jest taki, że dostaliśmy jedną z najlepszych książek w dorobku tego pisarza.

Dlaczego tym razem Mazury, a nie stolica, jak to było niemal zawsze w twórczości Chmielewskiego? Otóż bohater jedzie nad Dargin, by od Warszawy odpocząć. Zresztą motyw odejścia i przemiany jest tu kluczem. O bohaterze wiemy dużo, choć pozostaje on dla czytelnika bezimienny. Pracował w radiowej Trójce, ale właśnie dostał wypowiedzenie, choć nie z powodów politycznych. Z wykształcenia i pasji jest germanistą – zaczytuje się w powieściach Ernsta Wiecherta, dziełach Schillera i Novalisa. Z tego ostatniego Chmielewski wziął „błękitny kwiat", który natrętnie powraca w myślach narratora, a jednocześnie zdobi okładkę książki. Czym jest „blaue Blume"? W „Jeziorze Dargin" zdaje się być majakiem innego, ciekawszego życia. Bo o rozczarowaniu codziennością jest właśnie ta powieść.

Czytaj więcej

Rozrośnięty tors i feeling

Na początku bohater ma swój poukładany świat. Czas wypełnia mu praca w radiu, słuchanie muzyki i lektury. Nie ma rodziny, kobiety, żyje sam. Wierzy w swoje romantyczne ideały i w zasadzie nie podejmuje żadnych życiowych wyzwań, wiedząc, że skazywałby się na kompromisy. Trwa bierny, nastawiony bardziej na obserwację niż uczestnictwo w rzeczywistości.

Jego życie zmienia spotkanie z przyjacielem, również anonimowym – starszym o kilka lat, z którym znajduje wspólny język. Mają bliskie zainteresowania, choć przyjaciel wyznaje bardziej epikurejską filozofię: ważne jest zimne piwko, kobiety etc. Jednocześnie już na początku dowiadujemy się, że przyjaciel nie żyje. Po pogrzebie bohater jedzie na Mazury, by przetrawić żałobę, zaleczyć ranę i odnaleźć sens. Pytanie tylko, co będzie, jeśli go nie odnajdzie. Co wtedy wydarzy się nad tytułowym jeziorem?

Wojciech Chmielewski jest znakomitym portrecistą. Do mistrzostwa opanował realistyczny język – na pozór zwyczajny, przezroczysty, zarazem prowadzący czytelnika tak zdecydowanie i sugestywnie, że nie sposób przerwać tą retrospekcyjną opowieść. Strona po stronie poznajemy świat dwóch mężczyzn – ich wrażliwość, przeszłość, światopogląd. Historia opowiadana jest w krótkich rozdziałach rozpiętych między brudem warszawskich ulic a majestatem mazurskiej przyrody.

Czytaj więcej

Robić sztukę z życia

Chmielewski wie, że pewnych kwestii człowiek nie jest w stanie zdefiniować nawet przed samym sobą. Życie toczy się, mimo choroby, żałoby, uzależnienia. Codziennie rano miasto budzi się do życia, ludzie wsiadają do aut i tramwajów, a po pracy idą do sklepów, jedzą kolację. I tylko tacy, jak duet bohaterów, raczej mniejszość, nie chcą zaakceptować prostoty szarej rzeczywistości. Podczas poszukiwania „prawdziwszego" życia przyjaciel bohatera stacza się w alkoholizm i zaczyna chorować, a on sam – nadal biernie – z fascynacją przygląda się światu podrzędnych knajp, w których przesiadują. Ich ulubiona to „Karczma", istne axis mundi, centrum świata tej powieści. Dzień w dzień słuchają tam anegdot emerytowanych żołnierzy i esbeków na resortowych emeryturach. „Karczma" z czasem prowadzi do zguby przyjaciela. Czy „pochłonie" także i bohatera? O taką stawkę rozgrywa się walka nad jeziorem Dargin.

„Jezioro Dargin", Wojciech Chmielewski, wyd. Czytelnik

Wojciech Chmielewski, po chłodno przyjętej przez krytykę powieści „Belweder gryzie w rękę" (2017), wrócił do sprawdzonej formuły i wydał znakomity zbiór opowiadań „Magiczne światło miasta" (2019). Ale powieść znów się o niego upomniała i w 2021 r. opublikował „Jezioro Dargin". Skutek jest taki, że dostaliśmy jedną z najlepszych książek w dorobku tego pisarza.

Dlaczego tym razem Mazury, a nie stolica, jak to było niemal zawsze w twórczości Chmielewskiego? Otóż bohater jedzie nad Dargin, by od Warszawy odpocząć. Zresztą motyw odejścia i przemiany jest tu kluczem. O bohaterze wiemy dużo, choć pozostaje on dla czytelnika bezimienny. Pracował w radiowej Trójce, ale właśnie dostał wypowiedzenie, choć nie z powodów politycznych. Z wykształcenia i pasji jest germanistą – zaczytuje się w powieściach Ernsta Wiecherta, dziełach Schillera i Novalisa. Z tego ostatniego Chmielewski wziął „błękitny kwiat", który natrętnie powraca w myślach narratora, a jednocześnie zdobi okładkę książki. Czym jest „blaue Blume"? W „Jeziorze Dargin" zdaje się być majakiem innego, ciekawszego życia. Bo o rozczarowaniu codziennością jest właśnie ta powieść.

Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS