Ryszard Bugaj: Polsce jest potrzebny nowy początek

Sprawa reformy Trybunału Konstytucyjnego powinna jak najszybciej wejść do publicznej debaty, mimo że obie strony nie są do tego skłonne. Bo w przeciwnym wypadku co nam pozostaje? Interwencja Europy? Nie chciałbym, żeby wujek z Brukseli nam załatwiał naprawę sądów i trybunałów - mówi Ryszard Bugaj, ekonomista, były poseł Unii Pracy.

Publikacja: 17.12.2021 10:00

Ryszard Bugaj, ekonomista, były poseł Unii Pracy

Ryszard Bugaj, ekonomista, były poseł Unii Pracy

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Plus Minus: Podobno ma pan wyrzuty sumienia związane z kształtem obecnej konstytucji, nad którą pan pracował w Sejmie II kadencji. Co poszło źle podczas ustalania jej przepisów?

Po pierwsze trzeba pamiętać, że są to wyrzuty sumienia jednego z 560 członków Zgromadzenia Narodowego, zatem moja osoba nie była kluczowa dla rezultatu głosowania. Ale rzeczywiście parę rzeczy mi umknęło. Nie doceniłem np. znaczenia Trybunału Konstytucyjnego w systemie demokratycznym. Uważałem, że ta instytucja nie będzie odgrywała większej roli. W związku z tym w sprawie przepisów dotyczących Trybunału zdałem się na innych. Spór, który teraz toczy się wokół konstytucji i Trybunału Konstytucyjnego, sprawił, że przeczytałem nasze ówczesne regulacje i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że od początku zostały stworzone warunki do politycznego zawłaszczenia Trybunału Konstytucyjnego.

Dlaczego?

Chociażby dlatego, że nie nałożyliśmy prawie żadnych ograniczeń na kandydatów do Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli spojrzeć na to, co się działo po wejściu w życie nowej konstytucji, to mieliśmy przypadki, kiedy ławy poselskie albo krzesła rządowe były bezpośrednio zamieniane na fotele w Trybunale Konstytucyjnym. Były nawet przypadki, kiedy prezesami lub wiceprezesami Trybunału Konstytucyjnego zostawali ludzie chwilę wcześniej bardzo aktywni w polityce. Takim nazwiskiem, które mi się przypomina, jest sędzia Marek Mazurkiewicz, długoletni poseł SLD. Jednym z ograniczeń przy naborze do TK, które wprowadziliśmy, było legitymowanie się wybitną wiedzą prawniczą, a nie słyszałem, by Mazurkiewicz był wybitnym prawnikiem. Zatem było to miękkie kryterium. Od 1989 roku Trybunał Konstytucyjny był de facto pod kontrolą partii, które reprezentowały mainstream, to znaczy miały orientację liberalną. Przy czym zaliczam do nich również Sojusz Lewicy Demokratycznej.

Czytaj więcej

Prof. Dudek: Stan wojenny zrujnował Polskę

Prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału, raczej by się z panem nie zgodził.

Zgoda, Andrzej Zoll jest wyjątkiem. Mówiłem o tendencji, a ta była właśnie taka – dominacja sędziów wyłonionych przez partie liberalne. A później zbieraliśmy tego żniwo. Podam przykład – w Komisji Konstytucyjnej w ostatnie fazie prac nad konstytucją miałem za zadanie sformułować regulacje dotyczące szkolnictwa wyższego. Wtedy gorącą sprawą była ewentualna odpłatność za studia. Po wielu konsultacjach sformułowałem przepis, że publiczne szkolnictwo wyższe jest bezpłatne, ale „dodatkowe" usługi mogą być świadczone na zasadach komercyjnych. Gdy przedstawiłem ten przepis rektorom dwóch największych uczelni – Uniwersytetu Warszawskiego i Politechniki Wrocławskiej – to usłyszałem od nich: „to jest koniec szkolnictwa wyższego".

Jak to uzasadniali?

Że odcinam im źródło dochodu. Odpowiedziałem im: panowie rektorzy, gdy konstytucja zostanie uchwalona, nareszcie dostaniecie prawdziwe pieniądze. I rozeszliśmy się z tą różnicą zdań. Oni niechętni, choć pogodzeni z faktami, a ja zadowolony. A potem było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że bezpłatne kształcenie w szkołach publicznych odbywa się w granicach dotacji budżetowych przyznanych uczelniom, a za inne można pobierać pieniądze czyli w tej sprawie Trybunał praktycznie nie postawił żadnej tamy komercjalizacji studiów. Nie taka była moja – i zapewne bardzo wielu członków zgromadzenia narodowego – intencja, gdy przyjmowany był ten przepis konstytucji.

Jednak na studiach dziennych, stacjonarnych, do dzisiaj nie pobiera się opłat za kształcenia, czyli trochę wyszło tak jak pan chciał.

To prawda, choć jeżeli weźmie się pod uwagę sumę kosztów, które trzeba ponieść, żeby kształcić dziecko poza miejscem zamieszkania to jest niewesoło. Nieprzypadkowo rodzinna sytuacja studenta jest głównym wyznacznikiem jego dalszej edukacji. Wracając do prac nad konstytucją, SLD i Unia Wolności szły w kierunku konstytucji pozapinanej na liberalne guziki, a że miały większość, to przyjmowały, co chciały. Dopiero gdy udało mi się podburzyć PSL i postawiliśmy sprawę jasno – albo będą w konstytucji przepisy dotyczące spraw społeczno-gospodarczych albo nie będzie konstytucji – to nasi partnerzy trochę ustąpili. Przez trzy tygodnie odbywały się negocjacje w gronie czterech partii i uzyskaliśmy te prawa społeczne-gospodarcze – nie w takim zakresie, jak chcieliśmy, ale w znacznym. Jednak musieliśmy za to płacić cenę.

Jaką?

Chociażby musieliśmy się zgodzić na niesłychanie szczegółowe uregulowania dotyczące finansów publicznych, zadłużenia, pozycji banku centralnego etc. Tego typu przepisów nie ma w większości konstytucji europejskich.

U nas to chyba wynikało z niedawnych wtedy doświadczeń z hiperinflacją i transformacją?

To prawda. Poza tym, jak mówiłem, większość wpływowych polityków była w atmosferze pełnego uznania dla wizji liberalnych. Ale ten liberalny przechył nie wyczerpuje moich zastrzeżeń do Trybunału Konstytucyjnego. Jest jeszcze druga niesłychanie ważna sprawa – Trybunał Konstytucyjny może orzec w sprawie każdej ustawy, czy jest zgodna z konstytucją. A są sprawy, które w konstytucji świadomie nie zostały uregulowanie, bo nie mogliśmy osiągnąć kompromisu.

Czytaj więcej

Michał Kabaciński: Byłem zainfekowany lojalnością wobec Palikota

I mówi pan o...?

Mówię np. o samorządzie terytorialnym. W konstytucji umocowaliśmy tylko gminy. Nie zamknęliśmy drogi do powoływania kolejnych szczebli samorządu terytorialnego, dlatego jest dzisiaj samorząd powiatowy i wojewódzki, ale oba te szczeble nie mają oparcia w konstytucji. Teoretycznie rzecz biorąc, można zlikwidować województwa i powiaty, i to będzie zgodne z konstytucją. Inne sprawy nie zostały uregulowane w konstytucji, bo nie były na topie problemów wówczas dyskutowanych, którymi żyła opinia publiczna i świat polityki. Nie została zatem rozstrzygnięta sprawa małżeństw jednopłciowych, bo nie toczyła się wtedy debata na ten temat. Nie została też jednoznacznie uregulowana sprawa prawa do aborcji.

To akurat był problem bardzo dyskutowany, ale – jak pamiętam – nie było zgody na wpisanie do konstytucji ochrony życia od poczęcia.

No właśnie. W rezultacie, w takich sprawach nieumocowanych w konstytucji, Trybunał orzeka na podstawie niesłychanie ogólnych śladów aksjologicznych, a to oznacza dowolność interpretacji. Jeżeli przywołamy orzeczenie dotyczące terminacji ciąży z tzw. powodów społecznych, to prof. Zoll odwołał się do przepisu o demokratycznym państwie prawnym i na tej podstawie liberalne przepisy, również naszego (ówczesnej UP) autorstwa, zostały postawione poza prawem.

Jak można było takie orzeczenie wywieść z przepisów o demokratycznym państwie prawnym?

Otóż to, mnie się wydaje, że zostało to wywiedzione przede wszystkim z głów sędziów. Nie chciałbym, żeby prawo do przerywania ciąży było pozbawione jakichkolwiek ograniczeń. Nie zgadzam się z tezą, że aborcja jest prawem człowieka albo zwykłym zabiegiem medycznym. Nasz projekt przewidywał, że decyzja o przerwaniu ciąży należy do kobiety, ale musi być poprzedzona konsultacją z różnymi organami. I to nie było absurdalne. Przynajmniej niektóre kobiety mogłyby wysłuchać argumentów. Zatem tamten przepis de facto przyczyniłby się do zmniejszenia liczby terminacji ciąż, a zakaz – nie. Bo żeby skutecznie zakazać aborcji, trzeba by zabrać kobietom paszporty.

Teraz to dowody osobiste.

No właśnie i rejestrować wszystkie ciąże. To jest wejście na drogę systemu totalitarnego. Zatem jest niesłychanie ważne, kim jest sędzia Trybunału Konstytucyjnego – „nasz" czy „nie nasz". Tym bardziej że niektóre przepisy przygotowywaliśmy z innymi intencjami, niż teraz są nam przypisywane.

Tak mi się wydawało, że np. przepis o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny miał być gwarancją dla związków heteroseksualnych, a nie furtką dla małżeństw jednopłciowych.

Nie przypominam sobie, by w tamtym momencie toczyły się ostre spory wokół tego przepisu. Sformułowanie o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny pozostającym pod szczególną ochroną państwa było traktowane przez wszystkich, łącznie z SLD, jako oczywiste. Nie było mowy, że to jest akceptacja dla homomałżeństw, jak to się ostatnio interpretowało. SLD, PSL i Unia Demokratyczna bardzo oglądały się na to, co Kościół powie. Nie bez powodu przepisy o ochronie życia ludzkiego nie były doprecyzowane. Spotykaliśmy się z biskupami, którzy domagali się przepisów dalej idących, a nastroje społeczne były zupełnie inne.

Biskupi domagali się konstytucyjnej ochrony życia od poczęcia?

Oczywiście. Byłem przewodniczącym podkomisji, która formułowała przepisy „fundamentalne". W gronie naszych doradców było dwóch biskupów, którzy nalegali na ochronę życia od poczęcia, ale sprzeciwiliśmy się temu. I jeżeli mamy taką naprawdę ważką sprawę, a Trybunał orzeka nieraz w wąskim składzie, pięciu sędziów, na dodatek głosami trzy do dwóch to mamy poważny problem. Czy do standardu demokratycznego można zaliczyć zasadę, że trzech sędziów może obalić każdą ustawę, choćby uchwaloną przez dużą większość sejmową, popartą przez Senat i podpisaną przez prezydenta?

Tak to zostało zapisane w konstytucji.

Uważam, że nie zastanowiliśmy się nad tymi przepisami. Ta moja samokrytyka wynika z faktu, że miałem optymistyczne założenia dotyczące funkcjonowania demokracji politycznej. Wydawało mi się, że w demokracji nie ma wrogów są tylko konkurenci. A tymczasem znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że mamy demokratyczny mechanizm...

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Bez listy Macierewicza mogło nie być lustracji

Opozycja by powiedziała, że już go nie mamy.

To jest zawracanie głowy, tak samo jak mówienie o faszyzmie. Mamy demokratyczny mechanizm, który jest niesłychanie przeciążony ze względu na poziom polaryzacji. Ta polaryzacja spycha uregulowania demokratyczne w kierunku różnych pomysłów autorytarnych, półautorytarnych etc. W tej chwili realizuje je Prawo i Sprawiedliwość. Czy w przyszłości powstrzyma się przeciwko wykorzystywaniu tych mechanizmów obecna opozycja?

Jak pan przewiduje?

Nie wiem. Jeżeli opozycja wygra wybory, to z niewielką przewagą. Zatem Trybunał Konstytucyjny, jako instytucja znajdująca się pod butem PiS, będzie odgrywał ważną rolę. Choć można sobie wyobrazić sytuację odwrotną. Przecież PO sama chciała wziąć Trybunał Konstytucyjny pod but, wybierając sędziów na zapas. Potem się to oczywiście skomplikowało. Jest niesłychanie ważną rzeczą, aby w sytuacji gdy demokracja poddawana jest przeciążeniom, próbować znaleźć arbitra, który będzie uznawany przez skonfliktowane strony.

Kto miałby nim być?

A no właśnie. Kiedyś Kościół katolicki miał wystarczający autorytet, żeby być takim arbitrem. Teraz tego autorytetu mu brakuje. Pojedyncze autorytety stoją albo po jednej, albo po drugiej stronie politycznej barykady. Brakuje nam ośrodka niezależnego od świata polityki i przychodzi mi do głowy, że powinniśmy się ratować z pomocą Trybunału Konstytucyjnego. Tyle że najpierw trzeba go zreformować i tak ukształtować, żeby strony, które jeszcze nie wiedzą, kto będzie rządził po kolejnych wyborach, zgodziły się na to, iż Trybunał będzie bezstronnym arbitrem.

Jakim sposobem można by doprowadzić do takiej sytuacji?

Bez nowelizacji konstytucji zrobić się tego nie da. Jest potrzebny nowy początek. Na razie nie chce go PiS, ale czy chce go opozycja? Nie jestem tego pewien. Proszę zwrócić uwagę, że w programie żadnej partii opozycyjnej reforma Trybunału Konstytucyjnego nie została przedstawiona. Zatem prawdopodobieństwo, że udałoby się przeprowadzić taką reformę, nie jest zbyt wysokie. Z drugiej strony racja stanu przemawiałaby za tym, że to jest sprawa, którą musimy załatwić razem, żebyśmy to uznawali. I żeby opinia publiczna to uznawała.

To bardzo idealistyczne podejście do polityki.

A co nam pozostało? Tylko idealistyczne podejście. Trzeba szukać rozwiązania. I nie może być ono przyjęte po wyborach tylko przed nimi, żeby żadna ze stron nie była pewna, czy będzie miała z tego profit, czy nie. Żeby wyciągnęła los i mogła powiedzieć – niezależnie od naszych interesów partyjnych przyczyniliśmy się do czegoś ważnego w Rzeczypospolitej.

Dla PiS obecna sytuacja jest wygodna – gdy im coś nie pasuje, to odsyłają to do TK i on to załatwia.

Ale jeżeli przegrają wybory, to posługiwanie się Trybunałem nie będzie takie łatwe, bo niektórzy sędziowie trochę się przeorientują. Sprawa będzie musiała być dużo bardziej wątpliwa i niejednoznaczna, żeby opowiadali się po stronie swoich dawnych mocodawców. Zatem PiS też miałoby pewien interes w tej reformie, jeżeli dopuszcza myśl, że przegra wybory. A powinno ją dopuszczać. Z drugiej strony opozycja nie może mówić – żadnych zmian konstytucyjnych z tymi, którzy konstytucję naruszają – ponieważ wyklucza to jakiekolwiek porozumienie. Odwołuję się do doświadczenia czterech partii, które przyjmowały konstytucję – SLD, PSL, Unię Demokratyczną i Unię Pracy też dzieliły różnice zdań w wielu sprawach, a mimo to zdołaliśmy dojść do kompromisowych rozwiązań.

Czytaj więcej

Rabiej: PiS przeraża, ale ma spójny program

Pod rządami tzw. małej konstytucji orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego można było odrzucić kwalifikowaną większością głosów. Czy tamto rozwiązanie było lepsze?

No właśnie, jedną z rzeczy, którą należałoby rozważyć, jest przywrócenie roli Sejmu czyli prawa do odrzucenia orzeczenia TK np. większością dwóch trzecich głosów, w przypadku gdy materia, której dotyczy ustawa nie jest rozstrzygnięta w konstytucji albo w sytuacji, gdy w ważnych sprawach Trybunał nie może osiągnąć większości dwóch trzecich głosów dla swojego werdyktu. Ale przede wszystkim należałoby zmienić tryb powołania Trybunału Konstytucyjnego i np. wykluczyć możliwość kandydowania osób, które w ostatnim dziesięcioleciu pełniły funkcje polityczne.

Dziesięć lat karencji wystarczy?

Tak sobie strzeliłem. (śmiech) Jestem otwarty na krytykę. Natomiast uważam, że sprawa ewentualnej reformy Trybunału Konstytucyjnego powinna jak najszybciej wejść do publicznej debaty, mimo że obie strony nie są do tego skłonne. Bo w przeciwnym wypadku co nam pozostaje? Interwencja Europy? Nie chciałbym, żeby wujek z Brukseli nam załatwiał naprawę sądów i trybunałów. Wolałbym, żebyśmy to sobie sami załatwili. Bo nawet uznając, że PiS zrobił partyjny skok na wymiar sprawiedliwości, trzeba uczciwie przyznać, iż system ukształtowany wyłącznie przez korporacje prawnicze też był zły.

Dlaczego pan tak uważa?

Proszę zwrócić uwagę na słynną reprywatyzację warszawską. W tej sprawie nie odezwali się żadni sygnaliści ze środowiska sędziowskiego, choć sądy ustanawiały kuratorów dla osób, które miały 140 lat. To była jawna patologia.

W jakich jeszcze sprawach wykazaliście się krótkowzrocznością jako twórcy konstytucji?

Chociażby w sprawie Senatu. Senat jest bękartem Okrągłego Stołu, a myśmy go uznali za kluczową instytucje ustrojową. Trochę brakowało nam pomysłu, co z nim zrobić, a trochę zabrakło nam odwagi do jego likwidacji, bo baliśmy się, że nie będziemy mieli w tej sprawie większości. Dobrze natomiast zostały zrobione przepisy dotyczące rządu – powołanie rządu, dymisja rządu itd. Inna sprawa, że to była dość standardowa kwestia. Jestem też zadowolony z przepisów społecznych i gospodarczych, tyle że one słabo działają. Jeżeli w art. 2 konstytucji mamy normę, że Rzeczpospolita urzeczywistnia zasadę sprawiedliwości społecznej, a utrzymujemy od lat podatki degresywne, to w moim przekonaniu mamy tu sprzeczność. Faktu, że ludzie o niższych dochodach płacą wyższe podatki, nie można uznać za urzeczywistnienie sprawiedliwości społecznej.

Dlaczego nie dało się tego zrealizować?

Dlatego że nie mamy silnych związków zawodowych. To one powinny wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie. A nie robią tego, bo tam też siedzą tłuste koty, pobierają wysokie pensje i jeszcze prowadzą jakieś biznesy. Proponowałem kiedyś Solidarności wystąpienie do Trybunału w sprawach podatkowych i w sprawach umów śmieciowych. Kiwali głowami, ale nic nie zrobili.

Czytaj więcej

Paweł Zalewski: W Unii Europejskiej trzeba być czujnym

Czyli wróciliśmy do istotnej roli Trybunału Konstytucyjnego.

Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobieństwo uratowania autorytetu Trybunału Konstytucyjnego nie jest duże. Ale wtedy pojawia się pytanie – co w takim razie? Moim zdaniem zamęt i przepychanki. Skończył się czas 30-lecia po roku 1990, który pod względem politycznym był okresem stabilizacji. Teraz mamy czasy nowych zaostrzonych rywalizacji, problemy związane ze środowiskiem, pomysły na federalizację Unii Europejskiej, którym jestem przeciwny, bo nie widzę możliwości funkcjonowania mechanizmów demokratycznych w sfederalizowanej Europie. Demokracja to nie jest tylko procedura, ale historia, tradycja, język. Nie można przeskoczyć od systemów narodowych do jednego systemu federalnego. To by oznaczało oddanie władzy w ręce establishmentu biurokratycznego i najsilniejszych państw. Zatem łatwo już było. A na te trudne czasy przydałby nam się nowy Trybunał Konstytucyjny o odbudowanym autorytecie.

Ryszard Bugaj

Współzałożyciel Solidarności Pracy (1990) oraz Unii Pracy (1992), poseł na Sejm trzech kadencji. Ekonomista, profesor nadzwyczajny w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. Działacz opozycyjny, uczestnik obrad Okrągłego Stołu. Był społecznym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego i członkiem Rady Programowej PiS.

Plus Minus: Podobno ma pan wyrzuty sumienia związane z kształtem obecnej konstytucji, nad którą pan pracował w Sejmie II kadencji. Co poszło źle podczas ustalania jej przepisów?

Po pierwsze trzeba pamiętać, że są to wyrzuty sumienia jednego z 560 członków Zgromadzenia Narodowego, zatem moja osoba nie była kluczowa dla rezultatu głosowania. Ale rzeczywiście parę rzeczy mi umknęło. Nie doceniłem np. znaczenia Trybunału Konstytucyjnego w systemie demokratycznym. Uważałem, że ta instytucja nie będzie odgrywała większej roli. W związku z tym w sprawie przepisów dotyczących Trybunału zdałem się na innych. Spór, który teraz toczy się wokół konstytucji i Trybunału Konstytucyjnego, sprawił, że przeczytałem nasze ówczesne regulacje i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że od początku zostały stworzone warunki do politycznego zawłaszczenia Trybunału Konstytucyjnego.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi