Tak. Ten tekst został zdjęty z łamów, a z gazety usunięto Piotra Skwiecińskiego. Odszedłem wraz z nim, podobnie jak Igor Zalewski i Robert Mazurek. To nie był spór tylko o tekst, ale o to, czy my jako „dziennikarze konserwatywni" powinniśmy bezwarunkowo wspierać AWS, czy wytykać jej błędy, wady i patologie. Dzisiaj, gdy mamy tak dużo dziennikarstwa tożsamościowego, te dylematy są wielu redakcjom obce, bo z założenia o grzechach „swoich" się milczy, a całą uwagę kieruje się na przeciwników politycznych. Wtedy wierzyliśmy, że dziennikarz powinien wszystkim zaglądać za kulisy.
O środowisku dziennikarzy konserwatywnych mówiono, że byliście źle traktowani przez media mainstreamowe, nie zapraszano was do debat, nie było dla was miejsca w telewizjach. Czy tak to odczuwałeś?
Różnie. Kiedy dostawałem w roku 2009 nagrodę miesięcznika „Press", jego naczelny ogłaszał, że „nawet prawicowy dziennikarz może być dobry". Kiedy odchodziliśmy z kolejnych tytułów, to koledzy z mainstreamowych mediów raczej się nad nami nie litowali, chociaż z niektórymi wciąż bywaliśmy wzajemnie na swoich imprezach. Ale jeszcze gdy odszedłem z „Życia" w roku 1998, zadzwonił od mnie Adam Michnik z propozycją, żebym pisał felietony do „Wyborczej". Z kolei po wybuchu afera Rywina to dziennikarze „Gazety Wyborczej" czuli się atakowani przez SLD. Wtedy nasze relacje znów stały się cieplejsze. Teraz, w dobie mediów tożsamościowych, nie ma po takich dylematach śladu.
Przez jakiś czas sam byłeś związany z mediami tożsamościowymi.
Był czas, kiedy uważałem, że trzeba się opowiedzieć, to pokłosie zwłaszcza afery Rywina. Że jeżeli przez całe lata 90. głosiło się zestaw poglądów, które zaczynają wygrywać, to warto nie tylko opisywać rzeczywistość, ale też ją modelować, wpływać na nią. Tygodnik „Uważam Rze", a jeszcze bardziej „Sieci", były dla mnie takimi miejscami modelowania. Może kilka razy zaszedłem na tej drodze za daleko. Rozumiem racje dziennikarstwa tożsamościowego, które zresztą występuje po obu stronach barykady, jednak sam próbuję na powrót, niezgodnie z duchem epoki, mniej zaangażowanych analiz.
Krążyły plotki, że miałeś bardzo dobre kontakty z Jarosławem Kaczyńskim i często się z nim spotykałeś, żeby po prostu porozmawiać.
Był moment, że nawet Tomasz Lis ogłosił, iż spotkał się z Jarosławem Kaczyńskim i doznał objawienia, jaki to fajny facet. Ja bliżej poznałem Kaczyńskiego w czasach, gdy był politykiem zepchniętym na margines. Im stawał się ważniejszy, tym bardziej nasze kontakty się rozluźniały, choć wraz z Michałem Karnowskim zdążyłem przeprowadzić z nim i z jego bratem, prezydentem, wywiad rzekę. To chyba ostatni raz, kiedy obaj ci politycy otworzyli się naprawdę. Zawsze będę powtarzał, że Kaczyński to niesłychanie błyskotliwy człowiek i jeden z najwybitniejszych polskich polityków. Wiem jednak, że on nigdy nie uzna prawa dziennikarza do powiedzenia, iż coś mu jako liderowi nie wyszło. Ale był taki okres, kiedy miałem iluzję swoich bliższych związków z Donaldem Tuskiem. Nie jest on tak wszechstronny w zainteresowaniach jak Kaczyński, za to jest niesłychanie dowcipny i celnie opisuje ludzi. Ale tak samo jak w przypadku Kaczyńskiego te kontakty rozluźniły się po dojściu PO do władzy.
Podobno byłeś stałym gościem w Pałacu Prezydenckim u Andrzeja Dudy?
Zrobiłem z nim kilka wywiadów, możliwe, że było to dla niego wsparciem w czasie, kiedy skłócił się z własnym obozem o zawetowanie ustaw sądowych. Ale pamiętam, jak w 2010 roku Andrzej Duda przemawiał na mszy za Władka Stasiaka, ministra z Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Wygłosił świetne przemówienie. Pomyślałem i nawet napisałem, że jest tak znakomitym mówcą, że powinien zrobić karierę. I tak się stało. On ma dar ładnego mówienia z głowy. Ale dawno z nim nie rozmawiałem, zwłaszcza że w tej chwili on jest jakby mniej politycznie aktywny. Jestem ciekaw, co się z nim stanie. Po zakończeniu prezydentury będzie miał 52 lata. Za wcześnie na emeryturę. W podobnej sytuacji był Aleksander Kwaśniewski, gdy kończył drugą kadencję, ale on miał kilka dróg przed sobą: wykłady, biznes, doradzanie możnym. Dudzie będzie trudniej. Może wróci do parlamentu, zagra o przywództwo na prawicy? To byłoby nietypowe, ale możliwe. Może dlatego teraz rzadko się wychyla i mówi to, czego oczekuje prawicowy lud?
A bywasz jeszcze w Sejmie, żeby zasięgnąć języka, pogadać z politykami, pooddychać tą atmosferą?
Nie byłem w Sejmie od czterech lat i nie wybieram się, bo to straciło sens. Nie tylko z powodu restrykcji wobec dziennikarzy – PiS zmienił to miejsce w twierdzę, poszedł zresztą dalej niż PO w psuciu parlamentaryzmu. Politykę uprawia się gdzie indziej. Kiedyś chodziło się do Sejmu, żeby spotkać interesujących posłów. Dziś oni stamtąd szybko znikają po głosowaniach. Lepiej zadzwonić i umówić się poza tym gmachem. Tym bardziej że posłowie boją się pokazywać z dziennikarzami. Sejm to w tej chwili świat mało twórczy i mało ciekawy.
O autorze:
Piotr Zaremba
Regularnie publikuje w „Plusie Minusie" teksty analizujące aktualne wydarzenia polityczne. Pisał m.in. w „Rzeczpospolitej", „Życiu Warszawy", „Życiu", „Newsweeku", „Gazecie Polskiej", „Sieci". Należał do Forum Prawicy Demokratycznej Aleksandra Halla. Pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego Lecha Wałęsy. Jest też historykiem, krytykiem teatralnym i pisarzem