Dobra wiadomość jest taka, że jednak istnieje grupa społeczna, z którą obecna władza się liczy. Zła – że ta grupa to wyjątkowo szkodliwa szuria realizująca pisany cyrylicą scenariusz. Najgorsza – że rząd przed nią skapitulował, nie podejmując nawet próby walki, choć jest to sprawa – całkiem dosłownie – życia i śmierci. To, że rząd Morawieckiego okazał się wobec antyszczepionkowców całkowicie bezradny, i to oni, a nie funkcjonująca przy premierze rada medyczna, mają decydujący głos w sprawie rządowej strategii walki z pandemią, niespecjalnie dziwi – premier jest zbyt słaby nawet na wiceministra Mejzę, którego nazwisko będzie kiedyś stosowane jako epitet określający osobę tak podłą, że pozostałe słowa powszechnie uznawane za obelżywe nie będą obelżywe wystarczająco. Dziwić może jedynie tak otwarte przyznanie przez lidera partii od sześciu lat oskarżającej kogo się da o działanie w interesie wrogiej Polsce zagranicy, że jedyny scenariusz naprawdę pisany cyrylicą jest gorliwie realizowany przez posłów jego własnego ugrupowania. Niby każdy wiedział, ale usłyszeć to od samego premiera – musi przerażać.
Czytaj więcej
Łukasz Mejza: „Jestem politykiem, na którym, mówiąc kolokwialnie, wisi rząd. Właściwie to ten rząd Zjednoczonej Prawicy uratowałem, więc jestem do tego przygotowany, że będą we mnie strzelać, że będą kłamać, że będą najeżdżać na moją rodzinę, na moich bliskich. Normalna sprawa. Dalej robię swoje i głupotami się nie przejmuję. Po prostu będę wyjaśniał to w sądzie po kolei".
Jarosław Kaczyński, gdy jeszcze się łudził, że zostanie zapamiętany jako „emerytowany zbawca narodu", obiecywał walkę z wszechobecnym imposybilizmem państwa. Dzisiaj państwo Kaczyńskiego nie ma nawet siły, żeby powstrzymać jedną posłankę Siarkowską przed zastraszaniem – przepraszam, interweniowaniem – wszędzie tam, gdzie ktoś, nie oglądając się na rząd, próbuje wziąć odpowiedzialność za zdrowie swoje i innych. Łatwiej jest wydać 25 mln zł na kampanię proszczepionkową w mediach – zwłaszcza że to też dobra okazja do wpompowania publicznych pieniędzy w media życzliwe władzy – niż namówić jedną posłankę, żeby założyła w Sejmie maseczkę, bo posłowie liczą się z premierem mniej więcej tak bardzo, jak premier liczy się z obywatelami, czyli wcale.
Dzisiaj państwo Kaczyńskiego nie ma nawet siły, żeby powstrzymać jedną posłankę Siarkowską przed zastraszaniem – przepraszam, interweniowaniem – wszędzie tam, gdzie ktoś, nie oglądając się na rząd, próbuje wziąć odpowiedzialność za zdrowie swoje i innych.
Obserwując przez ostatnie lata, ile energii prezes włożył w poszerzenie swojej władzy, ile frontów otworzył, żeby zawłaszczyć każdy zbyt słabo broniony obszar, miałam wrażenie, że przynajmniej ma pomysł, co z tą władzą zrobi, jak już będzie mógł zrobić wszystko. Tymczasem formalnie wszechwładny Kaczyński, choć ciągle jeszcze panuje, to już od dawna nie rządzi. Ciężkie przebudzenie ze snu o potędze.