Tak wiceminister sportu komentował kilkanaście dni temu bardzo dobrze udokumentowane przez dziennikarzy Wirtualnej Polski zarzuty, że w pandemii dorobił się, sprzedając samorządom z wysoką marżą nieposiadające atestów maseczki, przekonanym, że kupują je prosto od polskiego „wiodącego producenta maseczek" – jak reklamował swoją fikcyjną fabrykę obrotny polityk. Gdy dziennikarze ujawnili sprawę, partia Jarosława Kaczyńskiego zareagowała jak zawsze w takich sprawach – politycy nabrali wody w usta, prokuratorzy udawali, że nie widzą, sam minister obiecał rzecz wyjaśnić w sądzie i wszyscy po prostu przeczekali. Skutecznie, bo choć oczywiście niczego nie wyjaśniono, dzisiaj nikt już o maseczkowym biznesie nie pamięta. Zresztą gdzie tam Mejzie do respiratorowego barona, który przekręcił państwo na dużo większą kasę i włos mu z głowy nie spadnie. Jarosław Kaczyński nie takie przekręty wybacza, żeby utrzymać władzę. I nawet trudno się dziwić, skoro wybaczają także okradani w ten sposób obywatele.
Czytaj więcej
Janina Ochojska: „Użycie armatek wodnych na migrantów, którzy nie mają się gdzie osuszyć, grozi śmiercią z powodu zamarznięcia. Obciąży ona Straż Graniczną i Mariusza Kamińskiego. Tragedia na granicy została wywołana przez Wasze błędy w zarządzaniu tą sytuacją. Ogarnijcie się. Można jeszcze coś zrobić".
O ile jednak Poselski Wał na maseczkach jest dla zwykłego Kowalskiego dość abstrakcyjny – nie on płacił, nie on stracił – o tyle przedstawiona w tym tygodniu przez WP historia kliniki dającej nadzieję najbardziej zdesperowanym nieuleczalnie chorym i wyciągającej od nich dziesiątki tysięcy złotych za fałszywą obietnicę uleczenia – to może być coś, czego nawet wielokrotnie testowany twardy elektorat PiS nie zniesie i trzeba się będzie wreszcie za przedsiębiorczego ministra zabrać. Nie, nie za dziwne biznesy, bo o nich ten, kto go ministrem zrobił, wiedział od początku, ale za to, że dał się na nich złapać pismakom.
Mejza nie wszedł przecież do rządu z ulicy, wcześniej był rutynowo prześwietlany przez służby, więc prezes doskonale wiedział, komu płaci za trwanie u władzy. Żadna rozpaczliwa „honorowa dymisja" Mejzy nie sprawi, że będzie można o tym zapomnieć.
Nawet jeśli władza w trosce o sondaże pozbędzie się teraz Mejzy, pozostanie on smutnym symbolem jej schyłku. Kaczyński doszedł do władzy na obietnicy „rewolucji moralnej", odda ją jako ktoś, kto tę władzę oparł na typach, na których tle nawet chwalący się zamiarem okradania żydowskich grobów gwiazdor TVP może uchodzić za „przyzwoitego". Mejza nie wszedł przecież do rządu z ulicy, wcześniej był rutynowo prześwietlany przez służby, więc prezes doskonale wiedział, komu płaci za trwanie u władzy. Żadna rozpaczliwa „honorowa dymisja" Mejzy nie sprawi, że będzie można o tym zapomnieć.