W listopadową niedzielę, około czwartej rano, miejscowa ochotnicza straż pożarna dostała wezwanie w tej sprawie. W pierwszej chwili pomyślano: żart. Do akcji ruszyły jednak zastępy z Czatkowic i Wierzchowic, także jednostka ratowniczo-gaśnicza z Milicza. Na miejscu okazało się, że zwierzę rzeczywiście spadło z grobli do wody, skąd nie umiało samodzielnie wyjść. Co prawda zbiornik nie był głęboki, lecz wielbłąd ugrzązł w mule i wierzgając nogami, tylko pogarszał sytuację. Operacja wydobycia go na ląd trwała dwie godziny.
„Działania polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, a później wyciągnięciu zwierzęcia na brzeg za pomocą podczepionych pasów. Nie było potrzeby używania sprzętu, udało się rozwiązać sytuację wyłącznie przy pomocy siły fizycznej strażaków" – informował Dominik Kucharski, strażak z Milicza. Udało się również ogrzać zwierzę, które było osłabione i wyziębione, po czym poczuło się lepiej i nawet zaczęło jeść. „O przyszłości zwierzęcia zdecyduje weterynarz" – napisano proroczo w komunikacie OSP Wierzchowice.
Wierszowany film
Dwugarbny wielbłąd Czesio to gwiazda – w 2000 roku wystąpił w „Dużym zwierzęciu" w reżyserii Jerzego Stuhra. Film powstał na podstawie opowiadania Kazimierza Orłosia „Wielbłąd" – wydrukowanego w 1972 roku w świątecznym numerze magazynu „Literatura". Jego treść liczy ledwie cztery strony: niejaki Mrówczyński za trzy tysiące złotych kupuje wielbłąda (żal, że przy takim nazwisku bohatera pisarz nie zdecydował się na słonia) od pijanego pogromcy zwierząt z obwoźnego cyrku odwiedzającego niewymienione z nazwy miasteczko. Bohater nie chciał otworzyć na rynku zakładu fotograficznego, aby na tym zarabiać, co sugerowali mu sąsiedzi. Zdenerwował tym „lojalnego obywatela", który w sprawie wielbłąda napisał donos do władzy ludowej. Sprawę umorzono, co wzbudziło niezadowolenie u malkontentów – szczęśliwie dla nich egzotyczny zwierz niebawem zdechł i było po problemie.
Prawa do ekranizacji noweli zdobył Krzysztof Kieślowski: w ten sposób chciał zadebiutować filmem fabularnym (w wersji telewizyjnej, taki był wówczas wymóg władz). Rozbudował scenariusz i szykował się do produkcji, gdy Orłoś po opublikowaniu w paryskim Instytucie Literackim powieści „Cudowna melina", zatrzymanej w kraju przez cenzurę, znalazł się na indeksie i produkcja na podstawie jego prozy stała się niemożliwa. Później scenariusz zaginął: po latach trafił do rąk Jerzego Stuhra, który postanowił wyreżyserować „Duże zwierzę" w hołdzie dla zmarłego mistrza i przyjaciela. Tak powstała obsypana nagrodami poetycka ballada o urzędniku bankowym Zygmuncie Sawickim, na ekranie towarzyszy mu Anna Dymna jako żona Maria i miejscowa przedszkolanka.
Reżyser Stuhr dokonał zmian względem oryginału Orłosia i scenariusza Kieślowskiego: Sawicki nie kupił wielbłąda, znalazł go po odjeździe cyrku. Zbudował mu specjalną stajnię jak dla konia, chodził na spacery jak z psem, traktował jak przyjaciela. Nie ma wątpliwości: jego życie zmieniło się dzięki temu na lepsze. Nie wszystkim było to w smak – Sawiccy spotkali się z ostracyzmem lokalnej społeczności, która chciała pozbyć się wielbłąda z zazdrości, ale i obawy, że może być nosicielem afrykańskiej odmiany choroby wenerycznej. Przed furtką ich domu rozpoczęły się pikiety i protesty („Precz"), gminni urzędnicy domagali się specjalnych podatków, rodzice zabierali dzieci z przedszkola. A pewnego dnia Sawiccy zobaczyli pusty kojec...