Bułgaria w objęciach żiwkomanii

Bułgaria należy do Unii Europejskiej i NATO, choć wygląda, jakby trwały Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i Układ Warszawski. Czas się tutaj zatrzymał, ale może właśnie rusza.

Publikacja: 03.09.2021 15:22

Wielki pomnik Wodza w jego rodzinnym Prawecu po upadku komunizmu zabrano i zniszczono. W 2001 r. pow

Wielki pomnik Wodza w jego rodzinnym Prawecu po upadku komunizmu zabrano i zniszczono. W 2001 r. powrócił, w mniejszym formacie, z okazji 90. rocznicy urodzin Todora Żiwkowa

Foto: AFP

Przez dwa tygodnie przejechałem z rodziną po Bułgarii ponad 2000 kilometrów, co jak na kraj trzy razy mniejszy od Polski jest szmatem drogi – niestety, zazwyczaj marnej jakości, czego nie zamaskują pola słoneczników po horyzont. Ze stanu infrastruktury śmiał się nawet pracownik największej wypożyczalni aut. „Korupcja" – użył słowa wytrychu, które ma tłumaczyć wszelkie miejscowe bolączki. Powtarzają je gospodarze i kelnerzy, socjolodzy i politolodzy, wszyscy. W sondażu Gallupa stwierdzenie, że „w Bułgarii jest mafia", popiera 80 proc. badanych (ledwie 5 proc. uważa, że to bzdura); do tego 74 proc. osób zgadza się z popularnym frazesem o „kraju w ruinie" (sic!). Cóż powiedzieć, sama prawda, Bułgaria ma najwyższy poziom korupcji w UE.

Amerykanin w Płowdiwie

Amnesty International i Transparency International od lat robią raban wokół łapówkarstwa, ale instytucje z Brukseli nad moralne oceny poczynań bułgarskich polityków długo wybierały stabilność ich rządów. Ba, premierowi Bojko Borisowowi zezwoliły nawet na odblokowanie funduszy unijnych zawieszonych w 2008 r. – tuż po akcesji kraju – wobec skali korupcji wcześniejszych rządów Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP), co bynajmniej sytuacji nie poprawiło. Nic dziwnego, że w ludziach narastał bunt i 9 lipca 2020 r. wybuchły uliczne protesty przeciw używaniu przez rząd prokuratury do walki politycznej. Doszło do rewizji w Kancelarii Prezydenta Rumena Radewa, który wezwał do dymisji rządu.

Tym razem sprzeciw wsparła Unia Europejska. Bułgarska ulica również zażądała dymisji Borisowa. Antyestablishmentowe partie urosły w siłę, jednak nie potrafią przejąć władzy, co potwierdziły kwietniowe wybory parlamentarne: wygrała centroprawica Borisowa Obywatele na Rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB) w koalicji ze Związkiem Sił Demokratycznych (SDS) z 26 proc. głosów (czyli 4 pkt proc. mniej niż cztery lata temu, gdy GERB startował samodzielnie). Drugie miejsce (18 proc.) przypadło nowej i antykorupcyjnej partii Jest Taki Naród (ITN). Próg wyborczy przekroczyły inne ugrupowania o podobnej retoryce: Demokratyczna Bułgaria (9,4 proc.) i Wstań! Bandyci Precz! (4,7 proc.).

Prezydent Radew powierzył tworzenie rządu GERB, ITN i nawet socjalistom z BSP, co świadczy o jego desperacji. Nic z tego nie wyszło, więc rozwiązał parlament, wyznaczył technicznego premiera (byłego wojskowego i ministra obrony Stefana Janewa). I zarządził dogrywkę przy urnach: 11 lipca – przy frekwencji 41 proc., najniższej w bułgarskiej historii – zwyciężyła partia ITN (24 proc.), przed koalicją GERB-SDS (23,5 proc.), socjalistami (13,4 proc.) i demokratami (12,6 proc.). Stabilnej większości brak, impas polityczny trwa.

I pomyśleć, że pierwsze wolne wybory w Bułgarii odbyły się 13 października 1991 r., choć w Polsce dopiero dwa tygodnie później. Co zrobiono z tym czasem? Zatrzymano i zmarnowano. Dlatego nasza wyprawa bardziej niż w przestrzeni odbywa się w czasie do lat 90. Choć podróż do przeszłości może sprawiać pozory sentymentu, widok przed nami nie jest miły dla oka: Bułgaria zdaje się rdzewieć, kruszyć i rozpadać. I trwożyć dzieci, które pytają, co my tu robimy? Hmm, szukamy głęboko ukrytego piękna – i czasem znajdujemy: na dzikich plażach Morza Czarnego, w skalistych górach Pirin czy podczas koncertu w antycznym teatrze w Płowdiwie, gdy orkiestra gra skocznego „Amerykanina w Paryżu" Gershwina.

Zwłaszcza ten ostatni widok jest surrealistyczny, bo trackie ruiny boleśnie obnażają mizerię postkomunistycznej architektury dookoła, przedmieść z nieotynkowanej płyty czy monumentalnych pomników z betonu (jak w Szumenie i Buzłudży). W większych miastach co prawda uwodzą urokliwe starówki, które tętnią życiem, jednak to złudne wrażenie, że kraj ma się dobrze: w interiorze nader ostro widać obraz nędzy i rozpaczy. I to, że kraj wyludnia się na potęgę: w mijanych wsiach straszą pustostany, którym trudno nawet nadać nazwę – ni to dom, ni sklep czy magazyn; czas upomniał się o swoje: odpadł tynk, złuszczyła farba, pękła szyba. Po przewrocie w 1989 r. pozostał krajobraz po bitwie, której nie było. Miała być szansą, stała się wyrokiem.

Człowiek z metalu

Święta państwowe wypadają we wrześniu: 6 – Dzień Jedności Narodowej, oraz 22 – Święto Niepodległości. W kalendarzu umościł się także 7 września, bo tego dnia w 1911 r. w Prawecu, mieście leżącym godzinę drogi od Sofii, w chłopskiej rodzinie, bo jakżeby inaczej, urodził się Todor Żiwkow. O dziwo, dokładna data jego przyjścia na świat jest sporna – matka upierała się przy 20 września, on w pamiętnikach wyjaśniał, że prawosławny ksiądz bywał pijany i do ewidencji nowo narodzonych wpisał datę chrztu małego Todora, a duży obliczył, że faktyczne urodziny wypadły 13 dni wcześniej. Skąd my to znamy, że w komunie – bułgarskiej czy polskiej – zawsze trzeba mącić i nic nie jest wprost? Piękny dom z ogrodem, pokazywany w Prawecu jako matecznik polityka, również niezbyt pasuje do miejscowych chłopów...

Pasowały za to niewyszukane maniery, co przy zwalistej sylwetce i zbyt dużej głowie Żiwkowa prowokowało zgryźliwe dowcipy o prostaczku na salonach (ponoć je lubił). Przez 35 lat panowania miał wzdragać się przed kultem jednostki, lecz w Prawecu przyzwolił na swój wielki pomnik. „Jak u faraonów w Egipcie" – uśmiecha się Wiaczesław pilnujący wnuków w parku na pobliskim placu zabaw. Starszy pan pamięta, że pod koniec komunizmu milicja nie pozwalała składać kwiatów u stóp monumentu, który potem zabrano i zniszczono. Nie zniknął na długo, bo w 2001 r. powrócił, w mniejszym formacie, z okazji 90. rocznicy urodzin Żiwkowa. I do dziś stoi człowiek z metalu o topornych kształtach, nieco zakurzony i popękany, jakby z poprzedniej epoki, który kładzie się cieniem na rodzinne miasto Prawec, co akurat daje nam nieco wytchnienia w czasie podróży.

„Historia to kapryśna dama. Często o nich zapomina, ale w końcu zawsze oddaje hołd swoim bohaterom. Zwłaszcza wybitnym osobistościom i liderom" – mówił prof. Dimitar Iwanow, spec od spraw bezpieczeństwa, w 100. rocznicę urodzin Żiwkowa obchodzonych przed pomnikiem. 7 września 2011 r. setki Bułgarów hucznie upamiętniły tam wielki jubileusz, co transmitowały na żywo miejscowe telewizje. Wśród zaproszonych gości oprócz oficjeli: burmistrza, rady miejskiej, działaczy BSP, znalazły się również wnuki Wodza: Ewgenija Żiwkowa i jej przyrodni brat Todor Sławkow. Co roku w Prawecu organizowana jest podobna impreza z kwiatami i przemówieniami (baczni obserwatorzy spostrzegli, że czasem z flagami UE, a czasem bez). Tym razem – zapewnia nas miejscowe muzeum – z okazji obchodów 110. urodzin Żiwkowa przed jego pomnikiem znów odbędzie się krótki program artystyczny.

Czytaj więcej

PRL – niewygodne dziedzictwo

Przed dekadą władze miasta odnowiły rodzinny dom byłego przywódcy, gdzie w poświęconym mu muzeum (istniejącym od 2002 r.) pokazano kolekcję darów dla Wodza nie tylko z krajów socjalistycznych, ale także z Europy Zachodniej i USA. Wstęp kosztuje 3 lewy (7 zł), do tego trzy razy tyle możliwość robienia zdjęć, co kusi rocznie 10 tys. osób. Oglądają wyroby ludowe i dzieła sztuki, obrazy; rzeźby, wazy, patery, zegary. Sporo złota, srebra, kości słoniowej i porcelany. Broń palna i biała, model żaglowca, inkrustowana skrzynia, skóra węża, nawet zdobne siodło na wielbłąda od pułkownika Muammara Kaddafiego. Jest i osobisty komputer Pravets82, miedziany sprzęt do destylacji rakii, siennik z pledem. Można przysiąść na drewnianym zydelku i ująć w dłonie glinianą miskę w tradycyjny wzór, z której może kiedyś pił.

W stałej ekspozycji – chwali się przewodnik – jest również kilka darów z Polski (czytaj: PRL): serwis ze srebrnymi okuciami (sześć filiżanek i dwulitrowy dzban), kryształowy wazon z pokrywką, metalowe przypinki Sejmu i Ligi Obrony Kraju. „Prezenty są dowodem rozległych stosunków dyplomatycznych, gospodarczych i kulturalnych Bułgarii z resztą świata. I współpracy opartej na wzajemnym interesie, przyjaźni i poszanowaniu tradycji narodowych i kulturowych – czyli kwestiach, o których wciąż mówimy w dobie globalizacji" – słyszymy, co znaczy wszystko i nic. Żiwkow byłby dumny z tej nowomowy.

Obalony, oskarżony i oczyszczony

Jak został Wodzem? Jako pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Bułgarskiej Partii Komunistycznej (od 4 marca 1954 r.) i przewodniczący Rady Państwa (od 7 lipca 1971 r.) stał się najdłużej sprawującym władzę przywódcą z bloku wschodniego. Kres jego rządów – w pełni zależnych od ZSRR; dość powiedzieć, że proponował Chruszczowowi aneksję Bułgarii – zbiegł się z upadkiem całego komunistycznego systemu, gdy zapaść gospodarcza i społeczna sięgnęły zenitu (czytaj: dna). Najwyraźniej zgniła nawet jego własna partia, skoro Żiwkowa utrącili koledzy 10 listopada 1989 r., choć formalnie ustąpił dopiero po tygodniu. Dwa miesiące później przestała istnieć Bułgarska Republika Ludowa.

Prokuratura wszczęła pięć postępowań: Wodzowi zarzucono nadużycia budżetu przez tzw. fundusz moskiewski, wspierający komunizm w bratnich krajach; nielegalne rozdawnictwo 72 mieszkań i 67 samochodów oraz defraudację 26 mln lew na rzecz partyjnego aparatu; stworzenie łagrów dla politycznej opozycji oraz przymusowe deportacje tysięcy Turków, którzy odmówili bułgaryzacji. Nie przyznał się do żadnego z zarzutów. Mimo to uznano go za winnego i skazano na siedem lat. Odwoływał się do sądu apelacyjnego, który stwierdził nieprawidłowości w postępowaniach i obniżył karę do półtora roku więzienia zastąpionego – z uwagi na zły stan zdrowia – aresztem domowym.

Sądowe orzeczenie mówiło również, że Żiwkow jako głowa komunistycznego państwa może być sądzony jedynie za zdradę stanu. I jeśli nie jest zadowolony z werdyktu, powinien zwrócić się o ułaskawienie do ówczesnego prezydenta Żelu Żelewa, zbuntowanego komunisty. Wódz jednak stanowczo odmówił: „przebaczenie jest udzielane tylko winnym, a nie uważam się za winnego". I w 1993 r. został uwolniony z części oskarżeń. A dwa lata później dopiął swego: Sąd Najwyższy ponownie rozpatrzył jego sprawę, gdy zagroził Europejskim Trybunałem Praw Człowieka za polityczne wyroki – uznano, że nie ma dowodów winy i uchylono wszelkie wyroki skazujące.

Żiwkow nie wrócił do Prawecu, lecz osiadł w willi pod Sofią u wnuczki Ewgeniji, którą zaadoptował po śmierci córki Ludmiły (tworzyła politykę kulturalną w Bułgarii, zmarła nagle w 1981 r., ma w Prawecu swoje popiersie). Wnuczka, jako projektantka mody, założyła firmę eksportującą ubrania do Włoch i własną markę Jenny Style. A przy okazji opiekowała się dziadkiem, broniła jego polityki i zarządzała kontaktami z mediami. W 1997 r. Wódz udzielił ostatniego wywiadu Bułgarskiej Telewizji Narodowej, w którym skrytykował byłych kolegów komunistów: zdradzili ideały, stali się socjaldemokratami, on nigdy by tego nie uczynił! A rok później wstąpił do Bułgarskiej Partii Socjalistycznej.

Zmarł 5 sierpnia 1998 r., w wieku 87 lat, ponoć z powodu powikłań po zapaleniu płuc. Został pochowany na cmentarzu centralnym w Sofii w asyście tysięcy fanów, po serii wzniosłych przemówień, choć władze odrzuciły prośby rodziny i socjalistów o zorganizowanie pogrzebu z honorami. Otwarta trumna na katafalku tonęła w kwiatach i łzach, lecz dzisiaj grób to niepozorny, szary kamień, wokół są znamienitsze mogiły, z wiechciem sztucznych kwiatów; płytę wyróżnia jedynie popiersie Wodza i żony Marii Malejewej, wiejskiej lekarki z komunistycznym rodowodem, której w internetowej witrynie cmentarza poświęcono więcej miejsca niż Todorowi.

Granulka z rycyną

A jednak dowodów żiwkomanii w Bułgarii jest znacznie więcej. W 2011 r. w Nesebyrze, znanym kurorcie nad Morzem Czarnym, pojawił się billboard na „100 lat od narodzin towarzysza Todora Żiwkowa". Zamówił go towarzysz Docho Dochew, bo „nie należy zapominać o Żiwkowie". Jeszcze w 1989 r. założył dla niego skarbonkę, aby zbierać pieniądze po oskarżeniu o defraudację państwowych funduszy. „W końcu okazało się, że ma tylko jedną willę" – tłumaczył Dochew i oszczędności wydał na plakat. Mężczyzna, posiadający kolekcję książek i pamiątek po Wodzu, czuje się urażony niewdzięcznością społeczeństwa wobec niego.

A w 2013 r. we wsi Odarne na północy kraju odsłonięto – w ceremonii znów wzięły udział jego wnuki – kolejne popiersie Żiwkowa. To inicjatywa Svilena Ognianowa, burmistrza gminy Pordim i lokalnego szefa partii mniejszości tureckiej Ruch na rzecz Praw i Wolności (DPS). W przemówieniu wezwał wszystkich burmistrzów, by poszli za tym przykładem i „uszanowali człowieka, który zrobił tak wiele dla odrodzenia bułgarskiej wsi". Na pytanie, czy nie obawia się, że nie skoordynował swych działań z DPS, mówił: nie ma problemu. To jego zobowiązanie wyborcze, zresztą fundusze zebrano z darowizn.

W 2011 r. w Nesebyrze, znanym kurorcie nad Morzem Czarnym, pojawił się billboard na „100 lat od narodzin towarzysza Todora Żiwkowa"

To nie koniec wiernopoddańczych gestów. W 2019 r., w rocznicę śmierci Żiwkowa, na południu kraju w Smolanie pojawiły się poetyckie nekrologi przypisujące mu „kryształową duszę" i cytujące wiersz: „W bezstronnej historii będzie gwiazdą, ponieważ dla swojej Bułgarii spalił się doszczętnie". W tej narracji Żiwkow nigdy nie dopuścił do biedy i bezrobocia, gwarantował darmową opiekę zdrowotną, edukację i wakacje nad Morzem Czarnym. A dzisiaj to wszystko dobra dostępne tylko dla wybranych. Przyczyną są trudne czasy i wspomniana korupcja, przez co kraj pozostaje najbiedniejszy w UE: niektóre regiony, według Eurostatu, wypracowują PKB mniejsze niż jedna trzecia unijnej średniej. Nie dziwi więc, że nostalgia za komunizmem jest silniejsza niż gdzie indziej.

Tym bardziej że socjaliści z BSP lubią wskrzeszać świat, który pozornie przeminął. W lipcowych wyborach stracili co prawda połowę głosów (2017: 27 proc., 2021: 13 proc.), bo pandemia zdemobilizowała starszy elektorat, ale mimo to mogli stworzyć rząd i wciąż cieszą się wymierną popularnością. „Demokracja zabrała nam wiele" – stwierdziła w 2017 r. Kornelia Ninova, liderka BSP, co wciąż bywa wykorzystywane jako prześmiewczy atak na socjalistów. Czy jest z czego żartować? Wszak uważa tak ponad połowa Bułgarów. Oczywiście, z badań wynika, że większość nie chciałaby powrotu komunizmu, lecz tęsknota za „starymi i dobrymi czasami" pozostaje, a sam Żiwkow wciąż budzi ciepłe uczucia i mało kto odważa się go krytykować.

Pozytywnie dorobek Wodza – czy też „wujka Tosho" – również ocenia połowa badanych. Były premier Bojko Borisow, w latach 90. ochroniarz Żiwkowa, wspominał miło szefa jako „dbającego o ludzi i unikającego przelewu krwi jak na Węgrzech w 1956 r.". Czyżby? A sprawa Georgija Markowa? Przecież to w dniu urodzin Żiwkowa – 7 września 1978 r., nie ma przypadków! – dokonano w Londynie zamachu na tego dramaturga i dysydenta, któremu bułgarska bezpieka, z pomocą KGB, szpikulcem parasola wbiła w nogę śmiertelną granulkę z rycyną. O to nikt Żiwkowa nie oskarżał przed sądem ani społeczeństwem, choć zbrodnia wydaje się obciążać również i jego. O jakim rozliczeniu z przeszłością więc mówimy.

Magnes nie przyciąga

W 2001 r. wnuczkę Ewgeniję Żiwkową, gdy do Prawecu wracał pomnik dziadka, wybrano na socjalistyczną deputowaną do parlamentu. Przed końcem kadencji wycofała się jednak z polityki, by poświęcić czas ukochanej modzie. „Jednym z powodów jest skrajnie nieuczciwa walka o miejsce na listach wyborczych" – przyznała. Ponoć kuszono ją również za kadencji prezydenta Radewa, wspieranego przez BSP, by została wiceprezydentem. Odmówiła. „Całe życie przeżyłam w rodzinie polityków i nie boję się obowiązków, po prostu nie lubię ograniczeń" – tłumaczyła w kolorowych mediach, które ją bardzo lubią. Najwyraźniej w Bułgarii w nazwisku Żiwkow nie ma nic zdrożnego i nie oznacza ono infamii.

W wielu miejscach wciąż można kupić portrety Wodza, kiedyś obowiązkowe w każdym urzędzie i publicznym gmachu. Na deptaku w Sofii czytam na plakacie, że „za złych komunistów pracowaliśmy do 55. roku życia, przy kapitalistach robimy od pieluch do pieluch, więc jacy to gospodarze?". Wybieram zwykły magnes ze zdjęciem Żiwkowa za 2 lewy (niecałe 5 zł). „Wie pan, kto to jest?" – dziwi się sprzedawca, bo gadżet nie przyciąga uwagi turystów. A czy on wie, co z ustawą o ogłoszeniu reżimu komunistycznego zbrodniczym, a Bułgarskiej Partii Komunistycznej organizacją przestępczą? Ich gloryfikowanie podlega karze, magnesy z Żiwkowem nie powinny więc przyciągać, ale kto by się przejmował? I pomyśleć, że tak mogło być z Gierkiem, Jaruzelskim i PZPR...

Jedziemy jak najdalej się da: oto wieś Durankulak pod granicą z Rumunią. Przed biblioteką – byłym domem kultury, gdzie dawniej organizowano komunistyczne spędy, dlatego wszędzie prowadzą doń drogowskazy – trwa koncert polskiego zespołu Coincidence (Przypadek), choć skromna publika szybko straci koncentrację. Muzycy ze Śląska znają te klimaty, przyjeżdżają tutaj od lat z rodzinami, stworzyli polską kolonię. Mówi gitarzysta Adam Szaruga: – Traktuję te wyjazdy jako swoisty wehikuł czasu i czuję się tam od razu młodziej, jak na wakacjach z rodzicami, ale nie łączyłbym tego z polityką. Nie zauważyłem żadnych tęsknot za komunizmem... Na pewno czas płynie tam wolniej, a i ludzie są bardziej życzliwi, co zauważył już nawet mój ośmioletni syn.

Nam również podoba się w pobliskim Vaklino: warunki na wsi są słabe, zewsząd straszą pustostany, lecz gospodarze wspaniali – częstują świeżymi figami i domową rakiją. I wolą opowiadać o ukochanym Henryku Sienkiewiczu – na pamiątkę „W pustyni i w puszczy" swą psinę nazwali Nelly – zamiast o Żiwkowie. Uff, w końcu jesteśmy na wakacjach.

Przez dwa tygodnie przejechałem z rodziną po Bułgarii ponad 2000 kilometrów, co jak na kraj trzy razy mniejszy od Polski jest szmatem drogi – niestety, zazwyczaj marnej jakości, czego nie zamaskują pola słoneczników po horyzont. Ze stanu infrastruktury śmiał się nawet pracownik największej wypożyczalni aut. „Korupcja" – użył słowa wytrychu, które ma tłumaczyć wszelkie miejscowe bolączki. Powtarzają je gospodarze i kelnerzy, socjolodzy i politolodzy, wszyscy. W sondażu Gallupa stwierdzenie, że „w Bułgarii jest mafia", popiera 80 proc. badanych (ledwie 5 proc. uważa, że to bzdura); do tego 74 proc. osób zgadza się z popularnym frazesem o „kraju w ruinie" (sic!). Cóż powiedzieć, sama prawda, Bułgaria ma najwyższy poziom korupcji w UE.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi