Skąd się biorą incele?

Coraz więcej młodych mężczyzn skarży się, że nie może znaleźć partnerki. Wielu z nich obarcza za to winą dysfunkcyjne społeczeństwo lub zbyt wysokie wymagania kobiet. Ich frustracje sprawiły, że często postrzegani są jako niebezpieczni ekstremiści.

Publikacja: 13.08.2021 18:00

Skąd się biorą incele?

Foto: Getty Images

To, co napiszę, jest już w wielu krajach Zachodu uznawane za „mowę nienawiści": są tylko dwie płci, a na ich predyspozycje, wybory życiowe i mentalność duży wpływ mają czynniki biologiczne. To właśnie biologia determinowała ewolucyjne strategie przetrwania obu płci oraz ich tradycyjne role społeczne. To ona też sprawiała, że kobiety często traktowano jako „zasób strategiczny". Choć wielokrotnie się zdarzało, że kobiety odgrywały marginalną rolę w kreowaniu cywilizacji (czego sztandarowym przykładem jest starożytna Grecja), to jednak bez ich zdolności rozrodczych i poświęcenia w opiece nad dziećmi i ogniskiem domowym cywilizacja nie mogłaby przetrwać. Kobiety były też cennym łupem wojennym. I to nie tylko dla koczowniczych ludów z Wielkiego Stepu. Wszak jednym z mitów założycielskich Rzymu było porwanie Sabinek (kobiet z plemienia Sabinów). W dostępie do tego „dobra strategicznego" zawsze istniały nierówności. Władcy, wodzowie i plutokraci otaczali się haremami i kochankami, a dla biedaków zostawała monogamia, tanie prostytutki lub samotność. Rządzący zdawali sobie sprawę, że istnienie dużej liczby sfrustrowanych seksualnie mężczyzn grozi niepokojami społecznymi. Tolerowano więc, a często nawet wspierano prostytucję.

Jedną z najlepiej ocenianych przez lud reform ateńskiego prawodawcy Solona, było stworzenie taniego domu publicznego, w którym zatrudnione były wyłącznie cudzoziemki. Prostytucja kwitła też w starożytnym Rzymie i w chrześcijańskim średniowieczu, w tym też w Państwie Kościelnym. Pewną tolerancję dla tego zjawiska widać choćby w pismach św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu. Może się wydawać, że to zamierzchła przeszłość, a problem łagodzenia frustracji seksualnej mężczyzn nie powinien już istnieć – przynajmniej na względnie bogatym Zachodzie. Jesteśmy przecież przekonywani, że żyjemy w świecie „powszechnej wolności", „tolerancji" oraz „równości". Nie ma już małżeństw aranżowanych (przynajmniej poza społecznością islamską oraz ortodoksyjnie judaistyczną), każdy może swobodnie się wiązać z kim chce, a internet ułatwia kontakty międzyludzkie. A jednak wielu młodych mężczyzn deklaruje się jako incele, czyli osoby żyjące w wymuszonym celibacie. Co więcej, w mainstreamowych mediach często przedstawia się ich jako źródło zagrożenia dla społeczeństwa, jako potencjalnych terrorystów. Czy mamy do czynienia z rozdmuchanym problemem i demonizowanym zjawiskiem, czy też z kwestią, która powinna być potraktowana przez państwo z odpowiednią powagą i troską?

Kto panuje nad narracją

Słowo „incel" powstało ze zbitki angielskich wyrazów „involuntary celibacy" („niedobrowolny celibat") lub „involuntary celibate" („żyjący w niedobrowolnym celibacie"). Za inceli są więc uznawane osoby, które chcą wejść w związek miłosny lub uprawiać seks, ale z różnych przyczyn tego nie mogą zrobić. Choć teoretycznie incelami mogą być kobiety, to określenie to stosuje się niemal wyłącznie wobec mężczyzn. Często bywa ono nadużywane. Jeśli więc swoimi argumentami w internetowej dyskusji doprowadziliście feministkę do łez, to nazwie was ona incelem. Inceli szufladkuje się również politycznie, niejako z automatu przypisując ich do skrajnej prawicy. W polskojęzycznej Wikipedii hasło „incelizm" jest więc napisane w nieco stalinowskiej poetyce i możemy się z niego dowiedzieć choćby tego, że incele „głoszą reakcyjne postulaty na temat stosunków damsko-męskich".

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że pojęcie „incel" zostało stworzone przez kobietę. W 1993 r. po raz pierwszy użyła go studentka kanadyjskiego Uniwersytetu Carleton o pseudonimie Alana. Stworzyła to pojęcie w dobrej intencji. Obserwowała, z jakim niezrozumieniem traktowani są studenci nieaktywni seksualnie lub mający pecha w związkach, i postanowiła stworzyć projekt dający im wsparcie psychiczne. Założyła pierwszą listę mailingową a później stronę internetową dla inceli. Na początku XXI w. zaczęły powstawać kolejne witryny, a wraz z dynamicznym rozwojem internetu incele tworzyli swoją specyficzną subkulturę i filozofię.

„Incel (...) to osoba, która chce być w kochającej relacji, jednak nie może odnaleźć partnera pomimo swoich największych starań. Incele chcą być kochanymi oraz kochać. Bycie incelem to »stan bycia«, nie identyfikacja. To nie ruch, ideologa lub zachowanie. Nie ma w niej nic politycznego" – czytamy na stronie Incels.co, jednej z głównych incelskich witryn. I jak tu nie czuć do tych ludzi sympatii? Lektura ich świadectw i przemyśleń bywa jednak depresyjna. Na incelskich forach możemy przeczytać głównie o porażkach. Są więc relacje ludzi, którzy seryjnie są odrzucani przez kobiety na portalach randkowych. Niektórzy dostali już „kosza" po kilkaset razy.

Incele narzekają na olbrzymie nierówności na rynku matrymonialnym. Chyba żaden z nich nie uważa się za przebojowego przystojniaka. Zwykle widzą w sobie przeciętniaków, a przekonani są, że kobiety są zainteresowane tylko i wyłącznie przebojowymi bogatymi playboyami. W ich narracji można często spotkać się z argumentem, że 80 proc. kobiet pragnie związku jedynie z 20 proc. mężczyzn stojących najwyżej w hierarchii. Owi mężczyźni z „górnych 20 proc." nazywani są przez nich „Chadami". Ładniejsze dziewczyny, które lgną do Chadów, nazywane są „Stacey", a te przeciętne, które mimo wszystko chcą się wiązać z bogatymi playboyami, są określane jako „Betty". W narracji inceli problemem są więc nierealne oczekiwania kobiet wobec partnerów. To, że nawet mało urodziwa i nudna dziewczyna nie chce się wiązać z przeciętniakiem i liczy na to, że wybierze ją przystojny, wysoki i bogaty playboy przebierający w dziewczętach o urodzie supermodelek. „Każda kobieta, nawet jeśli jest otyła i zdeformowana, wcześniej czy później znajdzie jakiegoś adoratora. Jeżeli kobieta mówi, że jest samotna, oznacza to, że nie chcą jej samcy alfa 8/10, bo dla nich atencja od osobników mniej atrakcyjnych to nie atencja" – napisał w tekście „Kilka faktów i mitów o incelach" na portalu Wykop użytkownik „zero_dwa". Incele wskazują, że te nierealne oczekiwania wśród kobiet i nierówności na rynku matrymonialnym są skutkiem rewolucji seksualnej z lat 60. a także „kultu kobiety" zakorzenionego w kulturze zachodniej.

Problem zawyżonych oczekiwań kobiet nie jest wcale wydumany i wiąże się on często ze zmianami społecznymi. Na przykład z tym, że w Polsce kobiety z obszarów wiejskich często przenoszą się do miast, by tam studiować i robić karierę. Nawet jeśli ich „kariera" polega na bezsensownym przekładaniu papierków w jakiejś korporacji lub siedzeniu na kasie w supermarkecie, to z reguły nie chcą wrócić na wieś i rozglądają się za miejskimi chłopakami. Na wsiach zostaje natomiast „na gospodarce" sporo młodych mężczyzn, którzy choć są często przystojni, poukładni i są właścicielami domów, o których miastowi mogą pomarzyć, to nie mogą znaleźć partnerki (stąd popularność programów takich jak „Rolnik szuka żony".) W USA zauważono natomiast korelację między odsetkiem samotnych mężczyzn a dezindustrializacją prowincji. Tam, gdzie spadła możliwość znalezienia dobrze płatnej pracy, tam mężczyźni mają mniejsze szanse na założenie rodziny. W wielu krajach dodatkową przeszkodą w znalezieniu partnerki dla przeciętniaka są obłędnie wysokie ceny nieruchomości.

Incele twierdzą, że kobiety, mając do wyboru sensownego, grzecznego chłopaka i „bad boya", zwykle wybiorą łobuza. Ta teza wydaje się być na pierwszy rzut oka absurdalną generalizacją, ale jest w niej ziarno prawdy. Dowiedli tego choćby dowcipnisie z portalu Wykop, którzy na portalu randkowym Tinder założyli fałszywe konto 24-letniego Klaudiusza. Na jego profilu wkleili zdjęcia jakiegoś modela. W kilka dni odezwało się do tego fejka ponad 600 dziewczyn. Śliniły się do niego, choć Klaudiusz traktował każdą z nich ostentacyjnie chamsko. Nie przeszkadzało im nawet to, że wyzywał je od „k... ". Umawiał się z nimi o absurdalnych godzinach, w podejrzanych miejscach, w fatalną pogodę. A one stały tam i czekały nawet po kilka godzin, aż po nie przyjdzie. Jedna, ponoć głęboko wierząca katoliczka, by pójść z nim na randkę, urwała się z rodzinnej wieczerzy wigilijnej. Podobny eksperyment przeprowadzono też w USA. Lipny przystojniak pisał na swoim koncie na Tinderze, że siedział w więzieniu za sześć gwałtów na dzieciach. Nie mógł się opędzić od miłosnych propozycji. „Muszę Cię zresocjalizować przystojniaku" – pisały do niego dziewczyny spragnione wrażeń. Seryjni mordercy też mają swoje wielbicielki. Mnóstwo listów od nich dostawał m.in. Issei Sagawa, Japończyk, który zabił i zjadł swoją francuską koleżankę. A ileż to Polek świadomie związało się ze „złymi chłopcami", wierząc w to, że „łobuz kocha mocniej", i później wylądowało w schronisku dla maltretowanych kobiet?

Mroczne strony

Nie da się ukryć, że na incelskich forach często można znaleźć dużo pogardy wobec przedstawicielek drugiej płci. Kobiety bywają więc tam czasami przedstawiane jako głupie, roszczeniowe i niezdolne do żadnych wyższych uczuć. Choć incele są często szufladkowani jako skrajna nacjonalistyczna prawica, to często gardzą oni kobietami z własnego narodu. Polki nazywane więc są „p0lkami" (zawsze z małej litery i z zerem zamiast litery „o"), a chwalone bywają za to „mniej zepsute" Ukrainki i Białorusinki. Niektórzy incele fantazjują o gwałtach czy też o tym, by państwo – po marksistowsku – przydzielało kobiety „seksualnym proletariuszom". Traktować to jako zwykły wyraz frustracji w internecie, wisielczy humor, trolling czy też jako zapowiedź radykalnych działań, przekraczających przyjęte normy społeczne?

Dochodziło już do sporadycznych przypadków aktów terrorystycznych dokonywanych przez inceli. Jednym z najbardziej znanych z nich była masakra w kalifornijskim mieście Isla Vista w 2014 r. 22-letni Elliot Rodger najpierw zastrzelił dwie studentki, potem ostrzelał kawiarnię, zabijając jednego studenta, a później przejechał samochodem trzy osoby, po czym popełnił samobójstwo. Wcześniej wielokrotnie narzekał w internecie na frustrację seksualną i mówił, że nienawidzi kobiet oraz Chadów. Czynem Rodgera zainspirował się w 2018 r. 25-letni Kanadyjczyk Alek Minassian, który rozjechał dziesięć osób w Toronto. Wcześniej zamieścił na Facebooku wpis: „Bunt inceli już się rozpoczął. Obalimy wszystkich Chadów i wszystkie Stacey. Pozdrawiamy najwyższego dżentelmena Elliota Rodgera!". Polskojęzyczna Wikipedia podaje, że incele są odpowiedzialni za akty terroru, w których zginęło łącznie 67 osób. Wśród nich wymienia jednak przypadki, które trudno jednoznacznie sklasyfikować jako działanie inceli. Część z nich miała bowiem motyw rasistowski, często sprawcy cierpieli na różne zaburzenia psychiczne, a ich poczytalność była wątpliwa. Akty terroru dokonywane przez inceli są więc na razie bardziej przypadkami psychiatrycznymi niż politycznymi. Ruch może się jednak w przyszłości radykalizować.

– Subkultura inceli kojarzona jest zwykle z ruchem alternatywnej prawicy, jednakże jej przedstawiciele mogą być także podatni na propagandowy przekaz organizacji promujących radykalny islamizm. Tym, co ich przyciągnie, będzie atrakcyjna wizja zaaranżowanego małżeństwa z kilkoma kobietami podporządkowanymi woli mężczyzny. Podobny scenariusz można wyczytać w powieściach Michela Houellebecqa, w których poznajemy drogę seksualnych pariasów świata zachodniego, dla których muzułmańskie małżeństwo stało się powrotem do życia – mówi „Plusowi Minusowi" Łukasz Czajka, filozof kultury z Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.

Jeśli taki scenariusz się ziści, to winę za niego będą ponosili wszyscy ci, którzy szufladkują inceli jako niebezpiecznych prawicowych ekstremistów, nie dostrzegając w nich osób wykluczonych i potrzebujących pomocy. – Silne upolitycznienie dyskusji o incelach utrudnia prowadzenie dialogu, którego celem byłaby deradykalizacja mężczyzn pogrążonych w egzystencjalnym kryzysie. Jeśli już samo skojarzenie kogoś z incelizmem wywołuje lawinę ataków, szykan i ostracyzmu, to się okazuje, że wielu mężczyzn pozbawionych jest forum, na którym można w cywilizowany sposób wyrazić swoje niezadowolenie z własnej sytuacji życiowej i otrzymać kompleksowe wsparcie psychologiczne, jeśli takowe jest potrzebne. Muszą to być grupy wsparcia, w których nie akceptuje się przemocowych zachowań, ale wskazuje się na alternatywne sposoby radzenia sobie z lękami społecznymi, depresją, samotnością i towarzyszącym im gniewem – dodaje Czajka.

Kontemplowanie frustracji

Wielkim paradoksem jest już samo to, że incele istnieją, mimo niezwykle rozwiniętego seksbiznesu. Co prawda na obszarach wiejskich lub w małych miasteczkach rynek seksualny często nie istnieje, ale przecież w wielkich miastach prostytucja jest łatwo dostępna, a młode, dobrze wyglądające dziewczyny parają się tą profesją zaskakująco często. W Europie Zachodniej pojawiały się już pomysły, by osoby „wykluczone seksualnie" dostawały talony na wizyty u pań lekkich obyczajów. Futurolodzy snują wizję, w której bardzo realistyczne, dopasowane do potrzeb klienta, seksroboty będą z czasem coraz bardziej zastępować kobiety w roli partnerek seksualnych. Sami incele wydają się jednak być tym mało zainteresowani. Przeważają wszak wśród nich „grzeczni chłopcy". Większości z nich zależy nie tyle na seksie, co na poczuciu bycia w związku. Są oni nie tyle ofiarami pornografii, co ofiarami komedii romantycznych i oczekiwań społecznych.

Niektórzy więc podpowiadają im, by odkryli w sobie „wewnętrznego Chada". Popracowali nad sobą i zdobyli dziewczynę. Jest mnóstwo wyspecjalizowanych „artystów podrywu", którzy uczą ich, jak „wyrwać laskę" w klubie. Część tych „artystów" reprezentuje podobnie żenujący poziom jak większość coachów biznesowych. Są też ludzie przekonujący inceli, że związek z kobietą nie jest im potrzebny do szczęścia. Reprezentanci ruchu MGTOW („Men Going Their Own Way", czyli „mężczyźni idący swoją własną drogą") uważają, że nie ma co się wiązać na dłużej z jedną kobietą, znosić jej zachcianki i humory, wykosztować się na ślub, zadłużyć na mieszkanie, niańczyć dzieci i ryzykować, że się straci majątek w trakcie rozwodu. Lepiej cieszyć się życiem, a kobiety traktować tylko jako przygody i nie oczekiwać od nich niczego wielkiego. Swoją receptę ma też nurt chrześcijański, według którego należy przede wszystkim modlić się o dobrą partnerkę, pracować nad sobą i szukać w kobietach dobrego serca. Wszystkie te nurty traktują jednak incelizm jako bezproduktywne użalanie się nad sobą i kontemplowanie własnej frustracji.

– Błądząc w ślepych zaułkach incelizmu, stajemy się podobni do więźniów platońskiej jaskini, którzy żyją w świecie cieni, czyli niebezpiecznego połączenia pornografizacji życia codziennego, kultu szybkiego sukcesu wzmacniającego strach przed porażką, nihilistycznego defetyzmu i niepotrzebnej autowiktymizacji oraz wygórowanych oczekiwań stawianych kobietom przy jednoczesnym wymaganiu akceptacji własnych błędów i słabości. Taka sytuacja potrzebuje metanoi, czyli przemiany serca i umysłu. Wyjście z jaskini wymaga odwagi, odwagi przemiany życia, życia własnego i innych, których napotkamy na drodze wstępowania ku górze, ku światłu poza jaskinią, poza iluzorycznym i toksycznym światem niektórych mediów społecznościowych. Nie ma szybkiej pigułki czyniącej życie piękniejszym, jest jedynie trud wzrastania ku pełni człowieczeństwa w niełatwej relacji z innymi – wskazuje Czajka.

Dróg na wyjście z incelizmu jest więc wiele. Można stać się świętym lub dziwkarzem, nihilistą lub idealistą. Wystarczy działać i nie dać się zaszufladkować. Społeczeństwo musi też jednak przestać postrzegać inceli jako niebezpiecznych ekstremistów i dostrzec w nich ludzi, którym warto pomóc. 

To, co napiszę, jest już w wielu krajach Zachodu uznawane za „mowę nienawiści": są tylko dwie płci, a na ich predyspozycje, wybory życiowe i mentalność duży wpływ mają czynniki biologiczne. To właśnie biologia determinowała ewolucyjne strategie przetrwania obu płci oraz ich tradycyjne role społeczne. To ona też sprawiała, że kobiety często traktowano jako „zasób strategiczny". Choć wielokrotnie się zdarzało, że kobiety odgrywały marginalną rolę w kreowaniu cywilizacji (czego sztandarowym przykładem jest starożytna Grecja), to jednak bez ich zdolności rozrodczych i poświęcenia w opiece nad dziećmi i ogniskiem domowym cywilizacja nie mogłaby przetrwać. Kobiety były też cennym łupem wojennym. I to nie tylko dla koczowniczych ludów z Wielkiego Stepu. Wszak jednym z mitów założycielskich Rzymu było porwanie Sabinek (kobiet z plemienia Sabinów). W dostępie do tego „dobra strategicznego" zawsze istniały nierówności. Władcy, wodzowie i plutokraci otaczali się haremami i kochankami, a dla biedaków zostawała monogamia, tanie prostytutki lub samotność. Rządzący zdawali sobie sprawę, że istnienie dużej liczby sfrustrowanych seksualnie mężczyzn grozi niepokojami społecznymi. Tolerowano więc, a często nawet wspierano prostytucję.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi