Przewodniczący PO Grzegorz Schetyna podczas wojewódzkiej konwencji partii w Krakowie zapowiedział, że w razie wygranej w wyborach parlamentarnych w 2019 r. Platforma nie będzie dążyła do ustawowego podniesienia wieku emerytalnego. Wyjaśnił, że po wycofaniu się przez rząd PiS z reformy emerytalnej przeprowadzonej przez rząd PO–PSL nie ma politycznych warunków do ponownej podwyżki wieku emerytalnego.
Ta wypowiedź może zaskakiwać, bo powrót do wieku emerytalnego 60/65 lat jest najbardziej szkodliwą decyzją rządu PiS po objęciu władzy w 2015 r. W warunkach niekorzystnych trendów demograficznych we wszystkich krajach UE podnosi się wiek emerytalny, aby zapewnić w przyszłości godziwe emerytury i uniknąć załamania finansów publicznych. Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym wiek emerytalny został obniżony, choć wskaźnik obciążenia demograficznego osobami starszymi (65+) to już 24 proc., a do 2050 r. przekroczy 40 proc. Przy utrzymaniu obniżonego wieku emerytalnego większość emerytów będzie otrzymywała głodowe emerytury, a pracująca część społeczeństwa będzie obciążona wysokimi daninami na sfinansowanie tych wydatków.
Rozwiązanie dylematu
Jednak większość Polaków chce mieć możliwość przejścia na emeryturę jak najwcześniej. Szef PO ma rację, że brak politycznej możliwości podniesienia wieku emerytalnego. Stawia to rządzących przed dylematem: jak uniknąć katastrofy finansów publicznych, a zarazem zapewnić godziwy poziom przyszłych emerytur. Przedstawiam propozycję rozwiązania tego dylematu poprzez stworzenie silnych bodźców ekonomicznych do dobrowolnego wydłużenia aktywności zawodowej za pomocą systemu dopłat z budżetu do składek emerytalnych. Jego zalety to zapewnienie znacznie wyższych emerytur przyszłym emerytom, wyraźna przewaga korzyści finansowych nad kosztami oraz całkowicie dobrowolny charakter.
Dopłaty do składek emerytalnych, które można nazwać premiami za aktywność zawodową, wynosiłyby 50 proc. ustawowej wysokości składki emerytalnej wpłacanej do ZUS i przysługiwałyby wszystkim pracującym kobietom w wieku 61–67 lat oraz pracującym mężczyznom w wieku 66–67 lat. Dzięki nim kapitał składkowy osób kontynuujących pracę po 60./65. roku życia rósłby dużo szybciej. Średnia emerytura dla osób korzystających z programu premii wzrosłaby w przypadku kobiet o 66 proc., a mężczyzn o 16 proc., przy założeniu, że one i oni pracowaliby do 67. roku życia.
Wyższe emerytury
Dla oszacowania kosztów budżetowych programu premii zakładam, że skorzysta zeń połowa osiągających ustawowy wiek emerytalny i będzie pracować do 67 lat (to prawdopodobnie maksymalny koszt programu, biorąc pod uwagę, że 80 proc. uprawnionych przechodzi na emeryturę w najwcześniejszym możliwym terminie). Koszty te wyniosłyby w pierwszym roku 0,6 mld zł, by stopniowo urosnąć po siedmiu latach do 2,7 mld zł. Byłyby jednak z dużą nadwyżką pokryte przez spadek wydatków emerytalnych ZUS, dodatkowy wzrost składek do ZUS oraz pośrednie korzyści z większego zatrudnienia i większych dochodów ludności.