Siergiej Guriew, jeden z najbardziej znanych rosyjskich ekonomistów, stwierdził w jednym z wywiadów, że jego kraj dysponuje wszystkimi czynnikami, które mogłyby przynieść szybki wzrost gospodarczy, jak choćby wyjątkowo dobrze wykształcone społeczeństwo. Dodał jednak, że dzisiaj nie ma na to szans, ponieważ scentralizowanie władzy i ograniczanie swobód obywatelskich prowadzi do wyłączania mechanizmów rynkowych.
Siła decentralizacji
Centralizacja władzy jest używana do kontrolowania społeczeństwa. Gospodarce jednak potrzebna jest demokracja, ponieważ stabilny wzrost gospodarczy wymaga, by w kraju, który dba o swoją gospodarkę, istniało wiele niezależnych instytucji, z których jedne stabilizują tempo wzrostu (jak bank centralny i nadzór finansowy), a inne starają się, by jak najlepiej miały się wolny rynek i konkurencja, bez których silnik gospodarki nie ma ciągu.
Powie ktoś: – Co też pan tu pisze? Przecież w ciągu ostatnich kilku dekad rósł poziom oligopolizacji amerykańskiej gospodarki, przez co stawała się coraz mniej efektywna. Nawet linie lotnicze zostały tam już tylko cztery, a konkurencja pomiędzy firmami oferującymi dostęp do internetu niepokojąco słabła.
To wszystko prawda, ale kraje demokratyczne mają zdolność do dokonywania reform prorynkowych. Gdy ostatnio prezydent Biden ogłaszał program mający przynieść zmniejszenie stopnia oligopolizacji gospodarki USA, posłużył się cytatami z książki „Wielki odwrót" francuskiego ekonomisty Thomasa Philippona, w której opisał on skutki odchodzenia Amerykanów od wolnego rynku.
A jeśli złożymy w całość wszystko, co robi Joe Biden, to okaże się, że chce, by w Ameryce było znowu więcej wolnego rynku i więcej świadczeń społecznych. I powinno się to udać, ponieważ Ameryka ma wciąż silne instytucje, a demonopolizacja je wzmocni, zmniejszając siłę lobbingu.