W „Rzeczpospolitej" 2 sierpnia ukazał się tekst Mariana Goryni „Dokąd zmierzają nauki ekonomiczne" stanowiący kolejną odsłonę dyskusji o przyszłości tej dziedziny. Autor przypomina m.in., że w wyniku tzw. reformy Gowina pojęcie nauk ekonomicznych zniknęło z oficjalnej klasyfikacji dziedzin nauki w Polsce. Niestety, należą one do największych „poszkodowanych" nowej klasyfikacji nauki w Polsce. W przypadku innych dziedzin, które ten status utraciły (np. nauki prawne, nauki fizyczne, czy nauki leśne), najczęściej w nowej klasyfikacji pozostała jednak wcześniejsza nazwa, tyle tylko, że z poziomu dziedziny przeniesiona na poziom dyscypliny.
Czas pokaże, czy związki nie tylko formalne, ale przede wszystkim realne między zupełnie nową dyscypliną, czyli geografią społeczno-ekonomiczną i gospodarką przestrzenną i pozostałymi dwiema powstałymi na bazie wcześniejszych składowych nauk ekonomicznych, czyli ekonomią i finansami oraz naukami o zarządzaniu i jakości, okażą się na tyle silne i istotne, że te trzy dyscypliny będą rzeczywiście funkcjonować w przestrzeni naukowej jako to, co Marian Gorynia nazywa subdziedziną nauk ekonomicznych.
Jak lekceważono gospodarcze „wirusy"
Drugi element wspomnianego tekstu, do którego chciałbym nawiązać, to fragment, w którym autor broni ekonomii (przyjmijmy, że to tej dyscypliny przede wszystkim uwagi dotyczą) przed zarzutem nienadążania za zmianami rzeczywistości. Używa bardzo obrazowego porównania z medycyną, która „jest zazwyczaj spóźniona, przecież nie da się wynaleźć lekarstwa albo szczepionki na nowego wirusa, zanim on się pojawi". To prawda, że najpierw generalnie odkrywa się wirusa, a potem szuka się antidotum.
Trzymając się jednak porównań do świata medycznego można jednak zadać pytanie, a co jeśli wirus już by był, a niektórzy medycy by go lekceważyli i twierdzili, że nie ma czym się przejmować lub proponowali błędną terapię? Co jeśli na dodatek ci lekceważący okazaliby się nie jakimiś outsiderami, których w ramach każdej profesji można znaleźć, ale wręcz koryfeuszami medycyny?
Krytycy ekonomii dość łatwo znajdują przykłady nawet noblistów ekonomicznych, którzy w niektórych swoich wypowiedziach lekceważyli lub negowali „wirusa". Robert Lucas, noblista z 1995 r., w 2003, a więc kilka lat przed kryzysem finansowym, stwierdził, że „podstawowy problem zapobiegania depresji został rozwiązany". Eugene Fama, noblista z 2013 r., ma na koncie wypowiedź z 2007 r., kiedy zaczynał się kryzys tzw. kredytów subprime: „Słowo bańka doprowadza mnie do szału".