Okazuje się, że tylko w 2014 roku rzeczywiście Węgry szybko się rozwijały. Zasługa Orbána bardziej polega na powstrzymaniu przed kryzysem zadłużenia i bałaganu finansowego, w jaki kraj wpędziły poprzednie rządy. Jak na pasztet, który pozostawiły, Orbán znakomicie poprawił stan budżetu i bilansu płatniczego.
I tak sobie studiowałem dane Komisji Europejskiej, aż dostrzegłem, że ich prognozy, które publikują kilka razy do roku, są nic niewarte. W przypadku Węgier w 2012 roku Komisja prognozowała stagnację w produkcie krajowym brutto, niewielki spadek inwestycji i wysokie bezrobocie. Było dokładnie odwrotnie. Produkt krajowy przyspieszył ciągnięty m.in. przez szybko rosnące inwestycje.
Pytanie, czy Komisja swoje prognozy brała z sufitu, czy istotny był czynnik psychologiczny – rosnąca niechęć do konserwatywnego i niekonwencjonalnego postępowania premiera Węgier.
Myślę, że zadecydował jednak błąd w modelach ekonometrycznych, ponieważ prognozy dla Polski również okazały się nietrafne, chociaż w nieco mniejszym stopniu niż dla Węgier. Mówiąc szczerze, błędy w krótkoterminowych prognozach Komisji Europejskiej dysponującej ogromnymi pieniędzmi zaskoczyły mnie, a wielu ludzi nawet o nich nie wie, także ekonomistów.
Przyczyna jest prosta – czytamy w podnieceniu prognozy, zakładając po cichu, że są prawdziwe. Idziemy świętować lub utopić żale, zamiast sprawdzić, czy dana instytucja przewiduje z sensem czy nie. Nie dość, że nie czytamy wyników, to jeszcze nie porównujemy między poszczególnymi instytucjami. Jest to przypadłość nie tylko polska. Dopóki mogłem, też zaczytywałem się w różnych prognozach, ale potem nie sprawdzałem, czy były sensowne czy nie. Jest charakterystyczne, że niektóre instytucje często je korygują – między innymi Bank Światowy, MFW i Komisja Europejska.