Czesław Miłosz i jego sekrety

„Miłosz w Krakowie” Agnieszki Kosińskiej to fascynujący dziennik sekretarki noblisty. Premiera w czwartek.

Publikacja: 04.05.2015 21:00

Czesław Miłosz w krakowskim mieszkaniu

Czesław Miłosz w krakowskim mieszkaniu

Foto: Archiwum Znak

Kosińska jest jak medium, a finał spirytystycznego seansu, którym staje się pasjonująca lektura jej dziennika taki, że stajemy się współuczestnikami spowiedzi poety na łożu śmierci, a także dialogu o najbardziej intymnych jego przeżyciach.

Wielka miłość

Dramatyczne jest wspomnienie pierwszej – jeszcze wileńskiej – miłości do Jadwigi Tomaszewicz, związanej potem z Sergiuszem Piaseckim. On, uczestnik wojny 1920 roku, oficer Dwójki, ale i awanturnik, przemytnik, więzień w Świętym Krzyżu, napisał autobiograficzną powieść „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy". Miłosz występuje w niej jako Narcyz, który rozkochał starszą o rok studentkę i pozostawił z dzieckiem, które ona, córka ginekologa, usunęła.

Antykomunista Piasecki nienawidził Miłosza również za inną zdradę: pracę w dyplomacji PRL. Pomimo dwóch małżeństw – z Janiną i Carol – to właśnie Jadwiga, żyjąca po wojnie w Giżycku z piętnem dramatycznej przeszłości, wyrasta na najważniejszą kobietę w życiu poety. Był do niej silnie przywiązany aż po grób.

Kochał ją, bo go nie potępiała. Korespondowali, lecz już nigdy się nie spotkali – pechowo, jak Tristan i Izolda. Zmarła tuż przed przylotem Czesława do Sopotu. W kartce z grudnia 1983 roku pisała: „W tym świątecznym czasie cofnij się na ulicę Portową, pójdź w nasze wysokie pokoje, stań pod piecem i wspomnij czasy niewinności". Kosińska nie ma wątpliwości: Jadwiga rozumiała największą tęsknotę dojrzałego Miłosza: za niewinnością i krokiem wstecz – do Wilna, skąd nigdy, Jadwiga i on, mentalnie nie wyemigrowali.

Serial o rodzinie

Proszę sobie wyobrazić, że król polskich poetów uwielbiał kolejne odcinki „Złotopolskich", wzgardzanych przez polską inteligencję. Dzwoniąc z Ameryki, zwierzał się: „One są bardzo dobre". Kosińska znajduje w fascynacji familijną telenowelą klucz do rodzinnych problemów Miłosza związanych z synem, którego depresja i nieprzystosowanie do życia stały się największą życiową troską pisarza.

Pochłaniał też w oryginale cykl o Harrym Potterze. Uwielbiał Pottera, bo przypominał mu lektury z dzieciństwa, w tym „Gucia zaczarowanego". Oglądał japońskie bajki, których okrucieństwa Kosińska nigdy nie akceptowała, sprawiedliwość triumfuje w nich bowiem w cudowny sposób, deus ex machina – nie stanowiąc stałego fundamentu rzeczywistości. Polemizując z Miłoszem, Kosińska cytuje Henry'ego Millera: „Gdy gówno stanie się cenne, biedacy będą się rodzić bez odbytu".

W upodobaniu do bajek ujawniała się społeczna wrażliwość Miłosza wyrażona m.in. w „Głosach biednych ludzi" czy reprodukowanym na pomniku Stoczniowców w Gdańsku wierszu „Który skrzywdziłeś". Zawsze podkreślał swój szacunek dla Orzeszkowej i Konopnickiej. Za to, że opisywały społeczną biedę.

Wstawał rano, by napisać wiersz. Notatki robił wiecznym piórem w zeszytach zwanych staroświecko kajetami. Lubił siedzieć w kuchni, obracać ciastkiem, nadgryzać je i wspominać litewskie śliżyki z makiem i miodem. Po podróży kładł się na łóżku i przebierał nogami do góry jak bobas; albo skakał pilotem po telewizyjnych kanałach. Pomimo takich dziecinnych odruchów na tle przyjaciół i konkurentów był osobą charyzmatyczną, która wywoływała mieszaninę podziwu i obawy.

„Panisko, bez dwóch zdań" – pisze Kosińska. A przecież żył normalnie, skromnie. Meble do krakowskiego mieszkania kupiono w Ikei. Przerywał pracę redaktorską z myślą o wódeczce, komentując: „Przecież nie będziemy się katować". Kosińska podkreśla: „Miłosz naprawdę dba o tych kilka praktycznych rzeczy: żeby wódeczka się zawsze mroziła, pogoda dobra była, książka odpowiednia, towarzysz inspirujący". Powracał myślami do listu Gombrowicza: „Zwróć uwagę na stronę fizyczną, bo wszystkim wydaje się, że moralno-duchowe racje najważniejsze, a tymczasem prawie zawsze jest na odwrót".

Poza Gombrowiczem główne role na kartach liczącego 700 stron dziennika grają Wisława Szymborska, Jarosław Iwaszkiewicz, Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz Różewicz, Zbigniew Herbert.

Cykl o Panu Cogito uważał za słabszy, bo nazbyt programowy, ale na miesiąc przed śmiercią Zbigniewa wykonał przyjacielski telefon i pojednał się z nim po latach sporów. Podczas pogrzebu złożył na grobie poety czerwoną różę. Reprodukcja pocztówki od Herberta przedstawia nogę słonia ponad ptaszkiem i proszalny podpis: „Nie depcz".

Szymborskiej nie uważał za intelektualistkę. Gdy zachwycała się brzozami, mówił: „Brzoza to nie drzewo, dąb to jest drzewo". I mówił chyba o nich samych.

Z satysfakcją, a i lekką pychą pisał do Sztokholmu pismo popierające kandydaturę Herlinga-Grudzińskiego do Nagrody Nobla. Nigdy niewysłane, bo jak się okazało, przyjaciel z Neapolu był bez szans. Namaszczenia do własnych laurów nie miał. Statuetki Nike, najważniejszej nagrody literackiej w Polsce, nie rozpoznawał, a przecież wygrał ją w rywalizacji z Zygmuntem Kubiakiem – który wyszedł z uroczystości obrażony.

Z Różewiczem

Potrafił być też okrutny, a może po prostu szczery. Spotkanie w Krakowie z Józefem Maślińskim, jedynym żyjącym oprócz niego przedstawicielem poetyckiej grupy Żagary z Wilna, spointował: „Zamieniliśmy kilka słów, ale kontakt nie został podtrzymany".

Najserdeczniejsze stosunki utrzymywał z Tadeuszem Różewiczem, z którym nagrał rozmowę w słynnej garderobie Ludwika Solskiego w Teatrze im. Słowackiego. W tomie „Matka odchodzi" pan Tadeusz napisał: „z braterskim uściskiem!".

W niedzielę po mszy miał zwyczaj spotykać się na brunchu z parą wybranych przyjaciół. Wielokrotnie zmagajac się z cierpieniem, nie obwiniał o to Boga. Wolał podkreślić, że jest niedysponowany, niż oskarżać świat o brzydotę. „Nie po sposobie, w jaki człowiek mówi o Bogu, ale sposobie, w jaki mówi o rzeczach ziemskich, poznajemy najlepiej, czy jego dusza była w ogniu miłości do Boga".

Napisał „Odę na 80. urodziny Jana Pawła II" i cieszył się z korespondencji z papieżem, w której podkreślali znaczenie katolicyzmu. Ostatni kajet poety był zbiorem religijnych refleksji. Ostatnie zdanie brzmiało: „Siedzieliśmy po uszy w palącej się smole, wywieszając ozory spragnione choć kropli wody". Ostatnim słowem, jakie dopisał do wiersza, był tytuł „Dobroć".

Zmarł 14 sierpnia o godzinie 11 – dokładnie 24 lata po tym, jak Wałęsa przeskoczył płot w Stoczni Gdańskiej. Nie mógł patrzeć na to, jak dawne solidarnościowe elity rozhuśtały emocje Polaków. Jakby przypuszczał, że i wokół jego pogrzebu zrobi się polskie piekło i spotka go ostracyzm fanatyków. Po spowiedzi i sakramentach został pochowany na Skałce. Syn Toni martwił się o nieobecność księży. „Księży dostarczymy" – deklarowali przyjaciele. W trumnie, wraz z ciałem poety, spoczęła jego ulubiona Biblia Jakuba Wujka.

Kosińska jest jak medium, a finał spirytystycznego seansu, którym staje się pasjonująca lektura jej dziennika taki, że stajemy się współuczestnikami spowiedzi poety na łożu śmierci, a także dialogu o najbardziej intymnych jego przeżyciach.

Wielka miłość

Pozostało 96% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Literatura
„Sprawa Wagera” Davida Granna. Kanibale byli i są wśród nas
Literatura
Masłowska i ludzie bezradni. "Magiczna rana", ciąg dalszy polskiego chaosu i miraży
Literatura
Dorota Masłowska ma dokonać przełomu
Literatura
Europejska Noc Literatury z hasłem: „Wojny bogów” rusza 24 sierpnia we Wrocławiu