– Było głupim z mojej strony inwestować w WeWork. Byłem w błędzie – przyznał Masayoshi Son, japoński miliarder będący założycielem SoftBanku. Fundusz technologiczny należący do jego banku zainwestował w styczniu 2019 r. w WeWork 5 mld dol. Wówczas wyglądało to na obiecującą inwestycję. Spółka WeWork, oferująca coworkingową przestrzeń biurową na wynajem, była wyceniana aż na 47 mld dol. i uznawano ją za najdroższy start-up na świecie. Szykowała się wówczas do debiutu giełdowego, a jej prezes, stosunkowo młody (wówczas 40-letni) izraelsko-amerykański biznesmen Adam Neumann brylował w mediach niczym celebryta. W sierpniu 2019 r. WeWork przyznała w dokumencie złożonym regulatorom, że rok wcześniej poniosła 1,9 mld dol. straty netto. Szacowana wielkość planowanej oferty publicznej została obcięta z 30 mld dol. do 10–12 mld dol., a sama oferta odwołana. Neumann stracił stanowisko prezesa, a SoftBank przejął 80 proc. udziałów jego spółki za kolejne 5 mld dol. W październiku 2021 r. WeWork udało się w końcu wejść na giełdę za pomocą fuzji z tzw. spółką specjalnego przeznaczenia (SPAC), czyli firmą wydmuszką zbierającą od inwestorów pieniądze na przejęcia. Tuż po debiucie kapitalizacja WeWork wynosiła około 9 mld dol. W zeszły piątek, czyli w ostatni dzień notowań jej akcji, była już poniżej 45 mln dol. Mowa o spółce, która w 23 rundach finansowania zebrała od inwestorów łącznie 22,2 mld dol.
Gdy w poniedziałek wieczorem WeWork złożyła w nowojorskim sądzie wniosek o ochronę przed wierzycielami, nie było to wielkim zaskoczeniem. Już od dawna była przecież uznawana przez rynek za potencjalnego bankruta. W sierpniu sama przyznała regulatorowi, że ponosi takie straty, iż jej dalsze istnienie może być zagrożone. Wielu inwestorów zadaje sobie jednak pytanie: czy dało się uniknąć takiej spektakularnej katastrofy?
Czytaj więcej
WeWork, czyli spółka oferująca przestrzeń biurową, złożyła w nowojorskim sądzie wniosek o ochronę przed wierzycielami. W 2019 r. była ona wyceniana na 47 mld dolarów i uznawana za najwięcej warty start-up na świecie.
Ekscentryczny prezes
– Było dla mnie trudnym przyglądanie się od 2019 r. na uboczu temu, jak WeWork nie udało się wykorzystać produktu, który jest obecnie ważniejszy, niż kiedykolwiek był. Wierzę w to, że przy właściwej strategii oraz właściwym zespole reorganizacja pozwoli WeWork na powrót zakończony sukcesem – skomentował bankructwo swojej dawnej spółki Adam Neumann.
W 2008 r. poznał on na przyjęciu w Nowym Jorku Miguela McKelveya. Wspólnie wówczas wpadli na pomysł, by namówić właściciela pustego biurowca na urządzenie w nim „ekologicznych” przestrzeni coworkingowych na wynajem. Tak powstała ich pierwsza spółka – Green Office. W 2010 r. postanowili stworzyć sieć podobnych miejsc do pracy biurowej i założyli spółkę WeWork. Neumann deklarował później, że za ideą stworzenia tej firmy stała tęsknota za duchem wspólnotowym z izraelskich kibuców, którego jego zdaniem brakuje na Zachodzie.