Im wyższa inflacja, tym goręcej wokół Rady Polityki Pieniężnej i NBP. We wtorek sprawy przybrały bezprecedensowy obrót. Prezes NBP z czterema innymi członkami RPP zapowiedział „rozważenie skierowania zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa” wobec niewskazanych z nazwiska członków Rady. Dzieje się to dzień po tym, jak osoby wybrane przez Senat do RPP poskarżyły się na ograniczanie dostępu do pracowników NBP i siedziby banku, a wcześniej jedna z nich opublikowała własną wersję komunikatu po posiedzeniu RPP, na którym zostawiono stopy procentowe bez zmian mimo skoku inflacji do 17,2 proc.
Konflikt między rzecznikami miękkiej polityki pieniężnej a zwolennikami jej utwardzenia w trosce o wartość polskiego pieniądza tlił się już w RPP poprzedniej kadencji. Teraz wylał się na zewnątrz.
Czytaj więcej
Po tym, jak część członków RPP zarzuciła NBP ograniczanie im swobody działania, pięciu innych członków Rady, w tym Adam Glapiński, odpowiada zarzutem możliwości popełnienia przestępstwa.
W odpowiedzi prezes NBP i wspierająca go czwórka grożą prokuratorem i przypominają, że członkowie RPP wedle ustawy „powinni zachować niezależność”. O niezależności pisze w oświadczeniu dwóch byłych posłów PiS, wiceminister z partyjnego nadania i prezes NBP, który tuż przed głosowaniem Sejmu ws. jego drugiej kadencji wziął udział w posiedzeniu Klubu PiS w partyjnej siedzibie na Nowogrodzkiej.
Skutki wojny w RPP mogą być opłakane i mocniej odczuwalne przez Polaków niż np. spór wokół Trybunału Konstytucyjnego. Podstawowy cel Rady to dbanie o realną wartość złotego, czyli trzymanie w ryzach inflacji. Wydaje się, że zadanie to już dawno w jej kręgu straciło znaczenie, a zastąpiły je polityczne potrzeby.