Trzy pontifykaty: Jan Paweł II, Benedykt XVI, Franciszek I

Z poszczególnymi słowami i czynami ostatnich papieży można się zgadzać lub nie. Pewne jest jedno – kierują się dobrem Kościoła.

Aktualizacja: 02.04.2015 00:47 Publikacja: 01.04.2015 22:57

21 lutego 1998 roku Jan Paweł II wyniósł biskupa Jorge Bergoglio do godności arcybiskupa Buenos Aire

21 lutego 1998 roku Jan Paweł II wyniósł biskupa Jorge Bergoglio do godności arcybiskupa Buenos Aires

Foto: AFP

Jak porównać ostatnie trzy pontyfikaty, skoro tyle je różni i tak różną przyjmujemy wobec nich perspektywę?

Jan Paweł II to pontyfikat monumentalny, 27-letni, jeden z najdłuższych w historii Kościoła. Kardynał Wojtyła w chwili wyboru na papieża miał zaledwie 58 lat i od początku działał tak, jakby wiedział, że ma wiele czasu przed sobą. Priorytety zakreślił szeroko. Najogólniej papieską myśl przewodnią można by określić jako możliwie najlepsze dotarcie do współczesnego świata z orędziem Ewangelii. Dialog – wewnątrz Kościoła, w ramach chrześcijaństwa, z innymi religiami, zwłaszcza monoteistycznymi, ze szczególnym uwzględnieniem judaizmu, ze światem – ale z zachowaniem wyraźnej tożsamości Kościoła.

Dziś widzimy, że Jan Paweł II był jedną z najważniejszych postaci w historii świata. Dla nas był „naszym papieżem", kimś bliskim, kto wyszedł spośród nas i (wreszcie!) nas rozumie. Dał nam coś, na co czekaliśmy od zawsze: zrozumienie dochodzące z najwyższych kręgów świata. Był oczywiście kimś więcej, ale ten aspekt był dla nas ważny, jedyny i niepowtarzalny. W znacznej mierze to za jego sprawą stało się coś, co – po ludzku – nie miało prawa się wydarzyć: niemal bezkrwawo upadł komunizm.

Od jego śmierci mija właśnie dziesięć lat – i okazuje się, że dla wielu to bardzo, bardzo długo. Nieoczekiwanie wielu chciałoby, by ten gigantyczny pontyfikat jak najszybciej dał się zapomnieć.

Konsternacja i entuzjazm

Benedykt XVI to pontyfikat spraw najważniejszych. Trwał dużo krócej i sam papież wiedział, że tak będzie. Kardynał Ratzinger był w chwili swego wyboru 20 lat starszy od poprzednika. To dlatego skupił się nad tym, co najważniejsze. Encykliki – o wierze, nadziei i miłości – trzytomowe dzieło teologiczne o Jezusie, znaczące ograniczenie audiencji.

Papież z Niemiec był postacią wybitną, przede wszystkim to wielki teolog, ale na tle giganta nawet ktoś nieprzeciętny może wyglądać niepozornie. Benedykt wybrnął z tego najlepiej, jak można – podkreślał swój dług wobec poprzednika, któremu przez lata lojalnie towarzyszył, i nie kopiował go.

Na koniec ten konserwatysta zaszokował Kościół i świat, ustępując dobrowolnie z urzędu – jako pierwszy papież od setek lat. Uczynił to mimo braku zauważalnych oznak słabości – w kontraście do poprzednika, którego aż nadto widoczna choroba nie skłoniła do ustąpienia, choć tylu na to czekało, a niejeden podpowiadał, podkreślając (najczęściej obłudnie) troskę o Kościół i samego papieża... Benedykt XVI ustąpił bez widocznych nacisków. U jednych wywołało to podziw – często byli to ci, którzy wcześniej papieża krytykowali. U tych, którzy go cenili, jego decyzja wywołała raczej konsternację.

Wreszcie Franciszek – ten pontyfikat trwa dopiero dwa lata i tylko Pan Bóg wie, ile jeszcze potrwa. Dlatego ocena całościowa byłaby zdecydowanie przedwczesna. Na razie można uznać, że jest to pontyfikat znaków i powszechnego entuzjazmu.

Oficjalnych dokumentów jest niewiele i dostrzec w nich można kontynuację dotychczasowej nauki Kościoła. Papież przemawia przede wszystkim swą prostotą i zwyczajnością. Odcina się od (resztek) monarszego przepychu w papieskim urzędzie. Jan Paweł II traktował tę stronę swej posługi z dystansem, wręcz autoironią, ale się jej poddawał; Benedykt czuł się w tym świecie swobodniej; Franciszek go demonstracyjnie lekceważy. Stąd odmowa zamieszkania w papieskim pałacu, noszenie starych, wygodnych butów, „dobry wieczór" na początek publicznych wystąpień. Stąd improwizowany styl wypowiedzi.

Ten styl spotkał się z zachwytem większości – w Kościele i poza nim. Towarzyszą mu nadzieje na odnowę Kościoła – o różnej treści: od ożywienia apostolskiego ducha aż po radykalną zmianę nauczania w duchu od dawna podpowiadanym przez liberalne kręgi w Kościele, a zwłaszcza poza nim. W zachowaniu Franciszka nic – albo prawie nic (prócz nielicznych, specyficznie zinterpretowanych, wyrwanych z kontekstu wypowiedzi) – nie wskazuje jednak na to, by papież te liberalne oczekiwania miał zamiar spełnić.

Słowo i znak

Jan Paweł II – filozof i duszpasterz – to papież słowa i znaku równocześnie. Papieskie nauczanie to cała biblioteka, dziesiątki tysięcy stron. Najważniejsze dokumenty – encykliki – dotyczyły podstaw wiary (Chrystus jako Odkupiciel, Duch Święty), spraw społecznych (godność pracy, ale i wolność gospodarcza), stosunku wiary do nauki, wartości życia... Gdyby dodać do tego dokumenty niższej rangi i zwykłe wypowiedzi, nie mówiąc o papieskiej poezji, to sam skorowidz tematów zająłby wiele stron.

A przecież zapamiętamy też jego znaki. Spotkania z przywódcami religijnymi i politycznymi, ale i ze zwykłymi ludźmi. Kartka z modlitwą w szczelinie Ściany Płaczu, nawiedzenie synagogi i meczetu, międzyreligijne spotkanie modlitewne w Asyżu, sesje z najświetniejszymi umysłami świata w Castel Gandolfo... Jest jeszcze przeżywanie cierpienia na oczach świata, ale bez śladu ostentacji. Rany w zamachu zorganizowanym przez Sowiety (nie mam co do tego żadnych wątpliwości) i wieloletnia, pogłębiająca się choroba. Aż po tak ludzki gest, gdy tuż przed śmiercią Jan Paweł machnął zirytowany kartkami przemówienia, którego już nie mógł wygłosić. O ostatni znak zadbał osobiście Duch Święty, zamykając powiewem wiatru ewangeliarz na papieskiej trumnie.

Benedykt XVI – teolog – był przede wszystkim człowiekiem słowa. Napisał – jako głowa Kościoła – dużo mniej, ale to, co najważniejsze i o Tym Najważniejszym. Gesty słabiej mu wychodziły. Mówiono wręcz, że do spotkania w Asyżu podchodził – jeszcze jako kardynał – z rezerwą. Benedykt okazał za to zrozumienie dla tradycjonalistów, także lefebrystów, odwołując nałożoną, a właściwie stwierdzoną przez poprzednika ekskomunikę. Niestety, to zrozumienie okazało się jednostronne...

Paradoksalnie najmocniejszym gestem Benedykta okazało się jego odejście. Niewątpliwie przemyślane i przemodlone pozostawiło po sobie zamieszanie. No i było kolejnym krokiem przemiany władzy w Kościele z „rodzinnej" w bardziej formalną. Papież, jak wcześniej biskupi, odszedł z urzędu. Jego poprzednik pozostał Ojcem do końca.

Franciszek – papież znaku par excellence. Jego gesty, bardzo proste, spotykają się z powszechnym entuzjazmem. Widać, że tego właśnie potrzebują dzisiejszy świat i Kościół. Czasem trochę brakuje słowa, które mogłoby rozwiać wątpliwości co do znaczenia gestu. Papież duszpasterz ze wszystkich sił podkreśla znaczenie Bożego miłosierdzia – śladem swego wielkiego poprzednika. Oby tylko entuzjastom miłosierdzie nie pomyliło się z pobłażliwością...

Precyzja i żywiołowość

Jeśli coś różni trzech ostatnich następców św. Piotra, to z pewnością styl komunikowania się ze światem. Jan Paweł II był tu arcymistrzem. Perfekcyjnie łączył spontaniczność przekazu z kontrolą nad jego treścią. Każdy słuchacz miał wrażenie, że papież mówi właśnie do niego – a jednocześnie nie było wątpliwości, że żadne wypowiedziane słowo ani gest nie były przypadkowe. Jeśli Jan Paweł II odstępował od przygotowanego tekstu, czynił to w pełni świadomie – jak choćby w słynnym dopowiedzeniu w rzymskiej synagodze, w którym nazwał Żydów „starszymi braćmi w wierze".

Nad przekazem kurii czuwał papieski rzecznik Joaquin Navarro Valls – świecki, dziennikarz, świetnie rozumiejący świat mediów, superkompetentny i superlojalny. Mimo kłopotów z kurią nie było więc problemów z wychodzącym z niej w świat przekazem.

Benedykt XVI nie był mistrzem spontanicznej komunikacji, ale treść jego przekazu była precyzyjna i starannie przemyślana. Papież profesor teologii czasem jedynie zapominał, że nie jest na seminarium naukowym, gdzie słuchacze są kompetentni i mają dobrą wolę. Zwłaszcza ludziom mediów, pośredniczącym w przekazywaniu papieskich wypowiedzi, brakowało często i jednego, i drugiego. Stąd nieporozumienia, które w przypadku zacytowanej przez Benedykta w ratyzbońskim wykładzie oceny islamu spowodowały wręcz zamieszki w świecie muzułmańskim. Podobnie wyrafinowany wywód z dziedziny teologii moralnej o budzącym się poczuciu odpowiedzialności u homoseksualnej prostytutki spowodował, że Benedyktowi jak najniesłuszniej przypisano zamiar zmiany nauczania dotyczącego homoseksualizmu. No i zabrakło mu następcy Navarro Vallsa, zaczęły się też problemy z kurią – aż po skandal z wyciekiem kurialnych dokumentów.

Franciszek z kolei łączy spontaniczność wypowiedzi z ostentacyjnym brakiem troski o spójność przekazu. Stąd łatwość manipulowania treścią jego słów. Kto chce, może w nich usłyszeć, co tylko usłyszeć pragnie. Sławne papieskie bon moty są z pewnością najlepiej znaną częścią jego nauczania, mimo że wyrwane z kontekstu niewiele mówią o jego rzeczywistych intencjach. Jednak papież wydaje się tym zupełnie nie kłopotać. Najwyżej stara się je równoważyć bardziej przemyślanymi wypowiedziami, jak w przypadku porównania rodzin wielodzietnych do królików. Stara się oczywiście bezskutecznie – w obsesyjnie dziś skrótowym przekazie medialnym bon mot zawsze jest górą, no i wywód o wartości wielodzietności można zawsze zbyć, że „papież tak musiał powiedzieć"... A królicza metafora to niejedyny przykład.

Jan Paweł II miał wielkie poczucie humoru, ale było ono pełne ciepła, Franciszkowi zaś zdarzają się mocno niemiłe dla adresatów zgryźliwości.

W szeregu świętych

Tym, co łączy ostatnich trzech papieży, jest stanowcza reakcja na skandale obyczajowe. Ich ujawnienie dopadło Jana Pawła II, gdy był już poważnie chory i nie mógł im stawić czoła osobiście. Przekazał sprawę w ręce najgodniejsze – kardynała Ratzingera. Ten przyjął jednoznaczną linię, którą kontynuował jako papież. Jego następca poszedł tymi śladami.

Z poszczególnymi słowami i czynami ostatnich papieży można się zgadzać lub nie, nie ma jednak wątpliwości, że kierują się wyłącznie dobrem Kościoła – tak jak je rozumieją. Nie kieruje nimi wzgląd na dobro własne czy dynastii (a nieraz w przeszłości tak bywało).

Rozpieszczani przez Ducha Świętego, który przez ostatnie sto lat dał Kościołowi samych świętych papieży, uznaliśmy to za oczywistość. Dziś Jan Paweł II jest już „urzędowym" świętym – zresztą trudno o świętość bardziej oczywistą. Pozostali dwaj nie skończyli swej ziemskiej próby. Oby wpisali się w ten szereg świętych papieży.

Autor jest publicystą „Więzi"

Jak porównać ostatnie trzy pontyfikaty, skoro tyle je różni i tak różną przyjmujemy wobec nich perspektywę?

Jan Paweł II to pontyfikat monumentalny, 27-letni, jeden z najdłuższych w historii Kościoła. Kardynał Wojtyła w chwili wyboru na papieża miał zaledwie 58 lat i od początku działał tak, jakby wiedział, że ma wiele czasu przed sobą. Priorytety zakreślił szeroko. Najogólniej papieską myśl przewodnią można by określić jako możliwie najlepsze dotarcie do współczesnego świata z orędziem Ewangelii. Dialog – wewnątrz Kościoła, w ramach chrześcijaństwa, z innymi religiami, zwłaszcza monoteistycznymi, ze szczególnym uwzględnieniem judaizmu, ze światem – ale z zachowaniem wyraźnej tożsamości Kościoła.

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!