Oni nie korzystają z urlopów wypoczynkowych, nie chorują, nie biorą wolnego w poniedziałki. Ich życie to ciągła robota i nieustanne kłopoty. Nie potrafią inaczej funkcjonować. Choćby takie szkoły... Ile to zachodu? Wakacyjne miesiące to dla nich trudna pora. Jest sporo zadań samorządowych, a tu trafia się w miarę dobra oferta gruntownego remontu kompleksu szkół.
Jak tu jej nie zaakceptować? Jednak jest kłopot. Rada gminy nie przeznaczyła pieniędzy w budżecie, czy w planie finansowym na remont placówek dydaktycznych. Wójt nie może się z tym pogodzić. Chce walczyć dla dobra swoich gminnych owieczek i ich dzieciątek.
Wiadomo, że do zadań wójta należy wykonywanie budżetu gminnego, czyli to on – najogólniej mówiąc – ma kasę w kieszeni. A to już dużo. Może budować infrastrukturę komunalną, organizować przepływ pieniędzy między samorządowymi podmiotami, „kupować" ludzi, dawać pracę i gminne stanowiska. Jest organem wykonawczym gminy, co oznacza, że kieruje bieżącymi jej sprawami oraz reprezentuje ją na zewnątrz.
Nie ma jednak władzy nieograniczonej. Nie może wydawać pieniędzy, nie mając do tego budżetowego upoważnienia. Przekroczenie tego upoważnienia byłoby szkodliwe dla ładu finansów publicznych ze względu na naruszenie zasady planowości jako podstawowej reguły rządzącej finansami publicznymi. Wójt mógłby zostać także uznany za naruszyciela dyscypliny finansów publicznych, a to się nie opłaca.
Czyli co? Nie ma dobrego wyjścia? Tak źle jednak nie jest. Wójt musi się spieszyć i szybciutko poprawić budżet i uzyskać kontrasygnatę skarbnika. Wszystko po to, by zachować legalność i celowość wydatkowania budżetowych środków. Im szybcicj to zrobi, tym więcej wyremontuje przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Powodzenia.