Sądownictwo jest targane problemami dotyczącymi praworządności, na które nałożyły się nierozwiązane od lat problemy nierównomiernego obciążenia, przewlekłości, złego zarządzania sądami i braku pieniędzy. Za chwilę w dużych sądach zostaną już tylko sędziowie i być może… jeszcze paprotki.
Problem nierównomiernego obciążenia sprawami
Od lat Ministerstwo Sprawiedliwości nie podjęło się rozwiązania palącego problemu równomiernego obciążenia sądów w Polsce. W rezultacie nawet dla laika widoczne są różnice w dostępie do sądu. Tym samym czas oczekiwania na rozstrzygnięcie sprawy drastycznie się wydłuża w najbardziej obciążanych sądach. Doskonałym tego przykładem jest choćby warszawski wydział frankowy. Wydział ten jest bodajże największym wydziałem w historii polskiego sądownictwa i można się pokusić o stwierdzenie, ze przekracza on nawet niektóre sądy w Polsce. Obciążenie pojedynczego sędziego sięgające ponad 1500 spraw bije wszelkie możliwe rekordy. Przekłada się to na każdego pracownika, asystenta etc.
Czytaj więcej
Idei ugodowego zakończenia sporu nie da się zadekretować mocą ustaw. Potrzebna jest zmiana podejścia sądów, ale i zawodowych pełnomocników.
Problem też nie jest zresztą nowy. Do tej pory z wielotysięcznym obciążeniem nie uporał się wydział dezubekizacyjny. Mimo identyfikacji przez Europejski Trybunał Praw Człowieka problemów systemowych w wyroku Bieliński przeciwko Polsce wciąż wyrok ten pozostał jedynie na papierze.
Problemy te jak w soczewce skupiają systemowe wady polskiego sądownictwa. Głównym problemem jest brak jakiejkolwiek kontroli i monitoringu obciążenia sądów sprawami oraz rozwiązań, które takim przypadkom by zapobiegały. Dodać należy, że rozwiązanie tego problemu zajmie sądom warszawskim kilka lat, co przełożył się na przewlekłość postępowań i niewydolność sądu.