Maciej Zaborowski: Wróg u bram

Gdyby wymówki były walutą, bylibyśmy bez wątpienia najbogatszymi ludźmi na świecie.

Publikacja: 28.08.2024 04:30

Maciej Zaborowski: Wróg u bram

Foto: Adobe Stock

Przechadzając się po pustych sądowych korytarzach, na których od czasów pandemii zbyt wiele się nie dzieje, łatwo stać się w sposób całkowicie niechciany sprawcą ciężkiego naruszenia prywatności. Tak też było i w tym przypadku: wystarczyła tylko chwila mojej nieuwagi, by usłyszeć donośny, niski głos starszego już mecenasa opuszczającego salę sądową, który tłumaczył młodszemu koledze po fachu, na czym świat prawniczy stoi: „Pamiętaj, klient jest twoim największym wrogiem!”. O co konkretnie chodziło, już niestety nie dosłyszałem, ale przypomniało mi to, jak często owo sformułowanie o największym wrogu adwokatów słyszałem, ucząc się dopiero wykonywania tego pięknego zawodu. Skłoniło mnie to do głębszej refleksji o naszej naturze i faktycznej potrzebie posiadania „wroga”.

Figura wroga w kulturze

Teoria „wroga” pojawia się w naszej kulturze od stuleci i występuje w takich dziedzinach nauki jak socjologia, psychologia społeczna, nauki polityczne czy filozofia. Wróg oczywiście nie musi faktycznie istnieć, aby być postrzeganym jako zagrożenie – może być stworzony na podstawie stereotypów, uprzedzeń, strachu lub dezinformacji.

Czytaj więcej

Maciej Zaborowski: Przestępczość 2.0

Teoria ta często opiera się na swoistej dychotomii „my kontra oni”. Tak chociażby było z „brunatną” czy też „czerwoną” odmianą totalitarnego reżimu, który zdominował początki XX w. Mechanizm ten jest jednak także powszechny i bardzo dobrze widoczny w naszej aktualnej krajowej polityce. Wróg bardzo dobrze służył i służy jako figura, która skupia lęki i frustracje danej grupy, odwracając uwagę od wewnętrznych problemów, lub jako usprawiedliwienie dla braku realnych działań i zmian. Nie inaczej jest z nami samymi i szukaniem wymówek w codziennym życiu prywatnym czy też zawodowym. Z moich zaś obserwacji wynika, że tak jest tym bardziej w konserwatywnym i zachowawczym środowisku prawniczym.

Dobrze mieć swojego wroga

Większego znaczenia nie ma więc, kto tym wrogiem będzie. Cel jego istnienia jest zawsze jeden. Usprawiedliwienie dla naszych własnych błędów, ograniczeń, braku zrozumienia potrzeb innych czy też po prostu zwykłego lenistwa i szukania wymówek. Gdyby wymówki były walutą, bylibyśmy bez wątpienia najbogatszymi ludźmi na świecie! „Nie mam czasu”, „Jestem zmęczony”, „Nie teraz, najpierw wypiję kawę” (a po kawie przecież we włoskim stylu też trzeba chwilę odpocząć). Cóż, lista jest nieskończona. Dzięki tym wymówkom możemy z czystym sumieniem nie robić tego, co mogłoby nas pchnąć do przodu. Przecież wszystko jest pod kontrolą – przynajmniej do momentu, gdy okazuje się, że ominęła nas kolejna życiowa szansa.

Strach przed sukcesem

Ah, sukces! To dopiero wyzwanie. Przecież, jakby to było, gdyby się nam naprawdę powiodło? Być może trzeba będzie wziąć na siebie większą odpowiedzialność? Lepiej więc pozostawać w strefie komfortu, gdzie nic nas nie zaskoczy. Gdzie możemy cicho marzyć o wielkich rzeczach, ale nigdy nie podejmować kroków, które mogłyby te marzenia spełnić.

Bardzo często, prowadząc zajęcia z młodszymi prawnikami, słyszę, że jeszcze nie nadszedł ten właściwy moment na działanie. Na pytanie „do ilu kancelarii wysłała Pani Mecenas swoje CV?” – odpowiedź brzmi: „Dalej analizuję, która kancelaria będzie mi najbardziej odpowiadać”. Rozmawiając z adwokatami, którzy dziesiąty już rok z rzędu zastanawiają się, czy otworzyć własny biznes, słyszę: „To się nie uda”, „Ryzyko jest zbyt duże”, „Nie jestem wystarczająco dobry”.

Warto sobie czasem zdać sprawę, że ten wewnętrzny krytyk jest bardziej surowy niż najgorszy szef i bardziej podły niż najgorszy hejter w internecie. To właśnie on przypomina nam o każdym najmniejszym potknięciu, każdej nawet najmniejszej złej decyzji, z której nie zawsze umiemy wyciągnąć wnioski. Warto pamiętać, że sukces, bez względu na to, jak go będziemy definiować, często przychodzi do tych, którzy po prostu odważą się spróbować.

Inną zupełnie kwestią jest fakt, że rozmawiając o celach życiowych z przyszłymi adwokatami, bardzo często słyszę, że „moim największym marzeniem jest osiąganie stałego dochodu pasywnego”. To robiące zawrotną karierę w ostatnim czasie sformułowanie oznacza w praktyce ni mniej, ni więcej: „Nie chcę nic robić, ale chcę zarobić”. To już jednakże temat na inny felieton.

Technologia jako wytwórnia wymówek

Technologia, nasza codzienna towarzyszka, też ma swoje bardzo wysokie miejsce w tej paradzie wymówek. „Nie mogę się skoncentrować, bo ciągle dzwoni telefon”, „Muszę sprawdzić maila”, „Muszę zobaczyć, co nowego na Instagramie, LinkedIn-ie, Facebooku”. Zupełnie jakby to technologia miała władzę nad nami, a nie my nad nią. Niezliczone powiadomienia, filmy na YouTube, ciągłe scrollowanie – to nasza ucieczka od realnych działań, które od setek lat wymagają tego samego: skupienia, zaangażowania, wysiłku i konsekwencji. Tylko tak jesteśmy w stanie walczyć z naszym jedynym realnym wrogiem.

Tak, Drogi Czytelniku, to właśnie my sami jesteśmy swoimi najgorszymi wrogami. Żaden klient, szef ani pogoda nie potrafią nam zaszkodzić tak skutecznie, jak my to robimy na co dzień. Może nadszedł więc czas, by przestać szukać wyimaginowanych wrogów, spojrzeć w lustro, uśmiechnąć się ironicznie i powiedzieć sobie: „Czas na zmianę!”

A potem... Może jednak, mimo wszystko, spróbować zrobić krok w tę stronę? Ale spokojnie, może nie dziś, są przecież jeszcze wakacje.

No i jeszcze tylko małe espresso…

Autor jest adwokatem, sędzią Trybunału Stanu

Przechadzając się po pustych sądowych korytarzach, na których od czasów pandemii zbyt wiele się nie dzieje, łatwo stać się w sposób całkowicie niechciany sprawcą ciężkiego naruszenia prywatności. Tak też było i w tym przypadku: wystarczyła tylko chwila mojej nieuwagi, by usłyszeć donośny, niski głos starszego już mecenasa opuszczającego salę sądową, który tłumaczył młodszemu koledze po fachu, na czym świat prawniczy stoi: „Pamiętaj, klient jest twoim największym wrogiem!”. O co konkretnie chodziło, już niestety nie dosłyszałem, ale przypomniało mi to, jak często owo sformułowanie o największym wrogu adwokatów słyszałem, ucząc się dopiero wykonywania tego pięknego zawodu. Skłoniło mnie to do głębszej refleksji o naszej naturze i faktycznej potrzebie posiadania „wroga”.

Pozostało 85% artykułu
Rzecz o prawie
Małecki: Czy Łukasz Ż. może odpowiadać za usiłowanie zabójstwa?
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa