Przechadzając się po pustych sądowych korytarzach, na których od czasów pandemii zbyt wiele się nie dzieje, łatwo stać się w sposób całkowicie niechciany sprawcą ciężkiego naruszenia prywatności. Tak też było i w tym przypadku: wystarczyła tylko chwila mojej nieuwagi, by usłyszeć donośny, niski głos starszego już mecenasa opuszczającego salę sądową, który tłumaczył młodszemu koledze po fachu, na czym świat prawniczy stoi: „Pamiętaj, klient jest twoim największym wrogiem!”. O co konkretnie chodziło, już niestety nie dosłyszałem, ale przypomniało mi to, jak często owo sformułowanie o największym wrogu adwokatów słyszałem, ucząc się dopiero wykonywania tego pięknego zawodu. Skłoniło mnie to do głębszej refleksji o naszej naturze i faktycznej potrzebie posiadania „wroga”.
Figura wroga w kulturze
Teoria „wroga” pojawia się w naszej kulturze od stuleci i występuje w takich dziedzinach nauki jak socjologia, psychologia społeczna, nauki polityczne czy filozofia. Wróg oczywiście nie musi faktycznie istnieć, aby być postrzeganym jako zagrożenie – może być stworzony na podstawie stereotypów, uprzedzeń, strachu lub dezinformacji.
Czytaj więcej
Rzesze przestępców na całym świecie przystosowują się do nowych warunków i nowych możliwości, jakie daje sztuczna inteligencja.
Teoria ta często opiera się na swoistej dychotomii „my kontra oni”. Tak chociażby było z „brunatną” czy też „czerwoną” odmianą totalitarnego reżimu, który zdominował początki XX w. Mechanizm ten jest jednak także powszechny i bardzo dobrze widoczny w naszej aktualnej krajowej polityce. Wróg bardzo dobrze służył i służy jako figura, która skupia lęki i frustracje danej grupy, odwracając uwagę od wewnętrznych problemów, lub jako usprawiedliwienie dla braku realnych działań i zmian. Nie inaczej jest z nami samymi i szukaniem wymówek w codziennym życiu prywatnym czy też zawodowym. Z moich zaś obserwacji wynika, że tak jest tym bardziej w konserwatywnym i zachowawczym środowisku prawniczym.
Dobrze mieć swojego wroga
Większego znaczenia nie ma więc, kto tym wrogiem będzie. Cel jego istnienia jest zawsze jeden. Usprawiedliwienie dla naszych własnych błędów, ograniczeń, braku zrozumienia potrzeb innych czy też po prostu zwykłego lenistwa i szukania wymówek. Gdyby wymówki były walutą, bylibyśmy bez wątpienia najbogatszymi ludźmi na świecie! „Nie mam czasu”, „Jestem zmęczony”, „Nie teraz, najpierw wypiję kawę” (a po kawie przecież we włoskim stylu też trzeba chwilę odpocząć). Cóż, lista jest nieskończona. Dzięki tym wymówkom możemy z czystym sumieniem nie robić tego, co mogłoby nas pchnąć do przodu. Przecież wszystko jest pod kontrolą – przynajmniej do momentu, gdy okazuje się, że ominęła nas kolejna życiowa szansa.