Marek Domagalski: Nie szukajmy szpiega w każdym sędzi

Działanie sędziego Szmydta to wtopa nie tylko górnej półki sądownictwa i służb bezpieczeństwa państwa, ale też lansowanej od lat wizji sędziowskiej elity, by nie powiedzieć: kasty.

Publikacja: 22.05.2024 04:30

Marek Domagalski: Nie szukajmy szpiega w każdym sędzi

Foto: Fotorzepa / Marian Zubrzycki

Jest ona tak niedorzeczna, że albo głoszący ją ludzie oderwali się od realu, albo lansują ją w jakimś własnym czy grupowym interesie. Jeśli chcemy zbudować bezpieczne z tej perspektywy sądy to musimy dostęp do poufnych informacji ograniczyć do najpewniejszych sędziów, a i ich monitorować.

Nawet w tak kompromitującej sytuacji jak ujawnienie się sędziego, który oddał się władzom białoruskim i psioczy teraz na polskie sądownictwo, w którym dziwnie szybko awansował, jako środek zaradczy wskazuje się podnoszenie poprzeczki przy naborze kandydatów na sędziów, a potem przy ich awansach.

Czytaj więcej

Dawid Kulpa: Szmydt i efekt Lucyfera

Już kiedyś pisałem w tym miejscu, że kiedy liczba sędziów sięgnęła dziesięciu tysięcy plus kilka tysięcy referendarzy sądowych, to mówienie o prawniczej, a przy tym moralnej elicie najwyższej próby są złudnymi opowieściami. Nie sposób bowiem sprawdzić porządnie tylu prawników, zresztą ludzie się zmieniają – jedni rozwijają się zawodowo i etycznie, a inni degenerują, wpadają w nałogi, w kryzysy i pewnie pułapki obcych służb. Szukając tego w każdym sędzi szukać będziemy igły w stogu siana.

Sędziów od lat jest stanowczo za dużo, ale skandal z jednym czy nawet gdyby było ich kilku, to nie powód, aby monitorować wszystkich, zresztą pewnie jest to fizycznie niewykonalne. Trzeba więc skupić na wybranej grupie, która ma mieć dostęp do kluczowych tajnych informacji i oni powinni być dokładnie sprawdzani przed powołaniem do tej grupy, a w tracie orzekania monitorowani, jak długo będę mieli dostęp do drażliwych informacji, a może i potem. Jeśli sędzia nie ma prawa jazdy lub je stracił, to nie jeździ samochodem, a czasem może nawet spóźnić się na sprawę. Rozsądne?

Przypuszczam, że takich spraw nie ma dużo. Można wyznaczyć wydziały czy sekcje w niektórych sądach dopuszczone do spraw z tajnymi informacjami. Odmowa udzielenia certyfikatu dostępu do informacji niejawnych nie powinna być traktowana jako coś hańbiącego. Powinna być raczej poufna, pozwalając sędziemu orzekać na innych odcinku bez narażania się na jakieś kąśliwości.

To są już kwestie organizacyjne, które dla niewielkiej grupy sędziów (właśnie elity) można szybo i efektywnie zaprowadzić. Zbyt szeroki front czy to na budowie czy na wojnie, choćby z przestępczością, to prosta droga do niepowodzenia.

Jest ona tak niedorzeczna, że albo głoszący ją ludzie oderwali się od realu, albo lansują ją w jakimś własnym czy grupowym interesie. Jeśli chcemy zbudować bezpieczne z tej perspektywy sądy to musimy dostęp do poufnych informacji ograniczyć do najpewniejszych sędziów, a i ich monitorować.

Nawet w tak kompromitującej sytuacji jak ujawnienie się sędziego, który oddał się władzom białoruskim i psioczy teraz na polskie sądownictwo, w którym dziwnie szybko awansował, jako środek zaradczy wskazuje się podnoszenie poprzeczki przy naborze kandydatów na sędziów, a potem przy ich awansach.

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian