Jest ona tak niedorzeczna, że albo głoszący ją ludzie oderwali się od realu, albo lansują ją w jakimś własnym czy grupowym interesie. Jeśli chcemy zbudować bezpieczne z tej perspektywy sądy to musimy dostęp do poufnych informacji ograniczyć do najpewniejszych sędziów, a i ich monitorować.
Nawet w tak kompromitującej sytuacji jak ujawnienie się sędziego, który oddał się władzom białoruskim i psioczy teraz na polskie sądownictwo, w którym dziwnie szybko awansował, jako środek zaradczy wskazuje się podnoszenie poprzeczki przy naborze kandydatów na sędziów, a potem przy ich awansach.
Czytaj więcej
Gdy w grę wchodzi władza, to sytuacja faktyczna, otoczenie i warunki pracy mogą popychać nas do zachowań paskudnych, do wyrządzenia zła.
Już kiedyś pisałem w tym miejscu, że kiedy liczba sędziów sięgnęła dziesięciu tysięcy plus kilka tysięcy referendarzy sądowych, to mówienie o prawniczej, a przy tym moralnej elicie najwyższej próby są złudnymi opowieściami. Nie sposób bowiem sprawdzić porządnie tylu prawników, zresztą ludzie się zmieniają – jedni rozwijają się zawodowo i etycznie, a inni degenerują, wpadają w nałogi, w kryzysy i pewnie pułapki obcych służb. Szukając tego w każdym sędzi szukać będziemy igły w stogu siana.
Sędziów od lat jest stanowczo za dużo, ale skandal z jednym czy nawet gdyby było ich kilku, to nie powód, aby monitorować wszystkich, zresztą pewnie jest to fizycznie niewykonalne. Trzeba więc skupić na wybranej grupie, która ma mieć dostęp do kluczowych tajnych informacji i oni powinni być dokładnie sprawdzani przed powołaniem do tej grupy, a w tracie orzekania monitorowani, jak długo będę mieli dostęp do drażliwych informacji, a może i potem. Jeśli sędzia nie ma prawa jazdy lub je stracił, to nie jeździ samochodem, a czasem może nawet spóźnić się na sprawę. Rozsądne?