Sprawa Tomasza Szmydta wstrząsnęła polskim społeczeństwem. Na naszych oczach runął kolejny społeczny mit. A w zasadzie dwa. Raz, że po raz pierwszy z taką siłą uświadomiliśmy sobie, że sędziowie nie są mitycznymi herosami. Dwa, że sędzia nie pełni swojej funkcji w nieokreślonej czasoprzestrzeni, ale z konkretnego, państwowego nadania i w konkretnej, również geopolitycznej rzeczywistości.
W związku z aferą podniesiono szereg postulatów. Niestety, niemal wszystkie sprowadzają się do jednego: „trzeba zmienić przepisy”. Mam poważne wątpliwości, czy problem leży w przepisach. Nie, przepraszam, jestem zbyt dyplomatyczny. W istocie nie mam wątpliwości, że problem lokuje się poza sferą przepisów. Problemem jest rzeczywistość. A przepisy to nie rzeczywistość.
Czytaj więcej
Działanie sędziego Szmydta to wtopa nie tylko górnej półki sądownictwa i służb bezpieczeństwa państwa, ale też lansowanej od lat wizji sędziowskiej elity, by nie powiedzieć: kasty.
Petrażycki na ratunek
Istotą geniuszu naszego – rzecz uznawana powszechnie – największego prawnika w erze nowożytnej Leona Petrażyckiego było wyjaśnienie, że konstytucja i inne ustawy wyrażają sens metaforyczny, a nie rzeczywisty. Jego uczniowie musieli jednak przytaczać zdanie: „Zeus jest królem bogów”, aby unaocznić współczesnym, że po jego przeczytaniu nikt nie będzie przecież przetrząsać Olimpu w poszukiwaniu „rzeczywistego Zeusa”. Chodzi przecież o sens metaforyczny, a nie dosłowny.
Ale kiedy pojawia się zdanie: „na mocy Konstytucji RP mam prawo domagać się” np. sprawiedliwego procesu, nagle wszyscy – nieświadomie – poszukujemy tej uchwytnej w rzeczywistości „mocy Konstytucji RP”, czy też „prawa domagania się”. Zapomnieliśmy o Petrażyckim, który swoje genialne prace publikował w latach 1893–1895.