Dziennikarze i adwokaci to zawody z pozoru skazane na symbiozę. Dziennikarze żyją z pisania o medialnych sprawach i podawania informacji, których depozytariuszami bywają adwokaci. Ci ostatni z kolei, reprezentując klientów w sprawach, które toczą się przed sądem opinii publicznej, walczą o ich medialny wizerunek, do czego dobre relacje z dziennikarzami są przydatne.
Ta symbioza ulega zakłóceniu, gdy dziennikarski atak wywołuje konieczność reakcji prawnej, której najłagodniejszą formą jest wniosek o sprostowanie, a w bardziej radykalnych przypadkach złożenie pozwu o ochronę dóbr osobistych lub prywatnego aktu oskarżenia o zniesławienie. Są to działania oczywiste, bo tak jak po słonecznym dniu przychodzi zachód słońca, tak atak wywołuje kontratak, bo nikt bez walki nie pozwoli się zepchnąć do narożnika, by tam zostać znokautowanym.
Czytaj więcej
Przez lata państwo zbudowało system izolowania obywateli z zarzutami od równoprawnego udziału w życiu społecznym.
Świat nie jest idealny
Zaatakowanemu potrzebny jest adwokat, który w tym sporze będzie go reprezentował i pomagał dowieść swoich racji przed sądem. Dziennikarz, który nie jest tubą na usługach jakiejś partii i starający się zachować obiektywizm, powinien pisać o wszystkich patologiach, również osób, z którymi prywatnie sympatyzuje. Inaczej szybko straci wiarygodność.
Również adwokaci mają swoje zawodowe reguły, a jedną z nich jest, że nie powinni odmawiać pomocy prawnej. Oczywiście marzeniem adwokatów byłoby reprezentowanie tylko szlachetnych i niewinnych przeciwko złym charakterom, ale niestety świat nie jest tak idealny. Zasadą jest, że pomoc prawna należy się każdemu i odmawianie jej tym o nieaprobowanych poglądach lub oskarżanych o okrutne czyny byłoby dyskryminacją. Każdy ma prawo do obrony, a adwokatura ma to prawo zagwarantować. Co więcej, im ta pomoc jest skuteczniejsza, tym lepiej, bo wtedy wyrok, który zapadnie, będzie bardziej wiarygodny.