Katarzyna Batko-Tołuć: Nie ma odwrotu od jawności

W końcu udało się wprowadzić centralny rejestr umów jednostek finansów publicznych.

Publikacja: 17.01.2024 02:00

Katarzyna Batko-Tołuć: Nie ma odwrotu od jawności

Foto: Adobe Stock

W prawie karnym funkcjonuje pojęcie „owoce zatrutego drzewa”. Jest to to nazywa dowodów pozyskanych z naruszeniem przepisów prawa. Sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika stanowi napiętnowanie prowokowania przez funkcjonariuszy publicznych do popełnienia przestępstwa i traktuje to jako przekraczanie uprawnień. A jak nazwać tworzenie prawa – nawet dobrego – w wyniku korupcyjnej praktyki?

Dobre rozwiązania i zła praktyka

Kilka lat temu w działalności Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska pojawiło się wielkie zwycięstwo związane z procesem legislacyjnym o bardzo wątpliwym początku.

Chodzi o ustawę o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw, z 14 października 2021 r. Proces legislacyjny związany z tą ustawą przyspieszył w wyniku umowy politycznej między Zjednoczoną Prawicą i Kołem Poselskim Kukiz'15 - Demokracja Bezpośrednia. Aby wymusić przyspieszenie procedowania, posłowie tego trzyosobowego koła „pomylili się” w głosowaniu, na którym zależało Zjednoczonej Prawicy i zagłosowali przeciw. Następnie nastąpiły szybkie negocjacje, marszałek Sejmu przeprowadziła słynną „reasumpcję” głosowania, twierdząc, że sytuacja tego wymaga, a posłowie Kukiz’15 przestali się„mylić”.

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Kołuć: Czas na odkłamanie

Tak oto wprowadzone zostały przepisy, o które apelowano od lat. Partie polityczne zostały zobowiązane do publikowania swoich umów, podobnie jak inne instytucje publiczne. Od kolejnej kadencji zaplanowano też zakaz łączenia funkcji posła i senatora z zatrudnieniem w publicznych spółkach.

Sukces Sieci Watchdog, o którym wspomniałam, polegał głównie na tym, że na ostatniej prostej – dzięki poprawkom Senatu zachęconego do tego przez naszą organizację – udało się wprowadzić centralny rejestr umów jednostek finansów publicznych, zamiast tysięcy indywidualnych rejestrów, które zapewne byłyby trudne do połączenia. Rozwiązanie, które od lat funkcjonuje w wielu krajach europejskich i aż wstydzi, że nie w naszym.

Prawdziwe zmiany i pewne wady

Dzięki tej ustawie w ostatnich wyborach dziennikarze i obywatele po raz pierwszy mogli śledzić umowy partii politycznych i kampania wyborcza było odrobinę bardziej przejrzysta w tym obszarze. Podobne zmiany postulowała Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Oczywiście przepisy wprowadzane na kolanie i w wyniku politycznego szantażu, nie były dogłębnie omówione, w związku z tym są pełne niekonsekwencji i niejasności. Wejście centralnego rejestru umów jest opóźniane. Hipokryzją trąci wprowadzenie zakazu łączenia stanowisk dopiero od kolejnej kadencji Sejmu.

Ale te przepisy już są. I to jest ich podstawowa zaleta. Nie da się z nich wycofać bez utraty twarzy przez rządzących.

Słabość państwa

Nie mam cienia wątpliwości, że od co najmniej 2010 r. tylko cud mógł sprawić, by któraś z opcji politycznych zdecydowała się na nie. I taki cud się wydarzył. Czy źle się czuliśmy, popierając te przepisy? Oczywiście. Ale największe pretensje za swoje złe samopoczucie miałam do formacji politycznych, które reprezentują moje pozostałe wartości. To były pretensje o to, że w ogóle nie wierzyłam, że możliwe jest wprowadzenie takich rozwiązań przez moich politycznych reprezentantów. Przecież nie miałam jakichś wydumanych oczekiwań. Te rozwiązania były zalecane przez instytucje międzynarodowe i są już dawno wdrożone w innych krajach.

O tym, że nasz kraj utknął na jakimś etapie wprowadzania przepisów realnie zmieniających życie publiczne na bardziej etyczne, rozliczalne i przejrzyste, pisał w 2018 r. profesor Rafał Matyja w swoim „Wyjściu awaryjnym”.

Elita, która przez ostatnie ćwierć wieku kształtowała nasze wyobrażenie o sferze publicznej, nie wierzyła, że za słabość państwa można zapłacić wysoką cenę, (…) doceniała bierność, konformizm, uległość wobec interesów władzy. Przez wiele lat tłumaczyła przy tym, że każde państwo ma wady (…) krytykowano niepotrzebne utrudnianie sobie życia wymyślonymi regułami.

Ciekawie zresztą podsumowuje to wypowiedź, którą utrwaliłam kiedyś podczas konsultacji dotyczących ustawy o jawności życia publicznego, którą procedowano w 2017 r. Oczywiście ta ustawa utknęła. Nie była zresztą specjalnie dobra, a miejscami nawet absurdalna. W wyniku propozycji jednego z uczestników konsultacji, by wprowadzić rejestry umów instytucji publicznych, prowadzący proces minister Maciej Wąsik powiedział: „Czyli partie polityczne miałyby to robić? Do tego nie ma woli politycznej”. No cóż, kilka lat później się dało, choć w kontrowersyjnych okolicznościach. A sam autor tych słów poniósł konsekwencje bardziej widowiskowego sposobu walki z korupcją. I szkodliwego dla życia publicznego. Ale jaki z tego morał?

Czy jesteśmy skazani na tak marną dyskusję o etyce życia publicznego, przejrzystości i rozliczalności? Czy tworzenie przepisów w tej sferze musi polegać na okładaniu się maczugami pustych i przesadzonych haseł? Czy mogą powstawać tylko rozwiązania słabe, wymagające poprawiania, czy też nasza klasa polityczna umie coś zmienić dla dobra nas wszystkich?

Bądźmy lepsi niż TO

Rozmawialiśmy kiedyś z organizacjami ze Słowenii. Ich przedstawiciele dzielili się tym, jak społeczeństwo obywatelskie doprowadziło do zmiany na stanowisku premiera. Chodziło o Janeza Janšę – populistę i naśladowcę Victora Orbana. Słoweńcy – wśród krajów byłej Jugosławii – czuli się nieco lepsi. Pierwsi w Unii Europejskiej. Pierwsi z naszej grupy nowych członków Unii Europejskiej wprowadzili euro. A tu trafił im się populista. W narracji mobilizującej wyborców pojawiło się ponoć hasło „Jesteśmy lepsi niż TO”. Z akcentem na „to”. Czy my – w Polsce – nie moglibyśmy też być lepsi?

Autorka jest dyrektorką programową Fundacji Sieć Obywatelska Watchdog Polska

W prawie karnym funkcjonuje pojęcie „owoce zatrutego drzewa”. Jest to to nazywa dowodów pozyskanych z naruszeniem przepisów prawa. Sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika stanowi napiętnowanie prowokowania przez funkcjonariuszy publicznych do popełnienia przestępstwa i traktuje to jako przekraczanie uprawnień. A jak nazwać tworzenie prawa – nawet dobrego – w wyniku korupcyjnej praktyki?

Dobre rozwiązania i zła praktyka

Pozostało 93% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?