Działacze praw człowieka z Rosji organizują akcję „przywracania imion”. Polega ona na odczytywaniu na głos nazwisk potajemnie traconych ofiar sowieckiego terroru państwowego. Wielogodzinne czytanie na głos ich nazwisk ma przypomnieć o ich istnieniu. Współczesnej Polsce przydałaby się uroczystość „przywracania pojęć” – specjalny dzień, w którym wyjaśnimy sobie, co dla nas wszystkich znaczą pojęcia istotne dla jakości państwa.
Piszę ten tekst, gdy szef odchodzącej partii rządzącej, która wykorzystywała media publiczne do propagandy, cenzurowania informacji i kampanii nienawiści, mówi: „bronimy prawa obywateli do dostępu do informacji”. Znamy jednak wiele innych przykładów odwracania języka. Jeszcze kilka lat temu minister sprawiedliwości atakował organizacje społeczne, zarzucając im łukaszenkowskie metody, a jedną z dyskryminowanych grup w Polsce mieli być wierni katoliccy. Partia rządząca czasami wypowiadała się tak, jakby rządziła opozycja. To tylko kilka przykładów.
Czytaj więcej
Każda władza – bez względu na to, kto ją sprawuje – bywa oporna w ujawnianiu informacji. Liczymy na więcej otwartości wobec mediów i wszystkich obywateli – mówi Paula Kłucińska z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Wiele osób ulega takiej narracji. Trudno się jednak dziwić. Nawet te z nich, które interesują się życiem publicznym, często nie miały okazji zastanowić się nad kwestiami od lat nieobecnymi w debacie publicznej. Częściowo dlatego, że wydawały się już oczywiste – może dla liderów i liderek opinii takie były. Ale dla ich odbiorców już niekoniecznie. Zdobycie jakiejś wiedzy wymagałoby bowiem od nich poświęcenia czasu i uruchomienia abstrakcyjnego myślenia. Ostatnio zaskoczył mnie internauta w dyskusji o składzie komisji śledczej ds. wyborów kopertowych. Do komisji wybrano posła, który mógłby być przez nią rozliczany. Bez podstawy prawnej wydał on Poczcie Polskiej dane ze spisu wyborców – konflikt interesów oczywisty. A tymczasem internauta żądał wskazania, który przepis o tym stanowi.
Żądanie, by prawo regulowało każdą sytuację, pokazuje, jak wiele wysiłku wymaga zakorzenianie się pojęć abstrakcyjnych. Z konfliktem interesów jest o tyle trudno, że on zależy od kontekstu. Nie bez powodu w różnych branżach oznacza co innego. Zgoda, że pojawia się tam, gdzie podejmuje się decyzje o koncesjach, pieniądzach. Gdy pojawiają się prywatne lub biznesowe relacje osób podejmujących decyzje z osobami, których one dotyczą. Jeszcze gorzej, gdy podejmuje się decyzje o sobie czy rozpatruje skargi na samego siebie. Wiąże się z władztwem przy decydowaniu o zatrudnieniu i innych benefitach. I te sytuacje – na poziomie bardzo ogólnym – regulowane są przez branżowe ustawy, rozporządzenia, zarządzenia szefów urzędów czy regulaminy. Nigdzie jednak w prawie nie będzie napisane, jakie konkretnie sytuacje mogą wystąpić. Ba, istnieje wiele sytuacji, których ustawodawca nie nazwał, a jednak wiemy, że nie powinno ich być. Ale rozumiemy to tylko wtedy, gdy przyswoiliśmy etykę życia publicznego.