Przeczytaliśmy z satysfakcją opublikowany w „Rzeczpospolitej” tekst dr Anety Wiewiórowskiej-Domagalskiej „Wydumane ryzyko utraty zarobku przez prawnika” – polemiczny względem naszego artykułu „Prawnik też abuzywny” . Narracja Autorki potwierdza bowiem nasze krytyczne uwagi o stanie refleksji nad europejskim prawem konsumenckim.
UE – tak, absurdy prawne – nie
Doktor Wiewiórowska-Domagalska, po stwierdzeniu, że orzeczenie w sprawie C-395/21 wpisuje się w oczywistą dla wszystkich (tj. wszystkich poza nami) linię orzeczniczą TSUE, apeluje o zmianę mentalności polskich prawników (pewnie m.in. naszej) oraz pisze o potrzebie obrony członkostwa w UE, którą rzekomo podważamy naszymi wątpliwościami i krytycznymi interpretacjami.
Argument ten jest zupełnie bezpodstawny. Czy akcesja Rzeczpospolitej do Unii Europejskiej uchyla automatycznie wszelkie dyskusje o słuszności decyzji jej organów? Czy obowiązek przyjęcia i respektowania acquis communautaire oznacza bezwzględną aprobatę dla wszystkich unijnych rozwiązań legislacyjnych? Czy przynależność do wspólnoty wyłącza krytykę orzeczeń TSUE, które – co zdaje się zupełnie ignorować Autorka – są na różnym poziomie, bywają mądrzejsze i głupsze, a czasem są wewnętrznie sprzeczne?
Na sformułowane przez Autorkę ultimatum odpowiadamy: obecność w Unii – tak, ale absurdalne konstrukcje prawne i nadużycia interpretacyjne TSUE, godzące w pewność obrotu prawnego oraz stabilność rynku finansowego w Polsce – nie.
Wywód dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej koncentruje się na detalach, pomijając niestety kwestię fundamentalną, tj. okoliczność aktywistycznej i dynamicznie zmieniającej się interpretacji dyrektywy przez TSUE. Przypomnijmy: dyrektywy z 1993 r., podlegającej transpozycji do porządku prawnego za pośrednictwem krajowego ustawodawstwa (czyli przepisów polskiego kodeksu cywilnego), ponadto relatywnie ogólnej, lapidarnej i mętnie sformułowanej.