Joanna Parafianowicz: Choć za dziękuję nic się nie kupuje...

W wielu wypadkach prawnika ucieszyłoby proste podziękowanie.

Publikacja: 12.04.2022 09:36

Joanna Parafianowicz: Choć za dziękuję nic się nie kupuje...

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

My, prawnicy, mamy w zwyczaju narzekać. Sprawa oczywista – na ustawodawcę, wychodzące spod jego ręki przepisy, procedury sądowe, opieszałość organów administracji, przewlekłość postępowań. Często także, zarówno w dyskusjach toczonych publicznie jak i kuluarowo, mamy skłonność do wyrażania niezadowolenia ze sposobu bycia klientów – dzwonią zbyt często, niepotrzebnie w weekend, są roszczeniowi, wydaje im się, że prowadzimy tylko ich sprawy. Nade wszystko zaś płacą za mało, za późno i zwykle po uprzejmym przypomnieniu.

My, prawnicy, w zależności od stanu faktycznego chętnie rzucamy w przestrzeń stwierdzenia albo pytania. W pierwszym przypadku np.: uczymy się tyle lat, aby nie pracować za darmo, po to kończymy studia i aplikację, aby nas szanowano, za pracę należy się wynagrodzenie. W drugim zaś: czy fryzjer lub hydraulik pracują za dziękuję? Czy tak trudno zrozumieć, że na imprezie towarzyskiej nie udzielamy porad prawnych? Dlaczego rodzina tak często prosi o pomoc? Co istotne, rozterki te targają nami niezależnie od tego, czy możemy się pochwalić wieloletnią praktyką i zawodowym doświadczeniem czy też – wiedzeni charakterystycznym dla wielu studentów prawa kosmicznym ego – nasza przygoda nie uwzględnia na razie nawet egzaminów z podstawowych procedur.

Czytaj więcej

Joanna Parafianowicz: Nie jesteśmy idealni. Jak nasi klienci

Mniej lub bardziej jaskrawe pretensje do całego świata przysłaniają nam niestety odrębny wątek traktowania prawników – przez nich nawzajem.

Na aplikacji wpojono mi, że adwokat zwracający się do koleżanki lub kolegi po fachu z prośbą o pomoc powinien uruchamiać regułę: jeśli mogę pomóc, to trzeba to zrobić, zaś wsparcie to ma charakter koleżeński. Koleżeński, czyli nie tylko uprzejmy, poparty należytą starannością i profesjonalny, ale nade wszystko – nieodpłatny. Zgodnie z tymi wytycznymi prowadziłam już więc m.in. rozwody, sprawy o podział majątku, postępowania w sprawach rodzinnych oraz powiązane z nimi sprawy karne. Pisałam pisma wszczynające postępowanie, skarżyłam, stawałam na rozprawach, nie pobierając z tego tytułu wynagrodzenia. Choć niczego nie żałuję, dostrzegam pewną niepokojącą tendencję, która skłania mnie do refleksji nie tylko nad kondycją szkolenia aplikantów (o których powszechnie wiadomo, że ich liczba wyklucza w wielu wypadkach rzetelny patronat), ale także – nad rozumieniem przez adwokatów zasad koleżeństwa.

Wprawdzie „za dziękuję się nie kupuje”, ale podziękować chyba wypada. Zwłaszcza gdy od złożenia pozwu do prawomocności orzeczenia minęły ponad dwa lata, a sąd wydał rozstrzygnięcie zgodne ze sformułowanym wnioskiem. Co prawda, gdy kieruję do klienta słowa: gratuluję wyroku (w sprawie, którą prowadzę od początku do końca), nie oczekuję wiele, ale kurtuazyjne gratulacje zwrotne nikomu by nie zaszkodziły. Gdy prowadzę kolejne konsultacje wpadkowe w sprawie, choć za słodyczami nie przepadam, przychylnym okiem spojrzałabym na czekoladę. W większości wypadków zaś – byłabym rada z najprostszego podziękowania.

Z pewnością realia zawodu adwokata w ciągu lat uległy drastycznej zmianie, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że tak jak za przewinienia dziecka odpowiedzialność ponoszą rodzice, tak też niemało patronów, zwłaszcza tych na papierze, mogłoby z pogłębioną uwagą spojrzeć na swoją pracę i jej owoce.

Adwokatura bez relacji uczeń–mistrz, bez patronatu, bez koleżeństwa nie ma szansy przetrwać, choćby inne z jej filarów miały się świetnie.

Prawidłowo funkcjonujący samorząd nie ma kształcić geniuszy, lecz uczyć budowania relacji, wspierać w przestrzeganiu norm. Szkolenie to nie gaszenie pożarów, ale rozpalanie ognia. Tymczasem w praktyce okazuje się nad wyraz często, że wprawdzie uczymy się przez całe życie, ale nie w czasie pobierania nauki. Szkoda.

Autorka jest adwokatką, założycielką bloga www.pokojadwokacki.pl

My, prawnicy, mamy w zwyczaju narzekać. Sprawa oczywista – na ustawodawcę, wychodzące spod jego ręki przepisy, procedury sądowe, opieszałość organów administracji, przewlekłość postępowań. Często także, zarówno w dyskusjach toczonych publicznie jak i kuluarowo, mamy skłonność do wyrażania niezadowolenia ze sposobu bycia klientów – dzwonią zbyt często, niepotrzebnie w weekend, są roszczeniowi, wydaje im się, że prowadzimy tylko ich sprawy. Nade wszystko zaś płacą za mało, za późno i zwykle po uprzejmym przypomnieniu.

Pozostało 87% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian