Joanna Parafianowicz: Wstyd to obce niektórym uczucie

Prawo i polityka, choć pozornie idą w parze, wzajemnie się wykluczają.

Publikacja: 12.10.2021 10:46

Joanna Parafianowicz: Wstyd to obce niektórym uczucie

Foto: PAP, Radek Pietruszka

Pisząc ten tekst, nie wiem jeszcze, jakie rozstrzygnięcie Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prezes Julii Przyłębskiej wyda w sprawie wniosku prezesa Rady Ministrów o zbadanie zgodności niektórych przepisów Traktatu o Unii Europejskiej z Konstytucją RP. Nie śmiem zatem podejmować się oceny stanowiska Trybunału Konstytucyjnego, nie podejmuję się jego krytycznej analizy. Oba te działania byłyby bowiem przedwczesne.

Przysłuchując się jednakże przemawiającym na rozprawie 7 października wystąpieniom uczestników postępowania w tej sprawie, w szczególności niektórym z nich, w głowie dudni mi jedno słowo, które jako żywo nie czerpie ani z języka aktów prawnych, ani z dorobku orzecznictwa, ani z nomenklatury prawniczej. To słowo brzmi: wstyd.

Czytaj więcej

Sędziowie TK w stanie spoczynku o czwartkowym wyroku: władza mówi nieprawdę

Myślę, że prawnicy, którzy wykorzystują swój intelekt, zawodowe doświadczenie i wiedzę po to tylko, aby na przekór fundamentalnym zasadom wpajanym im w toku przygotowania do pełnionych funkcji przypodobać się politykom, pozbawieni są wstydu.

Sądzę, że prawnicy naginający rzeczywistość prawną na przekór logice, historii i wykładni systemowej po to, by przysłużyć się interesom którejkolwiek partii, są pozbawieni wstydu.

Jestem pewna, że prawnicy, dla których dobro klienta uwikłanego w doraźną walkę polityczną jest istotniejsze niż hierarchia źródeł prawa, stabilny wymiar sprawiedliwości i dobro obywateli, którzy w drodze referendum opowiedzieli się za członkostwem Polski w Unii Europejskiej, są pozbawieni wstydu.

Wiem też, że prawnicy, o których mowa, choć być może sami tę myśl negują, odtrącając niczym namolnego komara, tak naprawdę nie są już prawnikami, lecz politykami, których sojusznikami się stali, wchodząc na drogę, z której powrotu już nie ma. Refleksja ta zachowuje moim zdaniem aktualność niezależnie od tego, kto sprawuje władzę lub o nią zabiega bowiem prawo i polityka, choć pozornie idą w parze, są wzajemnie wykluczającymi się światami.

Prawnik, nie wątpię, że w szczególności ten, którego praca ma wpływ na wymiar sprawiedliwości, musi zachować niezależność. Przy czym bez znaczenia jest, czy analizujemy tę niezależność, odnosząc się do relacji z klientem, otaczającej prawnika sytuacji społeczno-gospodarczej, czy nawet jego osobistych uwarunkowań. Choć zdaję sobie sprawę, że mój pogląd może wydać się naiwny, uważam, że prawo i wymiar sprawiedliwości są wartościami nadrzędnymi dla państwa i jego obywateli i nie mogą być narzędziem politycznej walki. Podobnie – interpretowanie prawa, a w szczególności negowanie jego dotychczas jednolitego rozumienia, tworzenie wywrotowych teorii o fundamentach demokratycznego państwa czy wspieranie ruchów społecznych spierających się z przedstawicielami aktualnej władzy, z cichą intencją późniejszego przejęcia kontraktów na obsługę spółek Skarbu Państwa (które krążą pomiędzy prawniczymi korporacjami niczym piłeczki odbijane przez PiS i PO) – to nic innego jak działania, których my, prawnicy, powinniśmy się wstydzić.

Wsłuchując się w przebieg rozprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym, wiem zaś jedno: wstyd to uczucie deficytowe – zarówno w polskiej polityce, jak i pośród prawników politykom bliskim, niezależnie od partyjnego szyldu.

Autorka jest adwokatką, założycielką bloga www.pokojadwokacki.pl

Pisząc ten tekst, nie wiem jeszcze, jakie rozstrzygnięcie Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prezes Julii Przyłębskiej wyda w sprawie wniosku prezesa Rady Ministrów o zbadanie zgodności niektórych przepisów Traktatu o Unii Europejskiej z Konstytucją RP. Nie śmiem zatem podejmować się oceny stanowiska Trybunału Konstytucyjnego, nie podejmuję się jego krytycznej analizy. Oba te działania byłyby bowiem przedwczesne.

Przysłuchując się jednakże przemawiającym na rozprawie 7 października wystąpieniom uczestników postępowania w tej sprawie, w szczególności niektórym z nich, w głowie dudni mi jedno słowo, które jako żywo nie czerpie ani z języka aktów prawnych, ani z dorobku orzecznictwa, ani z nomenklatury prawniczej. To słowo brzmi: wstyd.

Rzecz o prawie
Małecki: Czy Łukasz Ż. może odpowiadać za usiłowanie zabójstwa?
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa