Pracowników w zasadzie już nie ma. W branżowym slangu nowoczesnych działów HR zastąpiły ich talenty. O ile kiedyś talentami byli młodzi, zdolni i ambitni absolwenci, których firmy szykowały do kariery menedżerskiej, o tyle dzisiaj tym mianem coraz częściej określa się wszystkich pracowników, a także kandydatów do pracy.
Wśród pionierów tego trendu była globalna agencja zatrudnienia ManpowerGroup, która w swoich corocznych raportach dotyczących deficytu pracowników (a ostatnio kompetencji) porównuje skalę „niedoboru talentów” w różnych krajach i branżach. Jak wyjaśnia Krzysztof Kosy, psycholog biznesu, określenie talent ma w założeniu pozytywnie działać na pracowników – pokazując, że pracodawca docenia ich umiejętności i zaangażowanie.
Czytaj więcej
Chociaż rosnący wskaźnik zatrudnienia osób 50+ dowodzi, że pracodawcy otwierają się na dojrzałych pracowników, czyli tzw. silversów, to nadal nie jest im łatwo znaleźć nowe zatrudnienie. Ich dyskryminację dostrzega 65 proc. Polaków.
Kończy się dawny HR?
A co się stało z dawnymi talentami? Nadal są i nadal się je hołubi w firmach, lecz dzisiaj często określa się z angielska jako „high flyers”.
Zdaniem Kamila Jankowskiego, dyrektora marketingu i komunikacji Gi Group Holding, za wyrażeniami „poszukiwanie talentów” czy „zarządzanie talentami” stoi chęć znalezienia wykwalifikowanych pracowników z potencjałem, a także chęć ich rozwoju. – Jednak używanie tych wyrażeń jako zamiennika do słowa pracownicy nie jest jeszcze rozumiane przez rynek i może prowadzić do kuriozalnych sytuacji – zaznacza Jankowski.