Skripal i inni. Polowanie na odszczepieńców

Wielu funkcjonariuszy sowieckich tajnych służb marzyło tylko o zdradzie znienawidzonego systemu i o ucieczce na Zachód. Za uciekinierami wysyłano ekipy zabójców. Ten zwyczaj od Sowietów przejęła współczesna Rosja.

Aktualizacja: 24.03.2018 21:05 Publikacja: 23.03.2018 23:01

Źołnierze usuwają z ulicy pojazd skażony substancją, którą otruto Siergieja Skripala. Rosjanie wybra

Źołnierze usuwają z ulicy pojazd skażony substancją, którą otruto Siergieja Skripala. Rosjanie wybrali taką formę zemsty na byłym agencie, która mogła kosztować życie wielu osób.

Foto: AFP

Zdrajcy odwalą kitę. Wierzcie mi. Ci kolesie zdradzili swoich przyjaciół, swoich towarzyszy broni. Cokolwiek dostali w zamian, to udławią się tymi 30 srebrnikami – mówi rosyjski prezydent Władimir Putin na krótkim nagraniu z 2010 r. Film ten ponownie zaczął być wrzucany do internetu, gdy w Wielkiej Brytanii dokonano zamachu na Siergieja Skripala, pułkownika wywiadu wojskowego GRU, który szpiegował dla Brytyjczyków. Skripal, wraz ze swoją córką Julią, został zatruty gazem paraliżującym znanym jako nowiczok i produkowanym na potrzeby rosyjskich służb specjalnych.

Zamach nie do końca się jednak powiódł, gdyż brytyjski rząd szybko powiązał sprawców z Rosją, a to doprowadziło do kryzysu w relacjach Zachodu z Moskwą. No cóż, ani perspektywa bojkotu piłkarskich mistrzostw, ani groźba wprowadzenia sankcji przeciwko oligarchom nie odstraszyły służb Putina od próby zabicia człowieka, który je zdradził. Służby te złamały przy tym tabu – postanowiły zabić szpiega, którego już w Rosji osądzono, a później wypuszczono z więzienia, by go wymienić na szpiegów Kremla schwytanych przez zachodnie służby (m.in. rudowłosą agentkę celebrytkę Annę Chapman). Instynkt mówiący, że zdrajców należy zabijać, okazał się u decydentów z Łubianki (siedziba cywilnych służb wywiadowczych SWR i FSB) lub „Akwarium" (siedziba GRU) silniejszy niż refleksja o możliwych konsekwencjach takiego spektakularnego aktu terroryzmu chemicznego.

Ta potrzeba karania odstępców tkwi bardzo głęboko w duszach funkcjonariuszy rosyjskich służb specjalnych, do grona których zalicza się też prezydent Putin. Kolejne pokolenia czekistów uczone były, że to jedyna droga postępowania, a każde odstępstwo będzie karane śmiercią. Młodym funkcjonariuszom pokazywano nawet filmy z drastycznych egzekucji „zdrajców". Ale pomimo świadomości drakońskich kar odstępców było zawsze mnóstwo. Tak wielu, że sowieckie i rosyjskie służby nie nadążały z ich zabijaniem.

Samotność szpiega

Władimir Rezun, oficer GRU, który w 1978 r. zbiegł do Wielkiej Brytanii i później został poczytnym pisarzem (występującym pod pseudonimem Wiktor Suworow), wspominał, że funkcjonariusze sowieckich tajnych służb zawsze w głębi serca gardzili zachodnimi miłośnikami ZSRR. Nie mogli pojąć, jak ktoś mieszkający w bogatym i bezpiecznym kraju mógł marzyć o zaprowadzeniu u siebie podobnych porządków jak u Sowietów. Znalezienie się za granicą było marzeniem milionów mieszkańców „sowieckiego raju". Wyjazd z niego gdziekolwiek, choćby do Kambodży, był dla nich czymś, dla czego warto było nawet zaryzykować życie.

Mieszkańcy ZSRR ryzykowali więc i uciekali. Nawet jeśli należeli do uprzywilejowanej komunistycznej elity. W 1928 r. ucieka więc do Francji przez Iran sekretarz Stalina Borys Bażanow. W 1930 r. dezerteruje Grigorij Agabekow, wysokiej rangi funkcjonariusz OGPU (ówczesnej sowieckiej bezpieki) ścigający wcześniej Bażanowa. Agabekow stanowi zły przykład dla innych funkcjonariuszy, więc Łubianka podejmuje wiele prób jego zabicia. Ostatnia z nich, we Francji w 1937 r., jest udana. W tym samym roku zostaje zabity w Szwajcarii inny dezerter Ignacy Reiss, który wcześniej odnosił sukcesy szpiegowskie w Europie Zachodniej. Jego przyjaciel Walter Krywicki ucieka wówczas do Francji, a później do USA. Pisze demaskatorską książkę „Byłem agentem Stalina" i publicznie ujawnia, że sowiecki dyktator od dawna dąży do sojuszu z Hitlerem. W 1941 r. zostaje znaleziony martwy, z raną postrzałową głowy w waszyngtońskim hotelu.

1938 r. przynosi ucieczkę do Mandżurii Gienricha Liuszkowa, wysokiego rangą funkcjonariusza policji politycznej NKWD na Dalekim Wschodzie (uciekł do Japończyków z dokumentami dotyczącymi agenturalnej pracy Stalina dla carskiej tajnej policji – Ochrany), oraz rezydenta NKWD z Hiszpanii Aleksandra Orłowa. Orłow się zabezpieczył, grożąc, że jeśli zostanie zabity, to jego przyjaciele opublikują tajne dokumenty kompromitujące Stalina. W 1945 r. przechodzi na stronę zachodnich służb Igor Guzenko, szyfrant GRU z sowieckiej ambasady w Ottawie. Przekazuje informacje pozwalające rozbić siatki szpiegostwa nuklearnego, a jego dezercja jest uznawana za nieoficjalny początek zimnej wojny.

W latach zimnej wojny ucieczki i zdrady stały się jeszcze częstsze. Zaczęły one dotykać również tajnych służb sojuszniczych państw bloku sowieckiego, takich jak PRL. Szeroko znana sprawa ucieczki na Zachód pułkownika bezpieki Józefa Światły (i jego demaskatorskich występów w Radiu Wolna Europa), a także szkody, jakie poczyniła sowieckiej machinie wojennej działalność płk. Ryszarda Kuklińskiego, nie były przypadkami wyjątkowymi. Na Zachód uciekali ludzie będący na samych szczytach komunistycznych służb, tacy jak szef rumuńskiego wywiadu zagranicznego gen. Ion Mihai Pacepa, czechosłowacki wiceminister obrony gen. Jan Sejna czy też sowiecki zastępca sekretarza generalnego ONZ Arkadij Szewczenko. Niewiele zresztą brakowało, aby z ZSRR wraz z rodziną uciekł sam Ławrentij Beria, były szef NKWD i faktyczny następca Stalina (o pomyśle ucieczki pisał w swoich wspomnieniach jego syn Sergo; po politycznym upadku Ławrentij Beria został oficjalnie oskarżony o pracę na rzecz 14 zagranicznych służb wywiadowczych i realizację planu zniszczenia ZSRR od wewnątrz). Dotarcie na szczyty władzy nie oznaczało bezpieczeństwa w systemie, w którym życie ludzkie było niewiele warte.

– Kryzys morale w moskiewskich służbach pojawiał się zawsze, kiedy bilans zysków i strat wypadał na korzyść „uciekać", a nie „zostać". Kiedy ludzie, nawet ci najwierniejsi z wiernych w służbach, mieli już dość moralnej degrengolady aparatu władzy. Kiedy nawet dla nich życie w „Akwarium" stawało się nie do wytrzymania. W okresie takiego kryzysu moskiewski system, bez względu na aktualną ideologię, zwykle reagował przykładowymi likwidacjami dla odstraszenia potencjalnych naśladowców – mówi „Plusowi Minusowi" dr Rafał Brzeski, ekspert ds. służb wywiadowczych i wojny informacyjnej.

Dezerterów oczywiście karano, ale spora część z nich zdołała uciec przed zabójcami. I tak np. oficer KGB Nikołaj Chochłow przetrwał próbę otrucia za pomocą talu. W 2007 r. podejrzewano próbę otrucia tą samą substancją pułkownika KGB Olega Gordijewskiego, który w 1985 r. uciekł na Zachód po wielu latach szpiegowania na rzecz Brytyjczyków. – Oni nigdy nie zapominają. Kiedy służyłem w KGB w latach 70., wciąż ścigali ludzi, którzy zdradzili ich 30 lat wcześniej – wspomina Wiktor Makarow, były funkcjonariusz sowieckich służb, który przeszedł na stronę Brytyjczyków.

Ci, którzy nie zdołali uciec albo z różnych powodów wracali (tak, byli też tacy!), byli zabijani bez pardonu w sowieckiej ojczyźnie. Pułkownika GRU Olega Pieńkowskiego, który w 1962 r. przekazał na Zachód informacje pokazujące, że Chruszczow nie jest w stanie wygrać wojny nuklearnej, spalono żywcem w piecu hutniczym. Gdy nie udawało się uderzyć bezpośrednio w cel, ataki przypuszczano na rodzinę odstępcy. Choć sowieckim i rosyjskim służbom nie udało się zabić pułkownika Kuklińskiego, to są one podejrzewane o udział w tajemniczych zgonach dwóch jego synów.

Druga strona nie angażowała się w podobne akcje. Złapanych szpiegów stawiano przed sądem i bardzo rzadko skazywano na karę śmierci. Zdemaskowani komunistyczni agenci często szli na ugodę z zachodnimi służbami i dzielili się z nimi wiedzą w zamian za złagodzenie kary. Włos z głowy nie spadł więc żadnemu sowieckiemu szpiegowi z niesławnej piątki z Cambridge – agentom, którzy zinfiltrowali brytyjskie służby. Nie próbowano też zabić Kima Philby'ego ani innych zbiegłych za żelazną kurtynę funkcjonariuszy zachodnich służb specjalnych.

– Dezerterzy na ogół uciekali do Związku Sowieckiego, a tam było raczej trudno przeprowadzić likwidację. Ponadto w rozumieniu kierownictw służb zachodnich konieczność życia w realiach Związku Sowieckiego była wystarczającą i długoletnią karą, czego pośrednim dowodem było nagminne rozpijanie się zbiegłej agentury. Ponadto zbiegowie mieli odciętą drogę powrotu, gdyż podwójny zdrajca miał podwójnie krótką perspektywę życia – wyjaśnia Rafał Brzeski. Zwraca uwagę, że czym innym było pozbycie się zagrożenia ze strony polityka (np. Fidela Castro) lub wysokiego funkcjonariusza służb przeciwnika. – Tu przykładem jest usunięcie zagrożenia, jakim był w latach II wojny światowej Reinhard Heydrich, szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), zlikwidowany przez Brytyjczyków rękami czechosłowackiego podziemia, który był już niebezpiecznie blisko wykrycia tajnych kontaktów szefa Abwehry admirała Wilhelma Canarisa z szefem MI6 (sekcji brytyjskiego wywiadu wojskowego odpowiedzialnej za wywiad zagraniczny) Stewartem Menziesem – przypomina ekspert.

Stare nawyki

Zwyczaje z czasów zimnej wojny przetrwały na Łubiance i w „Akwarium" również po rozpadzie ZSRR. Zwłaszcza że na stronę zachodnich służb wciąż przechodzili funkcjonariusze zniechęceni tym, że w nowej Rosji przetrwało tak wiele patologii z czasów Związku Sowieckiego. W 1992 r. uciekli więc, korzystając z chaosu po rozpadzie ZSRR: pułkownik GRU Stanisław Łuniew, były szef laboratoriów pracujących nad wojną biologiczną Kanatjan Alibekow oraz archiwista z KGB Wasilij Mitrochin, który zabrał ze sobą tysiące stron tajnych dokumentów z archiwów Łubianki. W 2000 r. przeszedł na stronę Amerykanów Siergiej Trietiakow, zastępca szefa nowojorskiej rezydentury wywiadu SWR. Nawet więc na progu rządów Putina dochodziło do spektakularnych „zdrad".

Oczywiście, wraz z dojściem do władzy na Kremlu byłego szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa rosyjskie służby zintensyfikowały polowanie na odszczepieńców. W 2006 r. umiera więc na oczach całego świata, otruty radioaktywnym polonem w Londynie, pułkownik FSB Aleksander Litwinienko. Publicznie mówił on o związkach Putina z najgorszymi mafiosami i o współpracy FSB z islamskimi terrorystami, w tym o jej udziale w wysadzaniu bloków mieszkalnych w rosyjskich miastach w 1999 r. Domniemany zabójca Litwinienki oficer FSB Andriej Ługowoj został co prawda objęty zachodnimi sankcjami, ale w nagrodę za wykonanie zadania został deputowanym do Dumy.

Dr Matthew Puncher, brytyjski ekspert, który odkrył, że Litwinienkę otruto polonem, został zasztyletowany w swoim domu w 2016 r. (policja uznała to za samobójstwo). 48 godzin przed otruciem Litwinienki zmarł nagle w Londynie rosyjski dyplomata Igor Ponomariew. Jego zgon nastąpił tuż przed zaplanowanym spotkaniem z przedstawicielem włoskich śledczych, z którym miał rozmawiać o związkach rosyjskich tajnych służb z przestępczością zorganizowaną.

Seria dziwnych zgonów dotknęła również oligarchów skonfliktowanych z Putinem i jego ekipą. W 2013 r. został znaleziony martwy w swojej rezydencji w Surrey Boris Bieriezowski, jeden z najbogatszych ludzi w Rosji lat 90., a później wróg Putina i przyjaciel Litwinienki. Oficjalnie orzeczono, że powiesił się na dwóch ręcznikach przywiązanych do kranów wanny, ale nieoficjalnie wiadomo, że brytyjskie tajne służby uznały jego zgon za zabójstwo. W 2008 r. zginął w swoim domu w Surrey Badri Patakarciszwili, wspólnik Bieriezowskiego, który przed śmiercią mówił, że wysłano przeciwko niemu ekipę czterech zabójców. W 2012 r., również w Surrey, substancją pochodzącą z egzotycznej rośliny otruty został Aleksander Perepilicznyj, rosyjski biznesmen, który dzielił się z brytyjskimi służbami swoją wiedzą o tzw. aferze Magnickiego, czyli gigantycznym przekręcie z udziałem rosyjskich tajnych służb i mafii. Oficjalnie ci ludzie nie zaliczają się do zbiegłych na Zachód funkcjonariuszy wywiadu, ale otarli się o największe tajemnice rosyjskiej władzy i mogli zostać zlikwidowani dlatego, że o tych sekretach mówili.

Ogółem eksperci zidentyfikowali kilkanaście dziwnych zgonów, do których doszło w ostatnich latach w Wielkiej Brytanii i których sprawcami mogły być rosyjskie służby. Zresztą do tego typu likwidacji dochodzi też w innych krajach. Wspomniany wcześniej dezerter z SWR Siergiej Trietiakow zmarł w dziwnych okolicznościach w 2010 r. w USA. W 2015 r. w waszyngtońskim hotelu najprawdopodobniej pobity na śmierć został Michaił Lesin, medialny oligarcha, współzałożyciel stacji Russia Today, który poszedł na tajną współpracę z FBI.

Czasem mogą być też zabijani „zdrajcy", których oficjalnie nie zdemaskowano. Skraca im się życie i urządza państwowe pogrzeby z honorami, by ukryć to, że wróg zdołał zwerbować ludzi stojących tak wysoko w hierarchii władzy. Pod koniec 2016 r. i na początku 2017 r. doszło do serii zgonów wysokiej rangi rosyjskich dyplomatów. W przypadku co najmniej dwóch z nich orzeczono, że popełnili samobójstwo za pomocą broni palnej. W Nowym Jorku nagle zmarł Witalij Czurkin, ambasador przy ONZ w randze wiceministra spraw zagranicznych. Rzekomo dostał zawału serca tuż po rozmowie telefonicznej z Putinem. Czyżby ktoś przeprowadzał cichą czystkę wśród dyplomatów przekazujących informacje amerykańskim służbom?

– Całkiem możliwe. W Rosji tradycyjnie „wymiata się" agenturę przeciwnika w drodze fizycznej likwidacji. W pragmatyce rosyjskiej życie ludzkie nie ma tak wielkiej ceny jak w służbach zachodnich. Ponadto system sowiecki nie miał wielu możliwości ukarania drogą pozbawienia człowieka czegoś cennego. Zostało tylko życie. Sposób działania służb postsowieckich nie zmienił się na tyle, żeby stare przyzwyczajenia poszły w zapomnienie – tłumaczy Brzeski.

Postać zbyt złożona?

Obserwowanie dziwnych zgonów ludzi związanych z rosyjskimi tajnymi służbami, wojskiem i dyplomacją może jednak łatwo prowadzić do paranoicznych wniosków. Te zgony, mogące być „wymiataniem obcej agentury", dotykały też bowiem osób z samego szczytu tych służb. I tak np. na początku stycznia 2016 r. umiera, oficjalnie z przepracowania, gen. Igor Siergun, szef GRU od 2011 r. Jak wspominał go gen. Peter Zwack, amerykański attaché wojskowy w Moskwie w latach 2012–2014, gen. Siergun „choć kierował globalnymi operacjami przeciwko naszym interesom, to paradoksalnie postrzegał ciągłą konfrontację z USA i Zachodem jako niebędącą w interesie Rosji". Zwack w artykule poświęconym Siergunowi nazywał go „złożoną postacią, od której można się było wiele nauczyć" i czynił aluzje do tajnych kanałów komunikacji między zwaśnionymi krajami.

Siergun w 2013 r. złożył oficjalną wizytę szefowi DIA (amerykańskiego wywiadu wojskowego) gen. Michaelowi Flynnowi. Czyżby zginął, bo ktoś dopatrzył się w jego działaniach przekroczenia cienkiej granicy „zdrady"?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Zdrajcy odwalą kitę. Wierzcie mi. Ci kolesie zdradzili swoich przyjaciół, swoich towarzyszy broni. Cokolwiek dostali w zamian, to udławią się tymi 30 srebrnikami – mówi rosyjski prezydent Władimir Putin na krótkim nagraniu z 2010 r. Film ten ponownie zaczął być wrzucany do internetu, gdy w Wielkiej Brytanii dokonano zamachu na Siergieja Skripala, pułkownika wywiadu wojskowego GRU, który szpiegował dla Brytyjczyków. Skripal, wraz ze swoją córką Julią, został zatruty gazem paraliżującym znanym jako nowiczok i produkowanym na potrzeby rosyjskich służb specjalnych.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku